Był to zwykły poranek, nikt nie wie ile dni od balu minęło, nawet my. Wraith właśnie czytał sobie Tygodnik Podhalański. Siedział sobie w swoim ulubionym fotelu, który wywiózł ze świata żywych, ze swojego starego domu.
- Pug pug - powiedziała Nea
- Jak tam u ciebie, moja Wenus? - spytał Philips.
Ojomojojo nie ufał Grażyballinie, ponieważ znał się na czarnych bo sam był nim. Wiedział, że coś się swięci. Kiedy wszyscy bawili się zabawnie popijając bimberuszek i po prywatnym uczuciowym momencie z Neąą, on Widmo się zdzwonił i zniknął. Wolał przebywać w domu jego bytniastej kobietyy. (bytniczyny jego bytnej już małżonki, bytżonki)
- A nic, Saturn - powiedziała Niea wchodząc pewnie do swojego domu.
Nea wyglądała gorzej niż zazwyczaj. W lepkich pajęczych ręcach trzymała ogromną, księge z kształtami rubensa. (bo nie łądnie jest mówic gruba).
-Co tam trzymasz moja Julio dla mojego Romea?
Wraith zsunął swoje okulary do czytania na czubek nosa. Był tak wstrząśnięty faktem,że jego laska trzyma książkę większą niż stary i nowy testament razem wizięte. Patrzył na ten przerażający widok. Bał się fest.
-Przecież ONA nie czyta książek! -pomyślał -Ja w sumie też...To nie ma sensu.. już nic nie rozumiem...
- Ja- zaczęła równie przerażona NEEaa- Ja nawet TEGO nie podlewałam a samo urosło!
Pokazała mężowi innej rasy to monstrum jakim była tajemnicza księga.
- Cz-czy to jest... -Wraith aż wstanął tak był w szoku. Obawiał się, że jest to to oczym myśli.
- Tak. To jest a raczej byył papier toaletowy zasad świata. -przerwała na chwilę - poszłam się przejść by odświeżyć moje płuca i mój umysł władcy tego mego świata. Nagle na tablicy ogłoszeń moje zwykło nastolatkowe błękitne chyba oczy dostrzegły, że zamiast samotnego skrawka papieru, który zostawiłam moim robaczką misiaczką do zapoznanie się, znalazła się TO. -wskazała na kilku kilogramową cegłę pełną kartek.
Oboje się wzdrygli. Nea była trochę przerażona i zmartwiona. Widac było że TRAPi ją coś więciej ale Wraithmo nie rozumiał samic a tym bardziej nie wiedział o czym myśli sens jego istnienia.
-Spójrz memżu. -zrobiła mu tak, że gestem jej pajęczakowego paluszka wskazującego zachęciła go do podejścia do niej.
Felipe Jojoojomo podszedł do niej odstawiając Tygodnik na bok. Otworzył stronice tego monstrum na losowej stronie a jeszcze większe przerażenie namalowało się na jego trzech kreskach.
- Zasada numer dwieście pięćdziesiąt siedem..? - zawahał się. - Jeżeli morderca powiesi survivora, musi natychmiast opuścić mapę, na której się znajduje, inaczej uzna się jego czynność za kampienie. Wróć do artykułu tysiąc pięćset pięćdziesiąt siedem o kampieniu... - natrzech kreskach Wraitha malowała się dezaprobata wobec tworu psychopaty z Baltimore.
- A pa tera! Zasada numer dwieście pięćdziesiąt osiem, morderca nie powinien wieszać survivorów, bo jest to bardzo nie miły zachowanie wobec nich...
- NIE PODOBA MI SIĘ TO NEAA - jęknął Wraith.
- Cii spokojnie mały - powiedziała matczynie tuląc do siebie męża.

-Ileś jednostek czasu później-

Wciąż byli załamani tylko, że tym razem przy stole. Siedzieli na wiaderkach, które ukradł z wysypiska Spoczynku Azorka, i które były jako krzesła jak coś. Filip Jomo opierał swoją czarną w białe paski jak zeberka głowę na swojej byczastej ręce (bo tylko je ćwiczy) załamany całą sytuacją. Niedługo później przyszła do niego NEa z kubkami zaparzonej melisy. Podała mu jego różowy kubeczek w małe słodkie kotki z tiarami. BytNea upiła porządny łyk wrzącej mikstury ze swojego kubka z napisem ''Najlepsza żona ever''.
Czar nowy kolega rozmazał dłoniami swoje pasy na twarzy i przytrzymał swój przymsojny (przynajmniej dla Niiiii) ryjeczek swoimi mechanikowymi rękami. Postanowił powiedzieć słowa:
-Ja wiem kto może za tą tragedią stać. - powiedział patrząc się pusto przed siebie. Znów był smutny.
-Mów męmżusiu - powiedziała przeżuwając swoją herbatę.
-Grażybalina Grażlecter. - Powiedział tylko tyle ale po wypowiedzeniu tych słów po całym nim aż przebiegła Meg (w sensie że ciarki owo)
-Nie mo żli we! -powiedział z ustami pełnymi herbaty Niea.
-Tak! Znam się na ludziach mej rasy.
Biała aż zbledła ale nie było tego po niej widać. Przełknęła przerzute kawałki herbaty. Wiedziała, że to co mówi jej małżonek jest nie prawdą. Jednak musiał jeszcze o czymś wiedzieć. O czymś bardzo ważnym. Więc mu to powie za moment.
Tylko jak ..?
-Słuchaj. Jest jeszcze coś o czym muszę ci powiedzieć. - ten w sensie Wraith nie odpowiedział więc mówiła dalej. - Jo jystym w cionszy
Nagle Wraith magicznie zniknął ( ale wróci)
- Masakra
Ba dum tsss
Ba dum tsss
THE END