No, drodzy państwo, zaczynają się coraz to dłuższe rozdziały. Szczęśliwie, wciąż mam trochę zapasu : )
16. WIĘCEJ NIŻ PRZYJAŹŃ
Następnego ranka Tom obudził ze straszliwym bólem szyi i karku. Wciąż leżał na kanapie, którą razem z DeCerto okupowali wieczorem.
Nie, z Hermioną, poprawił się w myślach.
Szybki rzut oka na zegarek podpowiedział mu, że jest już wpół do dziesiątej. Ziewnął, próbując się pozbyć uczucia zmęczenia. Gdy wstawał z sofy, zauważył, że we śnie został przykryty kocem. To musiała być Hermiona, pomyślał, zaskoczony. Rozejrzawszy się po namiocie, doszedł do wniosku, że dziewczyna zniknęła. Zastanawiając się, gdzie mogła wybyć, pomaszerował do łazienki, gdzie na szybko się opłukał, ignorując tępy ból pleców. Kiedy skończył, spojrzał na swoje obicie w lustrze, a potem zerknął na lewe przedramię i bliznę z czasów dzieciństwa.
Z przerażeniem przypomniał sobie wczorajszą rozmowę. Teraz miał do siebie pretensje, że chlapnął jęzorem i zaczął się zwierzać. Czemu postanowił zdradzić swe największe sekrety? Cenił sobie prywatność, więc nigdy nie opowiadał o własnych doświadczeniach. Dzięki chwili słabości Hermiona dowiedziała się naprawdę wiele, zbyt wiele. Nie dość, że zobaczyła go słabego i beznadziejnego, to jeszcze nagromadziła sporo szczegółowych informacji, niedostępnych dla innych. Co interesujące, jak dotąd nie obróciła się przeciwko niemu i zachowała te nowinki wyłącznie dla siebie. Gdyby był na jej miejscu, z pewnością zrobiłby użytek z najnowszych wiadomości. Mimo żałosnej sytuacji, w której się znalazł, wciąż mu pomagała, nawet po wszystkim, co jej powiedział. Musiał przyznać, że była prawdziwą zagadką.
Wyszedł z łazienki i usiadł przy kuchennym stole. Wakacje, o których opowiedział, należały do jednych z najgorszych, jakie przyszło mu przeżyć w sierocińcu. Co gorsza, była to pierwsza przerwa letnia, podczas której musiał zostawić różdżkę w szkole. Dumbledore zagroził mu też wydaleniem, jeżeli użyje wśród mugoli magii, albo choćby usłyszy o niepoprawnym prowadzeniu. To naturalne, że pod żadnym pozorem nie zaryzykowałby czegoś podobnego. Gdyby został wyrzucony ze szkoły, nawet dzisiaj, musiałby na dobre porzucić swą różdżkę i wrócić do niemagicznego świata, gdzie nie miał ani możliwości, ani krewnych, których udzieliliby mu wsparcia.
To naprawdę niedorzeczne, że nauczyciel miał tak wielką władzę nad uczniem. Zarówno nienawidził profesora, jak i się go obawiał. Zacisnął z gniewu zęby. Pewnego dnia dziadyga zapłaci za swoje, pomyślał, zdeterminowany. Gdy ukończy szkołę, wreszcie odzyska wolność i swobodę działania. Mimowolnie się uśmiechnął. Osobiście dopilnuje, żeby Dumbledore, Carter i cała reszta, która dotąd się nad nim znęcała, fizycznie bądź psychicznie, pożałuje własnych czynów. Oczywiście, wcześniej upewni się, że już nigdy nie znajdzie się w podobnej poddańczej sytuacji.
Wrócił wspomnieniami do dnia, w którym poznał Cartera. Od samego początku mężczyzna wydawał się nim pogardzać, ale – przyzwyczajony do takowego stanu rzeczy – nie poświęcił temu większej uwagi, bowiem bardzo szybko nauczył się nie oczekiwać złotych gór. Właśnie wtedy opiekun znalazł wypożyczoną z biblioteki książkę i pokazał swą prawdziwą twarz. Wciąż drżał na myśl o tamtym dniu. Pozbawiony magii, był tak cholernie bezsilny i bezbronny. Kiedy Carter z nim skończył, zostawił go leżącego na brudnej, wilgotnej podłodze, zamkniętego na cztery spusty. Wciąż pamiętał agonię, w której się niespodziewanie znalazł. Nieustannie tracił i odzyskiwał świadomość, przez co dni przebiegały mu przez palce. Gdy był w miarę przytomny, cholernie się bał, że kiedy znów odpłynie, więcej się nie obudzi. Najgorsze było to, że życie zawdzięczał czystemu przypadkowi, opatrzności, która nad nim czuwała. Wciąż miał w pamięci chcącą go pożreć ciemność. Nigdy wcześniej nie był równie przerażony wszechobecną nicością, która wydawała się rozprzestrzeniać. Za każdym razem, gdy musiał wracać do sierocińca, za każdym razem, gdy Carter znów go ciągnął do piwnicy, straszliwie się obawiał. Zrobiłby wszystko, żeby wyzbyć się tego przeklętego strachu.
Uniósł wzrok, kiedy usłyszał szelest przy wejściu do namiotu. Hermiona wróciła z torbą w ręku. Miała zarumienione od chłodu policzki, lekko rozwichrzone włosy, zaś na sobie płaszcz.
– Dzień dobry, Tom. – Uśmiechnęła się szeroko, zauważywszy go siedzącego przy stole. Zawsze nienawidził swojego imienia, a w ustach DeCerto brzmiało znośnie, żeby nie powiedzieć przyjemnie. – Nie jesteś rannym ptaszkiem, prawda? – zapytała kpiącym tonem, a następnie ściągnęła wierzchnią odzież. – Skoczyłam do pobliskiej wioski – kontynuowała, najwyraźniej będąc w nastroju do rozmów. – Jest dość mała, ale udało mi się kupić trochę pieczywa. – Wyciągnęła z torby kilka mniejszych bułeczek i chlebek. – Krajobraz jest naprawdę niesamowity. Góry są imponujące, a w nocy spadło sporo śniegu. Na zewnątrz jest przepięknie. Musimy potem wyjść na spacer. Nie powinieneś przegapić uroków wyżyny.
Tom nie mógł zrozumieć, jak ktoś może być równie entuzjastyczny i wyszczekany z rana, ale w jakiś niewyjaśniony sposób miło było słuchać paplaniny dziewczyny.
Odkładając chlebek na stół, Hermiona spojrzała na chłopaka, zaniepokojona jego zachowaniem. Wyglądał na przygnębionego, więc spróbowała odciągnąć go od ponurych myśli. Co prawda, w ogóle nie odpowiadał, ale uznała, że warto zaryzykować.
– Jak pewnie zauważyłeś, zdecydowanie bardziej wolę zimę, aniżeli lato – kontynuowała, podchodząc do aneksu kuchennego. – Nie znoszę upałów. – Zagotowała wodę na herbatę, a następnie machnięciem różdżki przeniosła dzbanek na blat. Wyjęła z szafki dwa talerze i wróciła do stołu. – Jak ci się spało? – zapytała, zajmując miejsce i sięgając po bułkę.
Tom wzruszył ramionami i nalał sobie herbaty. Hermiona była zaskoczona, ponieważ wydawał się dziwnie nastrojowy. Nigdy nie był szczególnie wesoły, ale dziś wyjątkowo zachowywał się gorzej. Zastanawiała się, czy wciąż rozmyśla nad ich wczorajszą rozmową. Szczerze powiedziawszy, sama była zaskoczona rewelacjami, którymi się podzielił.
Harry niegdyś opowiedział im o przeszłości Voldemorta – o dzieciństwie spędzonym w sierocińcu oraz czasach szkolnych. Gdy mówił o domu dziecka, sytuacja jawiła się znacznie lepiej. Dorastanie bez rodziców było okropną rzeczą, ale nie wyglądało na to, że Voldemort był poniewierany i źle traktowany. Z drugiej strony Harry widział tylko niewielką część wspomnień Dumbledore'a. Czy to zaś oznaczało, że profesor nie wiedział o kurateli Cartera? Gdyby miał tę świadomość, chłopak zobaczyłby go gdzieś, chociażby przemykającego po korytarzu. Możliwe też, że Dumbledore zataił mniej istotne informacje – oczywiście, z jego punktu widzenia.
Znów zlustrowała Toma. Siedział przy stole, wciąż wyglądał na zasmuconego i powoli popijał ciepłej herbaty.
W przeciwieństwie do Harry'ego Hermiona zobaczyła znacznie więcej, aniżeli migawki z myślodsiewni. Nie pochwalała tego, czego się dowiedziała. Obawiała się stojącej za blizną na przedramieniu historii, ale wczoraj zyskała potwierdzenie. Carter od samego początku źle traktował Toma. Naturalnie, ślizgon nie był aniołem, czego dowodziły opowieści o znęcaniu się nad innymi dzieciakami, grożeniu, kradzieży oraz używaniu magii dla zyskania szacunku i przewagi. W gruncie rzeczy mogła zrozumieć, dlaczego pani Cole nie przepadała za Riddle'em.
Gdy zmieniło się kierownictwo w sierocińcu, Carter wysłuchał krążących o Tomie historii. Wystartował więc z nieobiektywną opinią, jeszcze zanim właściwie poznał tajemniczego podopiecznego. Spodziewał się, że chłopak będzie się źle zachowywał i karał go w zdecydowanie niedopuszczalny sposób. Zachowanie Toma nie usprawiedliwiało metod Cartera. Kiedy przypomniała sobie obrzydliwy kształt blizny, zrobiło jej się niedobrze. Kierownik nie miał żadnego prawa do wymachiwania nożami, bez względu na przewinienia podlegającej mu sieroty, zwłaszcza że w tym konkretnym przypadku chodziło o książkę z biblioteki. Carter pobił do nieprzytomności dziecko, a potem zamknął drzwi do piwnicy. Hermiona szczerze nienawidziła tego człowieka. Tom prawie wtedy zginął. Z pewnością był przerażony. Jasne, jest Lordem Voldemortem, ale miał wówczas zaledwie dwanaście lat i był daleki od wyrządzonych w przyszłości szkód. Carter był mugolem, więc widział w podopiecznym zaburzone dziecko, najprawdopodobniej nękane chorobą psychiczną, niemniej jednak to wciąż nie uprawniało dorosłego do stosowania przemocy.
Szczegóły tamtego wydarzenia rzuciły światło na kilka kwestii. W swoich czasach zawsze zastanawiała się, dlaczego Lord Voldemort miał obsesję na punkcie nieśmiertelności, gdy był zaledwie nastolatkiem i miał przed sobą całe życie. Wiedziała, że stworzył swój pierwszy horkruks, dziennik, który unicestwił Harry w Komnacie Tajemnic, gdzieś w późniejszych latach nauki w Hogwarcie. Dlaczego szesnastolatek szukał sposobów na zapewnienie sobie nieśmiertelności? Hermiona z góry zakładała, że po prostu wiązało się to z czarną magią, którą się parał i tym, że w późniejszym czasie naprawdę wielu ludzi pragnęło jego unicestwienia. Czemu nastolatek posunął się do ostateczności?
Wreszcie zrozumiała, w czym tkwił prawdziwy problem. Tom prawie zginął w wieku dwunastu lat, a przez to zbyt wcześnie został skonfrontowany z możliwością własnej śmierci. Sama niegdyś była w sytuacji zagrożenia życia i wiedziała, jak to wpływało na psychikę i zmieniało pogląd na świat. W przeciwieństwie do Toma doświadczyła tego okropnego uczucia, będąc już prawie dorosłą. Nie zamierzała sobie wyobrażać, co trauma zrobiła z dziecięcym umysłem.
Wróciwszy do rzeczywistości, ponownie spojrzała na ślizgona. Wciąż trzymał w dłoniach kubek i miał beznamiętny, aczkolwiek trochę mroczny wyraz twarzy. Nie chciała widzieć go równie przygnębionego.
– Zrobiłeś noworoczne postanowienie? – zapytała, starając się brzmieć pogodnie. – Zawsze wymyślam jakieś głupstwa, które nigdy się nie spełniają – dodała, gdy rzucił jej zakłopotane spojrzenie.
– Co postanowiłaś tym razem? – spytał, chociaż gołym okiem było widać, że nijak jest zainteresowany.
Uśmiechnęła się złośliwie.
– Cóż, postawiłam na prostotę. Pomyślałam, że tak dla odmiany spróbuję nie przyćmiewać cię w klasie – wiesz, żebyś mógł odpowiedzieć na przynajmniej kilka pytań nauczycieli – odparła kpiącym tonem.
Tom wreszcie zareagował – uniósł z oburzeniem brwi, zaś Hermiona nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła gromkim śmiechem. Zmarszczył brwi, porzucając przygnębiającą postawę.
– Najwyraźniej czas wracać do Hogwartu – powiedział, zmrużywszy oczy. – Zrobiłaś się zbyt zarozumiała.
Uśmiechnęła się, gdyż wiedziała, że żartuje. Mimo poważnego wyrazu twarzy, w jego oczach błyszczało rozbawienie.
– Wydajesz się bardzo pewny siebie – kontynuowała przekornym tonem, patrząc nań z uniesionymi brwiami. – Naprawdę myślisz, że będziesz w stanie pokonać mnie na każdych zajęciach?
– Jestem najlepszy na roku od pierwszej klasy. – Uśmiechnął się wyniośle.
– Och, tylko dlatego, że nie zaczynałam nauki razem z tobą.
– Jak na kogoś, kto spóźnił się dwa miesiące na rozpoczęcie roku szkolnego, to zaraz pękniesz z nadmiaru protekcjonalności – odpowiedział, po czym nareszcie sięgnął po leżącą na stole bułeczkę.
– To zaś sprawi, że twoja porażka bardziej cię zawstydzi – parsknęła.
– Wygląda na to, że musimy poczekać do końca roku, żeby rozwiać twoje złudne marzenia, Hermiono.
Rozbawiony Tom Riddle był zdecydowanie lepszym kompanem, aniżeli przygnębiony. Oparła łokcie na stole i podparła głowę na dłoniach, nie ścierając z twarzy zadowolonego uśmiechu. Chłopak rzucił jej niepewne spojrzenie, bowiem nie odpowiedziała na zaczepkę.
– Co zaobserwowałaś? – zapytał, gdy dłużej milczała.
– Nic szczególnego, po prostu po raz pierwszy zwróciłeś się do mnie po imieniu – wytłumaczyła i uśmiechnęła się szerzej, gdyż się zarumienił. Nigdy wcześniej nie pomyślała, że czerwień na policzkach Toma Riddle'a będzie wyglądać równie uroczo. – Co planujesz robić po ukończeniu szkoły? – zapytała, zaskoczywszy samą siebie, bo przecież dobrze wiedziała, co zamierza.
– Szczerze mówiąc, to jeszcze nie zdecydowałem – odpowiedział, trochę skonfundowany. – Najprawdopodobniej poszukam jakiejś pracy.
– Myślisz o czymś konkretnym? – Automatycznie się zainteresowała.
– Zależy mi głównie na dobrych zarobkach – odpowiedział powoli. – Muszę spłacić część pożyczki studenckiej – dodał, gwoli wyjaśnienia, widząc jej zdezorientowanie.
Hermiona nie wiedziała, że pochodzący z biedniejszych rodzin uczniowie, dostający dofinansowanie na zakup podręczników i niezbędnego wyposażenia, musieli później spłacać szkołę.
– Co potem?
– Ciężko stwierdzić – odpowiedział w zamyśleniu. Przez chwilę milczał, a potem zmierzył dziewczynę uważnym wzrokiem, zupełnie jakby zastanawiał się, czy powinien zdradzać jej tajemnicę. – Szczerze mówiąc, nigdy nie opuściłem Anglii. Znam tylko i wyłącznie Londyn oraz Hogwart – urwał na moment. – Świat jest wielki i niezgłębiony, pełen wiedzy i nowych możliwości – kontynuował z podekscytowanym błyskiem w oku. – Słyszałem na przykład o grupie czarodziejów pochodzących z Albanii, którzy posługują się zupełnie innym rodzajem magii, aniżeli my. Opracowali też bardzo interesujące zaklęcie, dzięki któremu można latać bez wsparcia magicznych przedmiotów typu mioteł. Mówi się, że posiedli wiedzę, pozwalającą im podróżować poprzez sny.
Hermiona z radością patrzyła na podekscytowanego Toma. Wydawał się zupełnie innym człowiekiem, niż kilkanaście minut temu. Zaryzykowałaby nawet stwierdzenie, że opowiadając o możliwościach, był naprawdę szczęśliwy.
– Chciałbym trochę pozwiedzać i nabyć wiedzy – kontynuował z uśmiechem chłopak. – To, czego uczymy się w Hogwarcie, jest niewystarczające – dodał, zaś DeCerto była urzeczona widokiem. Mimowolnie się zastanowiła, czym jest to dziwaczne trzepotanie w żołądku. – Znowu to robisz – wytknął.
Uniosła brwi, wyrwana z zamyślenia. Zupełnie nie wiedziała, o co chodzi.
– Gapisz się – wytłumaczył. – Czy moje plany naprawdę wydają ci się tak niedorzeczne, że aż zaniemówiłaś?
– Wręcz przeciwnie, są wspaniałe. – Uśmiechnęła się szczerze.
– W porządku, odwróćmy w takim razie perspektywę. Co zamierzasz robić po skończeniu szkoły? – zapytał.
Hermiona zacisnęła usta. Czym chciała się zajmować w przyszłości? Nie miała wszak żadnych pomysłów. Czy „pozostanie przy życiu do momentu ukończenia misji" wchodziło w rachubę? Hm, najprawdopodobniej nie.
Zanim wyruszyła na poszukiwanie horkruksów i wkroczyła na pole bitwy, rzeczywiście miała marzenia i snuła wiele planów na przyszłość. Niektóre z nich były głupie i cholernie nierealne, jak na przykład rozwinięcie skrzydeł Stowarzyszeniu Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, ale sprawiały jej przyjemność. Inne miały bardziej przyziemny charakter, jak zdobycie dyplomu magomedyka czy też praca na stanowisku badacza w Ministerstwie Magii. Gdy nadeszła wojna, wszystko spełzło na niczym. Marzenia stały się niebezpieczne, zwłaszcza jeżeli nie miało się pewności, czy przyjdzie następny miesiąc. Od dwóch lat nie snuła dalekosiężnych planów, ograniczając się do życia codziennością. O czym mogła śnić, czego pragnąć? Niczego tak właściwie nie potrzebowała. Miała dosłownie wszystko, ale potem to straciła – rodzinę, przyjaciół, miłość…
Uniosła głowę i skrzyżowała spojrzenie z Riddle'em. W jego oczach niespodziewanie dostrzegła… troskę?
Tom spojrzał na Hermionę i natychmiast pożałował swojego pytania. Wcześniej była naprawdę pogoda, a teraz spochmurniała. Wyglądała nawet na trochę przestraszoną. Gdy podniosła wzrok, został zaskoczony ilością smutku i rozpaczy, których się dopatrzył. Widział to samo spojrzenie w Dziurawym Kotle, w Boże Narodzenie, kiedy wspomniała o swoich tragicznie zmarłych przyjaciołach. Znów emanowała podobnymi emocjami – melancholią, zrezygnowaniem, żałością i beznadziejnością.
Wtem zdał sobie sprawę, że była bardzo dobra w ukrywaniu bólu, który zdawał się być jej częścią. Zastanowił się, przez co przeszła, co spowodowało głęboko zakorzeniony smutek. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że znajoma wściekłość bierze go we władanie. Desperacko potrzebował się dowiedzieć, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, a potem upewnić się, że winowajca zostanie surowo ukarany. Jeżeli nie wydał zezwolenia, nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Hermiona zerwała kontakt wzrokowy i spojrzała na swoje dłonie, pozornie zagubiona w myślach lub wspomnieniach. Oczywiście, Tom nie zaprzestał obserwacji. Obawiał się, że wybuchnie płaczem, ale ten widok został mu oszczędzony. Najwyraźniej potrzebowała chwili, żeby wrócić do siebie, bowiem nim minęło kilka minut, ponownie nań spojrzała.
– Nie mam żadnych planów – podsumowała miękkim, choć stanowczym tonem. – Nie czeka na mnie przyszłość, którą mogłabym zaplanować – mruknęła pod nosem i szczerze wątpił, żeby zdawała sobie z tego sprawę. Wzięła głęboki oddech i odepchnęła ból. Oczywiście, tylko go zamaskowała, bowiem wciąż był w niej zakorzeniony.
Hermiona była zaskoczona łagodnością, jaką dostrzegła na twarzy Toma. Znów był zatroskany. Automatycznie zganiła się w myślach, że przysporzyła mu zmartwień, zwłaszcza że musiała się trochę natrudzić, aby go wcześniej rozweselić. Chciała dodać mu otuchy, a nie wciągać we własne problemy.
Czas się wziąć w garść, pomyślała, zdeterminowana. Użalanie się nad sobą jest po prostu żałosne.
– Może wyjdziemy na zewnątrz? – zapytała z delikatnym uśmiechem. – Musisz pokazać ci trochę wspaniałych widoków, które miałam przyjemność zobaczyć z rana.
Chłopak uniósł brew, a Hermiona odniosła wrażenie, że zdecydowanie bardziej wolał przedyskutować tę niezręczność. Co interesujące, zamiast podrążyć temat, wybrał milczenie. Była mu bardzo wdzięczna, bo przypuszczała, że nie zniosłaby dłuższego rozmyślania o przeszłości i poległaby na wymyślaniu wiarygodnych kłamstw dla usprawiedliwienia zachowania.
Tom spojrzał na Hermionę. Udzielona mu odpowiedź była niesatysfakcjonująca, ale całkiem szybko zrozumiał, że zebranie informacji będzie wymagało czasu i większego wysiłku. Gdyby zdecydował się naciskać, dziewczyna od razu nabrałaby wody w usta. Nie chciał też przyczyniać się do jej smutku. Uzmysłowiwszy sobie tor własnych myśli, prawie się roześmiał. Od kiedy przejmował się samopoczuciem innych? W normalnych okolicznościach nie zawahałby się z wyciągnięciem ciekawych informacji, nawet jeżeli wyrządziłby przesłuchiwanemu krzywdę. Gdyby to nie była Hermiona, bez wątpienia posunąłby się do ostateczności, byleby tylko zdobyć to, czego pragnie.
Zadrżał, kiedy przypomniał sobie, że w sumie już posunął się do najgorszego i to z zupełnie bezużytecznego powodu. Spojrzał na dziewczynę i wrócił wspomnieniami do momentu, gdy wiła się na ziemi, będąc pod wpływem klątwy torturującej. Cholernie ją wtedy zranił. Zacisnąwszy usta, w milczeniu patrzył, jak dziewczyna wstaje od stołu i machnięciem różdżki zaczyna sprzątać brudne naczynia. Czując wewnętrzny przymus, przymknął na moment oczy.
– Przepraszam, Hermiono – wyszeptał.
DeCerto zastygła w bezruchu, przez co jeden z talerzy roztrzaskał się na podłodze. Czy dobrze usłyszała…? Zamrugała ze zdziwieniem, po czym rzuciła Tomowi uważne spojrzenie. Chłopak wciąż siedział przy stole, przywdziawszy beznamiętną minę. Mimo sfrustrowania wiedziała, że zawsze stara się zachować kamienną twarz, kiedy próbuje ukryć targające nim emocje. Skupiła się więc na jego oczach, w których dostrzegła naprawdę wiele.
Co się stało? Z jakiego powodu było mu przykro?
– Przepraszam, że rzuciłem na ciebie Cruciatusa – doprecyzował, najprawdopodobniej zauważając jej zdezorientowanie i zmieszanie.
Hermiona uniosła ze zdumienia brwi. Była przekonana, że nigdy nie doczeka dnia, w którym Riddle postanowi odkupić swe winy i dobrowolnie przeprosić za swoje zachowanie. Szczerze mówiąc, prawie zapomniała o tamtym incydencie. Miała wrażenie, że zdarzył się wieki temu, gdy widziała w Tomie tylko i wyłącznie Lorda Voldemorta. Cholernie się wówczas bała. Kiedy posunął się do niewybaczalnego, przeraziła się na śmierć. Leżąc na ziemi, była przekonana, że zginie.
Z trudem przełknęła ślinę, patrząc w te jasnoszare oczy, teraz łagodne, a niegdyś krwistoczerwone i przepełnione najprawdziwszą chęcią mordu. Okrążyła stół i podeszła do chłopaka, który spojrzał nań z lekko uniesionymi brwiami. Z pewnością przepełniała go niepewność, zupełnie jakby próbował przygotować się na stawienie czoła konsekwencjom swoich czynów. Nie chcąc dokładać mu więcej zmartwień, pochyliła się do przodu i go przytuliła. Pod palcami wyczuwała napięte do granic możliwości mięśnie.
– W porządku, nie trzymam urazy – wyszeptała mu do ucha. – Wybaczam.
Zamknęła oczy i wzmocniła uścisk, pragnąc podzielić się ciepłem. Nim minęła chwila, oplótł ją ramionami w pasie. Trwali tak przez moment, po czym zdecydowała, że najwyższy czas wrócić do normalności. Odsunęła się troszkę i uśmiechnęła, widząc wypisane na jego twarzy wahanie. Wyglądał naprawdę uroczo. Jest cholernie przystojny, pomyślała mimochodem.
Zaczerwieniła się gwałtownie, a następnie odwróciła i chrząknęła, aby przeczyścić gardło.
– Skoro wyjaśniliśmy sobie dawną waśń, naprawdę proponuję spacer.
Szli wąską ścieżką, przyjemnie zapadając się w grubej warstwie śniegu. Hermiona wzięła głęboki oddech, napawając się chłodnym zimowym powietrzem, po czym pozwoliła swojemu spojrzeniu błądzić po pozornie bezkresnych szkockich wyżynach.
– Krajobraz jest przepiękny, prawda? – Uśmiechnęła się do Toma.
Wyznaczała kierunek, a chłopak szedł krok za nią. Wiatr zmierzwił mu włosy, zaś na twarzy znów miał beznamiętny wyraz, aczkolwiek dałaby sobie głowę uciąć, że minimalnie unosił kąciki ust. Przez chwilę szli zatopieni we własnych myślach, ale potem wzmógł się śnieg, który utrudniał poruszanie. Hermiona szczelniej owinęła się płaszczem, bo zaczynało się robić coraz zimniej. Właśnie kiedy pomyślała o powrocie, zobaczyła miejsce, gdzie góry stworzyły stosunkowo małą jaskinię. Pod skałami mogą znaleźć w miarę suche miejsce do przycupnięcia, całkiem dobrze sprawdzające się jako schronienie przed wiatrem i prószącym śniegiem.
– Odpocznijmy przez chwilę – zaproponowała, wskazując na wypatrzone miejsce.
Tom przytaknął, więc ruszyli w stronę groty. Gdy dotarli na miejsce, usiedli, zaś Hermiona oparła się plecami o ścianę.
– Teraz potrzebujemy tylko trochę ciepełka, prawda? – zapytała, po czym przywołała do siebie różdżkę. – Ferventer tectum – powiedziała i chociaż nie błysnęło żadne światło, chłodny wiatr natychmiast ustał, a powietrze wokół nich zaczęło się nagrzewać. Gdy zrobiło się wystarczająco ciepło, zdjęli ciężkie płaszcze. Hermiona westchnęła z zadowoleniem i oparła się głową o kamienną ścianę. – Zdecydowanie lepiej – wymruczała.
Siedzieli przez jakiś czas w jaskini, obserwując spadające płatki śniegu, dodające następnej warstwy puchu do i tak dużych zasp.
– Mogę o coś zapytać? – zagaił w pewnym momencie Tom.
Spojrzała na niego i zauważyła, że ponownie przywdział beznamiętną maskę.
– Jasne – odpowiedziała.
– Wczoraj, kiedy wpadłaś do sierocińca, aportowaliśmy się od razu do Dziurawego Kotła – podsumował, przez co od razu wiedziała, do czego zmierzał. – Jak tego dokonałaś?
Aż zaniemówiła z wrażenia. Jak wybrnąć z ambarasu…? Miał przecież całkowitą rację. Wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiała, ale na alei Pokątnej nie sposób się aportować, chyba że w wyznaczonej przez Ministerstwo strefie – dokonała więc niemożliwego. Oczywiście, wiedziała jakim cudem. Najprawdopodobniej w przełamaniu bariery pomogła jej magia Czarnej Różdżki, ale przecież nie mogła powiedzieć o tym na głos. Zamrugała i spojrzała na Toma, który wciąż patrzył nań wyczekująco.
– Cóż, to nie było szczególnie trudne – odparła, próbując zbagatelizować sprawę. – Nic wielkiego, naprawdę.
– Tak przypuszczałem, że powiesz coś podobnego. Już wcześniej używałaś tego usprawiedliwienia, jak wtedy, kiedy przełamałaś ministerialne zabezpieczenia odnośnie stosowania magii przez nieletnich czarodziejów. Swoją drogą, to też jest niemożliwe – wytłumaczył spokojnym tonem, ale wiedziała, że jest bardzo zainteresowany tematem. – Jakim cudem przebiłaś się przez osłony? I proszę, nie obrażaj mojej inteligencji, mówiąc, że to całkiem proste.
Hermiona zaczęła się denerwować, gdy uniósł w oczekiwaniu brwi. Nie było mowy, żeby zdradziła mu prawdę. Gdyby opowiedziała o cudzej magii, musiałaby, ciągiem logicznym, przejść do tematu Czarnej Różdżki, żeby zakończyć na przypadkowej podróży w czasie. Skoro zdradziłaby się z prawie wszystkimi tajemnicami, dlaczego by nie posunąć się jeszcze dalej i nie powiedzieć mu o Lordzie Voldemorcie i wojnie w czarodziejskim świecie? Och, może by też wspomnieć o przepowiedni i Harrym Potterze. Absolutnie wykluczone. Westchnęła ze zmęczenia. To oczywiste, że musiała pominąć te wszystkie szczegóły, aczkolwiek wolała nie zagłębiać się w dalsze kłamstwa.
– Cóż, powiem w takim razie, mój drogi Tomie, że jestem nadzwyczajną czarownicą, a ty byłeś świadkiem moich niewiarygodnych rewolucyjnych umiejętności – podsumowała kpiącym głosem, stawiając na humor, zamiast na szczerą prawdę.
Ślizgon natychmiast się rozzłościł. To naturalne, że był rozdrażniony wymijającą odpowiedzią, ale nijak można rozwiązać ten problem. Chociaż chciała, nie mogła postawić na szczerość. Z czasem mu przejdzie, pomyślała. Nerwowym ruchem odgarnęła włosy z twarzy, po czym zaryzykowała spojrzenie na Toma, który wciąż patrzył nań ze zmrużonymi oczami. Sprawiał wrażenie zirytowanego, więc najwyraźniej trochę opanował złość. Hermiona czuła się winna.
Właśnie wtedy doznała olśnienia. Gdyby rzucił jej podobne spojrzenie przed kilkoma tygodniami, z pewnością byłaby przerażona i nie miałaby wyrzutów sumienia. Wszystko wskazywało na to, że ich relacja uległa diametralnej zmianie. Gdyby posprzeczali się przed wyjazdem na przerwę świąteczną, z pewnością nie siedziałaby obok niego. Była przekonana, że podobna różnica zmian skończyłaby się wcześniej atakiem, groźbą niechybnej śmierci bądź paskudnym zaklęciem.
– Twoje uniki powoli zaczynają działać mi na nerwy – powiedział, sfrustrowany.
Hermiona przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, a potem wybuchnęła śmiechem. Najzwyczajniej w świecie nie mogła się powstrzymać.
Tom zamrugał, gdy dziewczyna się roześmiała, a jego złość natychmiast wyparowała. Nigdy nie słyszał równie radosnego śmiechu – dźwięk był przyjemny, kojący i w pewien sposób niewinny. Właśnie poznał zupełnie nowe oblicze DeCerto. Ostrożność, którą zawsze wokół siebie wznosiła, całkowicie zniknęła, zastąpiona niespodziewaną beztroską. Miał wrażenie, że po raz pierwszy zobaczył jej prawdziwą twarz. Nawet nie przypuszczał, że potrafiła być tak wyzwolona i swobodna. Szczerze mówiąc, był zachwycony pięknem, którego właśnie doświadczył. Wyglądała, jakby promieniowała spokojem ducha. Gdy przestała się śmiać, spojrzała na niego, najwyraźniej wciąż wielce rozbawiona. W brązowych oczach widział naprawdę cudowny błysk.
Tom był oczarowany siedzącą obok dziewczyną. Hermiona była prawdziwą zagadką. Cechowała się siłą i potęgą, a czasami kruchością i podatnością na zranienia. Była strasznie zaciekłą przeciwniczką, ale jednocześnie charakteryzowała się dobrocią i łagodnością. Wciąż uśmiechała się ciepło.
Zanim się zorientował, co robi, wyobrażenie stało się rzeczywistością, dla której nie było żadnego usprawiedliwienia. Najprawdopodobniej po raz pierwszy w życiu zupełnie stracił rozum. Sięgnął ku dziewczynie i ujął jej policzki w dłonie. Gdy rozszerzyła ze zdziwienia oczy, pochylił się do przodu i złożył na jej ustach miękki pocałunek.
Hermiona została wzięta z zaskoczenia. Tom był bardzo delikatny i nie pospieszał sprawy. W głowie zaczęło jej wirować i nagle stała się strasznie wdzięczna za przytrzymujące ją w miejscu ciepłe dłonie. Zamknęła oczy i poddała się chwili błogości.
Kiedy zaczęło być naprawdę dobrze, chłopak się odsunął. Uniosła powieki i spojrzała na ślizgona. Patrzył wprost na nią, czujny i ostrożny – najprawdopodobniej czekał na reakcję, jakby usatysfakcjonowany, że oddała pocałunek. Oczywiście, nie dała się oszukać, bowiem potrafiła przejrzeć maski, które przywdziewał w zależności od sytuacji. Tym razem było podobnie. Gdy spojrzała mu w oczy, zobaczyła, oprócz samozadowolenia, nutę… niepewności. Czyżby obawiał się odrzucenia?
Bez zastanowienia wyciągnęła doń rękę, po czym położyła mu dłoń na ramieniu i pochyliła się do przodu. Tym razem to Tom był zaskoczony, ale szybko się zreflektował i z pasją odpowiedział na pocałunek. Wtem poczuła, że jest obejmowana w pasie i przyciągana bliżej, więc odwzajemniła gest, wplatając dłoń w jego gęste włosy i pogłębiając pieszczotę.
Czuła, że postępuje właściwie, podążając za dawno utraconym szczęściem. Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd mogła poszczycić się prawdziwym spełnieniem. Zupełnie zapomniała, dlaczego powinna nienawidzić Toma Riddle'a. Jedyne, czego była świadoma, to dotyku obcych ust na swoich własnych, obejmujących ją w pasie rąk, przyciskających do umięśnionej klatki piersiowej oraz dłoni zanurzonej w miękkich kruczoczarnych lokach. Czuła emanujące ciepło, które dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wtem ręka chłopaka przesunęła się w górę jej pleców i westchnęła, poddając się przyjemnym dreszczom. Tom przez chwilę kontynuował drobną pieszczotę, po czym położył dłoń na karku, przyciągając ją jeszcze bliżej. Serce Hermiony biło gwałtownie, w głowie świat wirował, zaś w brzuchu czuła przysłowiowe motylki.
Wtedy ślizgon przerwał pocałunek. Odetchnęła głęboko, zanim uniosła powieki i nań spojrzała. W szarych oczach zauważyła najprawdziwszą mieszaninę emocji i, prawdę powiedziawszy, nie była w stanie wszystkich zidentyfikować. Emanował zadowoleniem, przez co był jeszcze przystojniejszy. Jeżeli miała postawić na szczerość, również była usatysfakcjonowana. Nigdy wcześniej nie widziała na jego twarzy podobnego wyrazu.
Powoli się uśmiechnął i Hermiona odwzajemniła gest. Wyglądał piekielnie uroczo. Nie mogła się powstrzymać, nawet jeżeli chciała. Ponownie musnęła wargami jego usta, a następnie się doń przytuliła. Wciąż trzymał ją w objęciach.
W jaskini spędzili trochę czasu. Śnieg nadal padał, ale byli chronieni przez grotę, ogrzewani zaklęciem i własnymi ciałami. Obydwoje zatopili się w spełnieniu, które odczuwali.
Urok chroniący przed zimnem zaczął powoli zanikać, ale Hermiona nie czuła chłodu. Opierała głowę na piersi Toma, prawie siedząc mu na kolanach, dzięki czemu wciąż mógł obejmować ją w pasie.
– Podobają mi się twoje włosy – powiedział, raz za razem przeczesując je palcami.
Westchnęła z zadowoleniem, w pełni oddana pieszczocie.
– Cóż, tobie jedynemu – wyszeptała.
– Wracajmy do namiotu, dobrze? – zapytał, uprzednio pocałowawszy ją w czoło.
Niechętnie skinęła głową. Zdecydowanie wolała zostać w jaskini, w ich maleńkim świecie, odizolowanym od całej reszty i prawdziwego życia. Grota odegnała smutek i żal, które skrywała w sercu, zostawiając tylko i wyłącznie szczęśliwe emocje.
Zaklęcie ogrzewające było na wyczerpaniu i rzeczywiście zrobiło się chłodniej. Uniosła głowę i spojrzała na Toma. Nadal się uśmiechał i patrzył nań łagodnym spojrzeniem. Zanim zdążyła pomyśleć, co właściwie robi, owinęła ramiona wokół jego szyi i przyciągnęła go do siebie. Chłopak wzmocnił uścisk, a gdy kończył pocałunek, przygryzł jej dolną wargę.
Kiedy została pociągnięta do pozycji stojącej, wróciła do rzeczywistości, a razem z oprzytomnieniem, z radością powitała część zdrowego rozsądku. Ubrali się i wyszli z ukrycia, jakie zapewniała im mała jaskinia. Tym razem to Hermiona szła krok za Tomem, w pełni świadoma ciepłej dłoni ściskającej jej własną.
Wciąż czuła się oszołomiona biegiem wydarzeń, a trzepotanie w brzuchu nie ustawało nawet na moment. Całkiem dobrze znała to uczucie, ale żyła dotąd w przekonaniu, że nigdy więcej go nie zazna. Od tamtego straszliwego dnia w Ministerstwie Magii miała świadomość swego miłosnego wypalenia, a teraz okazało się, że była w błędzie – jednak odnalazła trochę szczęścia. Mimowolnie zaczęła błądzić spojrzeniem po idącym przed nią chłopaku. Z lubością obserwowała ciemne włosy Toma, szerokie męskie ramiona i bladą dłoń, która trzymała jej własną w kurczowym uścisku. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy poczuła szybsze bicie serca. Było cholernie dużo powodów, dla których powinna zdusić w sobie to rozwijające się uczucie, ale wszystkie wątpliwości zostały stłumione przez najzwyklejszą w świecie radość.
Gdy weszli do namiotu, Hermiona zamrugała, dziwacznie zagubiona i odrealniona. Możliwe, że przyczynił się do tego fakt, iż Tom puścił jej dłoń.
– Z początku nie przypuszczałem, że spacer okaże się równie owocny – zagaił z szerokim uśmiechem na twarzy, usiadłszy na kanapie.
Hermiona się zarumieniła i, szczerze mówiąc, była zaskoczona reakcją własnego ciała. Zazwyczaj niełatwo jest wprawić ją w zakłopotanie czy zawstydzenie, ale wyglądało na to, że ślizgon ma szczególny talent.
Cóż, muszę przyznać, że dziwnie się przy nim zachowuję, podsumowała i również podeszła do sofy. Zmierzmy się z prawdą – od samiuśkiego początku.
Usiadła w pewnej odległości. Czuła się niepewna zarówno swoich uczuć, jak i chłopaka. Postanowiła bardziej wybadać teren i rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Siedział z rękoma nonszalancko rozłożonymi na oparciu kanapy i wciąż uśmiechał się z zadowoleniem. Automatycznie spróbowała zbagatelizować satysfakcję. Zignorowała ten uśmieszek, dzięki czemu zauważyła, że patrzył nań miękkim wzrokiem.
Czas podjąć decyzję, postanowiła i przygryzła w zamyśleniu wargę. Gdy go pocałowała, znalazła się w niebie. Odsunęła wówczas od siebie masę wątpliwości, więc teraz też zdecydowała się zaufać instynktowi. Odrzuciwszy wahanie, przysunęła się bliżej Toma, który na to najprawdopodobniej czekał. Natychmiast wziął jedną rękę z oparcia i przyciągnął ją do ucisku, tak że finalnie oparła się na jego klatce piersiowej. Westchnęła z zadowoleniem i przymknęła oczy, Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd ostatnim razem była w ten sposób przytulona do mężczyzny. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tęskniła za normalną ludzką bliskością.
Po jakimś czasie postanowiła zwerbalizować myśl, która krążyła jej po głowie od czasu pocałunku w jaskini. Lub raczej odkąd przestał mnie nienawidzić, poprawiła się mentalnie.
– Żywiłam przekonanie, że za mną nie przepadasz – wyszeptała.
– Jeżeli dobrze pamiętam, to ty rozpoczęłaś naszą małą waśń – odpowiedział drwiącym tonem, uprzednio poruszywszy się niespokojnie na kanapie; potem przesunął pieszczotliwie dłonią po jej policzku. – W sumie to powinienem się zapytać, dlaczego od początku mnie nie znosiłaś, zwłaszcza że nie dałem ci żadnego powodu do nienawiści.
Hermiona prawie zerwała się z kanapy i wygarnęła mu swoje. Naprawdę była w stanie krzyknąć, że nie ona zaczęła „waśń". Z trudem się powstrzymała, biorąc kilka uspokajających oddechów.
– Nie nienawidzę cię – odpowiedziała w zamian, stawiając na ogólnikowość i obecną sytuację. W sumie powiedziała prawdę. Owszem, wcześniej nienawidziła Voldemorta całą sobą, ale teraz wszystko się zmieniło. Chcąc nie chcąc, Tom był Voldemortem, a jednak zapałała doń sympatią. Najwyraźniej wstręt, który żywiła do niego przez ostatnie dwa lata, z czasem uległ osłabieniu, a potem wyparował. Naprawdę czuła ulgę, patrząc w te jasnoszare oczy, nie kuląc się ze strachu, czy też nie wzdrygając się z obrzydzeniem.
To najprawdziwsza błogość, że nareszcie mogła skupić się na przyjemniejszych rzeczach, aniżeli wyłącznie przetrwaniu.
Ze zdumieniem nań patrzyła, aż niespodziewanie przestał się uśmiechać. Coś błysnęło mu w oczach, ale zniknęło, zanim zdążyła rozpoznać tę emocję. Wtedy, niespodziewanie, pochylił się do przodu i wyszedł z inicjatywą. Automatycznie przymknęła oczy i oddała pocałunek, który tym razem nie miał w sobie początkowej delikatności i niepewności – był gwałtowny, głęboki i desperacki. Tom zaborczo przyciągnął ją bliżej, więc odwzajemniła gest i wplątała mu palce we włosy. Razem zatracili się w namiętności.
Coś innego, a jednak równie ekscytującego i przyjemnego, pomyślała mimochodem, poddając się obezwładniającemu dotykowi, wprawiającego w dreszcze i pozostawiającego po sobie nienasycenie.
Jakiś czas później Hermiona stała w łazience i gapiła się z niedowierzaniem w lustro. Co najlepszego wyrabiała…? Co w ogóle sobie myślała…?
Musiała zapaść na czasową niemoc mózgową. To niewiarygodne, bo nigdy wcześniej nie zachorowała na podobną przypadłość. Zazwyczaj była racjonalna, czasem aż do przesady.
Mimowolnie spojrzała na swoje usta. Czemu pozwoliła na pocałunki? To było złe, niewłaściwe na wiele sposobów. Czyżby zapomniała, z kim miała do czynienia? Naprawdę musiała wyjaśniać sobie podstawowe rzeczy?
Całowała się z Voldemortem, czarnoksiężnikiem, który zamordował jej najbliższych – osobą, która od wielu, wielu lat terroryzowała czarodziejski świat i w gruncie rzeczy zniszczyła niezliczoną ilość żyć. Jakim cudem czuł doń coś innego niż niechęć? Co gorsza, nie tylko zgodziła się na namiętne pocałunki, to jeszcze kilka zainicjowała.
Czy było z nią nie w porządku?
Naprawdę entuzjastycznie podchodziła do sprawy. Jak mogła…? Prawdę powiedziawszy, była zdegustowana własnym zachowaniem. W pewnym momencie, kiedy zatraciła się w doznaniach, zupełnie zapomniała, z jakim mężczyzną się całuje.
Tom różni się od Voldemorta, racjonalizował cichy głosik w jej głowie. To niezaprzeczalny fakt, podsumowała, zdawszy się na logikę. W przeciwieństwie do swojego starszego odpowiednika Riddle zdecydowanie cechował się człowieczeństwem i ludzkimi emocjami. Czy to wystarczyło?
Przesunęła palcami po wargach, wciąż patrząc się pustym wzrokiem we własne odbicie.
Dziś przyjęła przeprosiny, ale czy naprawdę wybaczyła Tomowi grzechy, których dopuści się w przyszłości? Szczerze mówiąc, nie wiedziała, czy w pierwszej kolejności jest odpowiednią osobą do udzielenia rozgrzeszenia. Nie przemawiała głosem umarłych, bowiem wciąż przynależała do żywych.
Z drugiej strony czy powinna winić Toma za zbrodnie Voldemorta? Oczywiście, byli tą samą osobą, ale Riddle nie posunął się do ludobójstwa, był niewinny śmierci mugolaków z przyszłości. Czy naprawdę postępowała niesłusznie, obarczając go winą za przestępstwa, które się jeszcze nie wydarzyły?
Mieszkała z nim przez praktycznie tydzień i widziała jego prawdziwe oblicze. Nie był szczególnie uprzejmy, ale daleko mu było do okrucieństwa, stanowiącego znak rozpoznawczy Voldemorta. W jakiś niewyjaśniony sposób przez ten czas go polubiła i wciąż czuła się zobowiązana, aby sprawować nad nim pieczę. Obiektywnie rzecz ujmując, chociaż nadal był nastolatkiem, przeżył naprawdę wiele. Kiedy przynajmniej częściowo poznała jego historię, mogła zrozumieć, dlaczego nie darzył innych sympatią i zdecydowanie wolał trzymać dystans.
Mimo to… wciąż był Czarnym Panem.
Wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, bowiem musiała zastanowić się nad jeszcze jedną bardzo ważną rzeczą. Gdy została pocałowana, na nowo odkryła, że jest człowiekiem i potrzebuje wsparcia oraz dotyku. Myślała, że wszystko dlań stracone, a tu proszę – pogrzebane uczucia ujrzały światło dzienne.
Swoje pierwsze zauroczenie przeżyła w dzieciństwie, właściwie to dawno, dawno temu. Wróciła wspomnieniami do Simona Hillsona, chłopaka z sąsiedztwa, którego naprawdę polubiła – ot, szczenięca miłość, ale czuła się równie wspaniale, gdy pocałował ją, zanim wyjechała do Hogwartu. Następny był Wiktor Krum. Cholernie lubiła zainteresowanie, którym ją obdarzał. Mimo że był starszy, a ich związek nie trwał długo, wciąż pamiętała radość, jaką odczuwała, spędzając z nim czas.
Trzeci był Ron. Kiedy pomyślała o ostatnim chłopaku, musiała złapać się umywalki i głęboko odetchnąć. Prawdę powiedziawszy, nie powinna go tak trywialnie określać, bowiem był dlań kimś znacznie więcej, aniżeli nastoletnim zauroczeniem – był jej towarzyszem, przyjacielem, kochankiem i całym światem. Strasznie go kochała. Chociaż starała się nie marzyć, gdzieś tam w środku liczyła, że pewnego dnia, gdy ta przeklęta wojna dobiegnie końca, staną razem na wspólnym kobiercu i poprzysięgną sobie miłość do grobowej deski. Los bywał jednak okrutny i Ron odszedł, zanim zwyciężyli.
Wojna odebrała jej wszystko i dokonała wielu, wielu zniszczeń. Traciła cząstkę siebie w każdej bitwie, w której wzięła udział. Z dnia na dzień stawała się mniejsza, mniejsza i bardziej krucha. Obrazy, które nie chciały odejść w zapomnienie, nawiedzały ją praktycznie co noc, burząc zbudowany za dnia spokój.
Odkąd zaczęła się wojna i zaczęła tracić najbliższych, czuła się duchem. Wciąż walczyła i próbowała odmienić przeznaczenie, ale miała wrażenie, że jest pusta w środku. Czuła się uwięziona w nieskończonym koszmarze, zupełnie jakby dementorzy wyssali z niej duszę. Magiczny konflikt odebrał jej dosłownie wszystko, tylko po to, żeby zastąpić brakujące elementy bezbrzeżnym smutkiem i żałością.
W pewnym sensie ta beznadziejna egzystencja była znacznie gorszym losem od śmierci. Hermiona czasem po cichu pragnęła stracić przytomność i nigdy nie otworzyć oczu. Nieraz marzyła, żeby dołączyć do przyjaciół.
Odkręciła kurek i nabrała zimnej wody w dłonie, po czym ochlapała twarz. Musiała się otrzeźwić. Skończywszy, sięgnęła po ręcznik.
Kiedy została pocałowana, błogość odegnała uczucie pustki i bolesną samotność, która trawiła ją od wewnątrz. Dzięki ciepłym i namiętnym wargom była w stanie zapomnieć o przeszłości i poczuć, że znowu żyje. Tom trzymał ją w ramionach, dawał poczucie bezpieczeństwa i azyl, którego od dawna skrycie pragnęła. Jeżeli miałaby być szczera, to cieszyła się każdą minutą spędzoną w jaskini i na kanapie. Jeszcze się nie zorientowała, kiedy nastąpiła zmiana w uczuciach Toma, ale była niezaprzeczalna.
Kiedy przybyła do lat czterdziestych i pierwszy raz zobaczyła Riddle'a, z miejsca go znienawidziła z tak wielką zaciekłością, jaką pogardzała Voldemortem. Tom też nie dał jej powodów, żeby zmieniła zdanie – bywał chłodny, bezlitosny i okrutny. Teraz ta nienawiść zniknęła, nie pozostawiwszy po sobie nawet śladu. Gdy się pocałowali, pojawiło się zupełnie inne uczucie.
Wciąż jest Voldemortem, pomyślała z udręką.
Tom chodził w kółko, mając tysiąc myśli w głowie.
Z początku był zaniepokojony swoją impulsywnością, bo przecież nigdy nie działał pod wpływem emocji, zwłaszcza gdy w grę wchodziła dziewczyna. Zazwyczaj panny ani nie wprawiały go w zakłopotanie, ani nie tracił dlań głowy. Wystarczyło, że się uśmiechnął, bądź użył swojego uroku osobistego, żeby mieć wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Szczerze mówiąc, nie było to trudne wyzwanie, więc miał sporo doświadczenia z płcią przeciwną. Niejednokrotnie się całował, a nawet sypiał z kobietami. Gdy zaspokoił swe żądze, delikatnie dawał do zrozumienia, że to koniec, ponieważ panny były zbędne. Zawsze dbał wyłącznie o własną przyjemność. Kiedy zaczynał mieć stawiane wymagania, lub po prostu się znudził i tak kiepskim towarzystwem, natychmiastowo zakańczał znajomość, nie poświęcając zranionym dziewczynom żadnych myśli. Ze swoim wyglądem i urokiem nigdy nie miał problemów ze znalezieniem następnej chętnej. Można więc śmiało powiedzieć, że żadna z kobiet nie wprawiała go w zdenerwowanie czy zawstydzenie.
Czemu tym razem zachowywał się impulsywnie? Chciał zrozumieć swoje zachowanie, więc szukał usprawiedliwienia. Do wyjaśnienia pozostała też inna kwestia, a mianowicie, co sprawiało, że czuł się przyciągany do dziewczyny, przy której tracił nad sobą panowanie i zdolność logicznego myślenia?
Nie sposób zaprzeczyć, że Hermiona go pociągała. Gdy się nad tym głębiej zastanowił, doszedł do wniosku, że właściwie to od dłuższego czasu, ale w szkole pożądanie było napędzane w głównej mierze przez nienawiść i determinację. Pierwszy raz zwrócił nań uwagę, kiedy go zignorowała. Stanowiła wyjątek od reguły – kiedy się uśmiechnął, nie zaczęła mu jeść z ręki, ani nic podobnego. Zirytowała go, gdyż zareagowała zupełnie inaczej, niż przypuszczał. Potem, po pamiętnym pojedynku na lekcji obrony przed czarną magią i jej konsekwentnym przeciwstawieniu się, zaczął widzieć w niej przeciwnika – kogoś, z kim musiał się natrudzić, żeby zwyciężyć.
Teraz motywacja się zmieniła, ale rezultat pozostał ten sam. Hermiona wciąż go pociągała. To niewytłumaczalne przyciąganie wprawiało go w zakłopotanie i doprowadzało niemal do szaleństwa. Gdy pomyślał nad sprawą, zrozumiał, dlaczego postanowił przenieść ich relację na zupełnie inny poziom. Kiedy się całowali i dotykali, był w stanie odnaleźć spełnienie, którego mu wcześniej zawsze brakowało.
Zaprzestał przechadzki i z powrotem usiadł na kanapie. To naprawdę dziwaczne, że uświadomienie sobie podstawowych rzeczy zajęło mu tak dużo czasu. Za każdym razem, gdy Hermiona była blisko, poddawał się uczuciu. Nie spodziewał się niczego podobnego. Może właśnie dlatego potrzebował kilku miesięcy, żeby rozszyfrować swoje zachowanie i targające nim emocje.
Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wciąż nosił błyszczący złoty pierścień, skradziony niegdyś Morfinowi Gauntowi. Nieprawda, poprawił się w myślach, otrzymany w należnym spadku. Nadal miał w pamięci poczucie wyższości, kiedy odbierał swoją własność nieprzytomnemu wujowi. Ten podstarzały i chory na umyśle drań nijak mógł go powstrzymać, ponieważ był obrzydliwie słaby. Gdy Tom złożył mi wizytę w Little Hangleton, miał zupełnie inne rzeczy na głowie aniżeli zdobycie rodzinnej pamiątki, ale zobaczywszy pierścień, natychmiast zrozumiał, że jest mu przeznaczony. Chciał mieć go na własność, za wszelką cenę. Wtedy również został owładnięty przez to jakże znajome uczucie, które brało go w posiadanie za każdym razem, gdy patrzył na Hermionę.
Chciwość i zachłanność.
Była niczym pierścień – ważna, tajemnicza, potężna i niezwykle cenna.
Znów spojrzał na swoje dłonie. Musiał przyznać, że było to dziwne uczucie, ale żarliwe i niemożliwe do stłumienia. Chciał posiąść i zdobyć dziewczynę na własność. Może nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, ale należała do niego i nikt poza nim nie mógł jej tknąć.
Zdobycie Hermiony będzie zdecydowanie trudniejsze, aniżeli pierścienia Gauntów. Jest niełatwa w obsłudze, uparta i zdeterminowana, więc zauroczenie jej i zmuszenie do poddania się nie wchodziło w rachubę. W sumie dobrze, że postanowił pójść za ciosem i wykonał pierwszy krok. Gdy odwzajemniła pocałunek, w okamgnieniu zrozumiał, że nigdy nie zrzeknie się swojej własności.
Usłyszawszy dźwięk otwieranych do łazienki drzwi, natychmiast podniósł głowę. Z trudem wciągnął powietrze, kiedy zobaczył, że znów ma na sobie tę śmiesznie krótką, obcisłą koszulkę nocną bez rękawków i spodenki niezakrywające nawet połowy uda.
Uśmiechnęła się trochę niepewnie, a następnie wdrapała się na kanapę. Usiadła na kolanach, bokiem do oparcia sofy, twarzą do niego. Omiótł wzrokiem jej postać i nawet nie próbował stłumić swej zachłanności.
Hermiona oparła się o miękką kanapę, którą wczoraj przetransmutowała z jednego z łóżek. W łazience na poważnie rozważała czmychnięcie i zostawienie za sobą niepokojących uczuć, ale ostatecznie z małą irytacją doszła do wniosku, że nie jest w stanie postawić kreski na Tomie. Postanowiła zostać w namiocie, aczkolwiek czuła się niespodziewanie zmęczona po długim i obfitującym w wydarzenia dniu. Zamrugała, gdy uzmysłowiła sobie, że chłopak uważnie jej się przygląda.
Ciekawe, nad czym się zastanawia, pomyślała i uniosła pytająco brwi.
– Nie nosisz tego w szkole, prawda? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
Zmarszczyła w zdezorientowaniu brwi. Zupełnie nie rozumiała, do czego pił, bowiem miała na sobie ulubioną piżamę. Była cholernie szczęśliwa, gdy znalazła ją w zaczarowanej torebce. Może jednak bywała czasem próżna, ale co w tym złego? Jaki Tom miał w zasadzie problem? Ostatnie dni obfitowały w wysokie temperatury, więc chętnie skorzystała z możliwości schłodzenia się letnią odzieżą. Hm, czyżby pomyliła się w obliczeniach i piżama była średnio kompatybilna z latami czterdziestymi?
– Raczej nie rozumiem.
– Cóż, twoja piżama jest… obcisła i wiele odsłania.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, a potem szturchnęła go ręką.
– Nie spodziewałam się takiej pruderyjności, panie Riddle – zakpiła.
– Po prostu nie chcę, żeby ci idioci z Gryffindoru oglądali cię w piżamie – wymruczał w odpowiedzi.
– Jeżeli tego się obawiasz, to zapewniam, że nie paraduję w koszulce i spodenkach w pokoju wspólnym. – Z trudem zwalczyła chichot. – Jestem zmęczona. Chyba pójdę spać – dodała i ziewnęła.
Zesztywniała, kiedy Tom niespodziewanie pochylił się do przodu i w pieszczotliwy sposób przesunął dłonią po jej ramieniu. Oddała pocałunek, ale zanim zdążyła przymknąć oczy, odsunął się i uniósł kąciki ust.
– Dobranoc, Hermiono – wyszeptał jej do ucha.
– Dobranoc – odpowiedziała, speszona.
Właśnie wtedy zrozumiała, że opór jest nadaremny. Ciepłe uczucie, całkowicie nieodpowiednie, powróciło w okamgnieniu. Znów zapomniała o wszystkich swoich postanowieniach. Mimo faktu, iż powinna się odsunąć i natychmiast udać do łóżka, pocałowała go ponownie. Z zadowoleniem wstała z kanapy, nie zauważywszy uśmieszku na twarzy Toma, a następnie pomaszerowała do swojego posłania i się położyła.
Co za dzień, podsumowała, przykrywszy się kocem i zwinąwszy w kłębek.
Czy naprawdę przeniosła się w czasie zaledwie dwa miesiące temu? Miała wrażenie, że jest tutaj od wieków. Gdy odzyskała przytomność na mugolskich polach, czuła się osamotniona i cholernie zagubiona. Teraz znów znalazła się pośrodku niczego, ale towarzyszyły jej zupełnie inne uczucia, a dodatkowo miała Toma. Oczywiście, nie powinna zapominać, kim tak naprawdę jest, ale postanowiła poddać się instynktowi, który podpowiadał jej, że jest bezpieczna i nawet szczęśliwa.
Owszem, trochę to paradoksalne i groteskowe, ale nie czuła się zagrożona w obecności Toma Riddle'a. Wcześniej to nazwisko wywoływało w niej strach i wzbudzało zmartwienie, teraz zaś cieszyła się z jego towarzystwa. Wtem zmęczenie znów dało o sobie znać, bowiem zaczęła odpływać. Gdy zasypiała, towarzyszyła jej jedna myśl – jak można być szczęśliwym, zdradzając swoich przyjaciół.
Hermiona bezradnie patrzyła, jak Ron się odwraca i zostaje uderzony klątwą uśmiercającą. Nie miał najmniejszych szans na unik. Z łopotem upadł na podłogę, gdzie zastygł w bezruchu. Na jego twarzy wciąż wypisane było najprawdziwsze zaskoczenie.
Coś było nie w porządku z Harrym. Niemal przyłożył twarz do ziemi, kurczowo trzymając się za głowę. Wyglądał, jakby był w okropnym bólu.
– Voldemort jest zbyt potężny, Hermiono. Wybacz, musisz go powstrzymać – powiedział z trudem, a z każdym słowem tracił coraz to więcej sił. Ostatecznie zamknął oczy, znów złapał się za głowę i zadrżał. Wtem przestał się trząść. Opuścił ręce, a kiedy otworzył oczy, jego tęczówki zmieniły kolor. Zamiast mienić się piękną zielenią, stały się szkarłatne…
– Hermiono…? Obudź się Hermiono!
Uniosła gwałtownie powieki i spojrzała wprost w szare, wypełnione zmartwieniem oczy. Jej oddech był szybki i nierówny. Spróbowała usiąść na łóżku i zauważyła, że ma z tym trudności przez wzgląd na niekontrolowane drżenie. Z pomocą przyszła jej ciepła dłoń, służąca za podporę.
– Hermiono…?
Uniosła głowę i zobaczyła, że przy łóżku przykucnął Tom, zaniepokojony i zatroskany. Wzięła głęboki oddech, aby uspokoić skołatane nerwy i z zaskoczeniem odkryła, że ma mokrą twarz. Pot…? Nie, tylko policzki – to łzy. Zmarszczyła brwi i spojrzała z powrotem na chłopaka.
– Koszmar? – zapytał kojącym tonem. – Wszystko w porządku? Czujesz się lepiej? – dodał, gdy ograniczyła się do skinięcia głową.
– Tak… – odpowiedziała zachrypniętym głosem.
Wciąż się trzęsła, więc opadła na poduszkę i zamknęła oczy. Westchnęła, czując ciepłą dłoń na policzku, powolnym ruchem ścierającą łzy, a potem Tom się odsunął i wstał z podłogi z zamiarem powrotu do własnego łóżka. Natychmiast uniosła powieki i złapała go za nadgarstek, zanim znacząco się oddalił.
– Zostań… – wyszeptała.
Chłopak przez chwilę nań patrzył, po czym usiadł na posłaniu i wsunął się pod koc. Hermiona automatycznie się do niego przytuliła i z zadowoleniem odnotowała, że objął ją ramionami. Zamknęła oczy, zaczęła wdychać przyjemny zapach oraz słuchać uspokajającego bicia serca i rytmicznego oddechu. Niekontrolowane drżenie powoli ustawało, więc pozwoliła sobie odpłynąć.
