Hej. Przypominam że wymienione postaci nie należą do mnie. Pożyczam i oddaję w stanie nienaruszonym ;p

Mike Franks wylegiwał się na leżaku przed swoim domem. Spędzał w ten sposób praktycznie każdy dzień. Za wyjątkiem tych dni, które spędzał w barze w El Rosario. Pomimo tego, że starał się odizolować od ludzi – w końcu z tym zamiarem opuścił NCIS i Stany kilkanaście lat temu – potrzebował raz na jakiś czas spędzić trochę czasu z innymi ludźmi. Kobietami. Każdy człowiek ma swoje potrzeby, które czasem wypadałoby zaspokajać. Wiele jednak zmieniło się trzy miesiące temu,gdy w jego domu zagościł jego dawny podwładny – dzisiejszy przyjaciel – Leroy Jethro Gibbs. Nie do końca był z tego powodu zadowolony. Powodem tego była najsympatyczniejsza kobieta jaką kiedykolwiek poznał – Abby Sciuto. Zdecydował nie mieszać się w ich relację. Widział, że była wyjątkowa. Abby jako jedyna miała numer telefonu do baru w El Rosario i do Camili, która odwiedzała mężczyzn co kilka dni.

Na samą myśl o Abby na twarzy Mike'a pojawił się uśmiech. Nie umknęło to uwadze mężczyzny, który wyszedł na niewielki taras z butelką tequili w ręce.

- Wyciągnij swoje myśli z rynsztoka – mruknął Jethro.

Mike podniósł głowę i spojrzał na niego. Ani trochę nie przypominał człowieka sprzed kilku tygodni. Siwa broda, nieogarnięte i zapuszczone włosy – nikt by nie powiedział, że ma styczność z byłym Marine.

- Moje myśli? Wiem, że zapłaciłbyś za nie i to dużo – zaśmiał się – taka sztuka mi się przypomniała, że jest czego pozazdrościć.

- Camila nie byłaby zadowolona, że mówisz o niej w ten sposób – pociągnął spory łyk alkoholu.

- Oj Praktykancie, ta jest lepsza i to o wiele lepsza. Rozgadana, wesoła, pełna energii – westchnął.

- To idź zrób to co wychodzi Ci najlepiej i ją przeleć – mruknął Jethro, biorąc kolejny łyk alkoholu.

- Czy Ty jesteś pewien tego co mówisz? - spojrzał na niego z dołu.

- No chyba, że to tylko łyse opowieści starego impotenta.

- Ej! Nie pozwalaj sobie – rzucił w niego pustą puszką po piwie.

- Czyli nie jesteś impotentem? - zaśmiał się.

- Nie! - pokręcił głową – ale prawda jest taka, że ją chyba kręcą starsi faceci, więc możesz mieć dobry pomysł. Jest tylko jeden problem.

- Jaki? Wkurzyłeś ją czymś?

- Nie, ona kocha innego – westchnął.

- Bierzesz się za mężatki? No Mike – zaśmiał się – nie spodziewałem się tego po Tobie. Rozbijać małżeństwa? Nieładnie – pogroził mu palcem.

- Nie, idioto. Mówiłem o Abby – warknął.

Spojrzenie z którym się spotkał sprawiło, że po prostu się zamknął. Dotknął w czuły punkt. Widział wściekłość która go ogarnęła. Temat Abby był tutaj tematem tabu. Wiedział, że Jethro zaprosił ją na kilka dni do Baja, ale wątpił szczerze, czy skorzysta z oferty. Pamiętał cały czas ta ciszę panującą w samochodzie, gdy byli w drodze na lotnisko. Postanowił odpuścić i zamilknąć.

Ciężka atmosfera zapowiadała się nieco rozluźnić. Do domku zbliżała się Camila z zakupami i pocztą. Jethro widząc ją odstawił pustą butelkę po alkoholu na parapet i podszedł do kobiety.

- Dzień dobry, Senior Gibbs – uśmiechnęła się.

- Dzień dobry. Jakaś poczta dla mnie?

- Niestety, emerytura dla Mike'a.

- Rozumiem, czy mogę skorzystać z Twojego telefonu? Jeśli nie, to nic się nie stanie. Wybiorę się na spacer do El Rosario.

- Och Senior Gibbs – postawiła siatki z zakupami na ziemi i wygrzebała z torebki telefon, który podała mężczyźnie – nie ma potrzeby jechać specjalnie do baru.

- Dziękuję – uśmiechnął się i złapał telefon – Mike siedzi na tarasie. W sumie jak zawsze.

- Nie spiesz się – uśmiechnęła się i odeszła.

Jethro natychmiast z pamięci wpisał na klawiaturze telefonu numer Abby i przyłożył go do ucha. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Jeszcze jeden. W słuchawce zapadła cisza. Nikt się nie odezwał. Nie włączyła się poczta głosowa. Odebrała.

- Abby? - szepnął.

Cisza

- Abbs – szepnął ponownie – wiem, że tam jesteś, ale się nie odzywasz. Dawno nie rozmawialiśmy. Powinienem był zadzwonić. Zrobić to wcześniej. Prosiłaś Mike'a żeby o mnie dbał, ale prawda jest taka, że gdyby się nie uparł, to wymieniałby mi butelki w ręce, z pustej na pełną. Umm.. - przerwał na chwilę – znajduję tu kawałki krewna tekowego, żeby połatać trochę jego dom. Sypie się. Okres mocnych wiatrów coraz bliżej. Marudzi cały czas, że hałasuje i zaburzam mu siestę. Ciekawe, czy jak mu zwieje dach nad głową, to też będzie marudził, że mu huragan przeszkadza w odpoczynku. Abby, ja… - westchnął – tęsknię za Tobą. Myślę cały czas o naszej ostatniej rozmowie. Myślę – usiadł na piasku – myślę o tym pocałunku i żałuję… - przerwał.

- Żałujesz, że mnie pocałowałeś? - odezwała się smutno Abby.

- Tak, żałuję że Cię pocałowałem…

- Gibbs, jak możesz? Nie powinieneś już do mnie dzwonić.

- Żałuję, że pocałowałem Cię tak późno – powiedział zdecydowanie – całe lata chroniłem Cię przed swoją miłością. Od kilku lat pocałunki w policzek sprawiały, że miałem, jak to się mówi? Motyle w brzuchu? Twoje wizyty w moim domu. Zawsze spałem na kanapie, bo wiedziałem, że nie będę w stanie tak po prostu dzielić z Tobą łóżko. Spać obok Ciebie. Obejmować Cię ramieniem, nie mogąc przytulić do swojego ciała tak jakbym chciał to zrobić.

- Dlaczego mówisz mi to przez telefon?

- Bo myślę o Tobie każdego dnia. Każdego dnia powtarzam sobie, że przyjedziesz tutaj, że nie muszę dzwonić. Aż do dzisiaj.

- To co się zmieniło, że zadzwoniłeś? - westchnęła.

- Uświadomiłem sobie, że potraktowałaś ten pocałunek jak pożegnanie, a nie jak obietnice powrotu, pomimo że właśnie to Ci tamtego dnia powiedziałem.

- Ale jak?

- To się czuje. Po prostu. Objęłaś mnie wtedy tak bardzo mocno, jakbyś miała nadzieję, że zostanę, że Cię nie opuszczę, a jak opuszczę to już na zawsze. Nie chciałaś, żeby ta chwila się kończyła. Czułem, że chciałaś czegoś więcej, niż tego jednego pocałunku.

- Bo tak jest. Ty już nie wrócisz, Gibbs – powiedziała smutno.

- Może przylecisz na kilka dni? Jeśli nie chcesz gnieździć się z dwoma staruchami w jednym domku, mogę wynająć Ci pokój w El Rosario. Chciałbym, żebyś przyleciała, żebym mógł to wszystko powiedzieć Ci jeszcze raz, ale tym razem prosto w oczy.

- Zastanowię się, dobrze? - przerwała – muszę kończyć. Mój szef przyszedł. Strasznie dużo ode mnie wymaga, nie mogę sobie tak po prostu z kimś rozmawiać w pracy. Mamy sprawę.

Po chwili zamilkła. Odsunął telefon od ucha. Rozłączyła się. Odłożył telefon i utkwił wzrok w nieskończoność oceanu.

Mike widząc, że skończył rozmawiać podszedł do niego po czym bez słowa usiadł obok niego.

- Co, nie chce z Tobą rozmawiać? - zaczął Mike.

- Rozmawiała ze mną – mruknął.

- Ale?

- Nie przyleci – zaczął przesypywać piasek przez palce.

- Powiedziała Ci to?

- Nie musiała. Ja to po prostu wiem. Wystarczyło, że powiedziała, że już nie wrócę do Waszyngtonu.

- To leć i udowodnij tej kobiecie, że się myli. Chłopie, co z Tobą jest nie tak? Siedzisz tu od trzech miesięcy i nawet nie próbujesz nic zmienić w swoim życiu. Ona kocha Ciebie, Ty kochasz ją. Nad czym tu się zastanawiać? Camila wraca do El Rosario, zabierze Cię ze sobą. Rzeczy na szczęście nie masz dużo.

Jethro ponownie podniósł telefon i wybrał na klawiaturze numer do NCIS, po czym spojrzał na Mike'a.

- NCIS, operator 10, Laura Miles w czym mogę pomóc? - kobieta odezwała się niemal natychmiast.

- Dzień dobry, nazywam się Mike Franks, jestem emerytowanym Agentem NCIS. Chciałbym prosić o połączenie z Dyrektor Sheppard. To pilne – powiedział spokojnie.

- Mike Franks do Dyrektor Sheppard – powtórzyła.

- Zgadza się. Mam nadzieję, że jest w tej chwili na miejscu. Tak jak wspomniałem, jest to ważne i musi dowiedzieć się o tym jak najszybciej.

- Łączę, proszę oczekiwać na połączenie – poinformowała i przekierowała połączenie.

- Co Ty do cholery robisz – mruknął wściekły Mike.

- Shh – uciszył go.

- Dyrektor Jenny Sheppard, w czym mogę pomóc Agencie Franks? - w słuchawce rozległ się głos Jenny.

- Bezpieczna linia. Natychmiast – wyszeptał Gibbs.

Kobieta zamilkła na chwilę.

- Jethro? Do cholery co się dzieje?

- Nie możesz podpisać urlopu dla Abby Sciuto.

- Co? Dlaczego?

- Jeśli to podpiszesz, już nigdy jej nie zobaczysz. Odejdzie z Agencji bez słowa. Musisz mi obiecać, że tego nie podpiszesz i że nie powiesz nikomu o tej rozmowie.

- Przerażasz mnie – mruknęła.

- Ona chce zniknąć, czuje to. Rozmawiałem z nią. Obiecaj mi, że tego nie podpiszesz.

- W porządku. Jethro, kiedy będziesz w Waszyngtonie?

- Za kilka tygodni. Muszę wystawić dom na sprzedaż.

- To może… - przerwała na chwilę – Wybierzemy się na kolację?

- Nie sądzę. Muszę kończyć. Tej rozmowy nie było. Dzięki – zakończył połączenie i spojrzał na przyjaciela – Wiesz, że jeśli ona się o tym dowie, to mi jaja urwie?

- Myślisz, że mogłaby się narazić na takie szkody? Idź, spakuj rzeczy. Poproszę Camilę, żeby na Ciebie poczekała. Pojedziesz z nią do El Rosario. Tam złapiesz autobus do Mazatlán . Samolotem do Waszyngtonu. To najszybsza trasa.

- Dzięki Mike – klepnął go w ramię, wstał i wbiegł do domu.

CDN.
Nie wiedziałam czy kontynuować wcześniejszą historię, czy zacząć coś zupełnie innego.
Miłego czytania kochani!