6

Rozdział VI

W poprzednim rozdziale:

Wypuszczając z ulgą powietrze, Severus przyjął podziękowanie i ich „kod" krótkim kiwnięciem głowy.

― Zrobię ci następny, na wszelki wypadek ― obiecał i z tymi słowami opuścił pokój, a jego umysł już pracował na pełnych obrotach, analizując wszelkie możliwości, chociaż nie było ich za wiele.


Minęło pięć kolejnych dni i Harry'ego zaczęła przytłaczać monotonia upływającego czasu, szczególnie gdy poczuł się już prawie całkowicie zdrowy i mógł normalnie oddychać. Wciąż bardzo szybko marzł, jednak powoli przybierał na wadze, a zamiast stosu koców wystarczał mu teraz ciepły sweter, no, może dwa albo trzy. Nie mając żadnego zajęcia, chodził od jednej ściany do drugiej; za jedyne towarzystwo służyło mu jak zwykle jego dwóch pielęgniarzożerców, którzy non stop narzekali na to, że muszą z nim siedzieć, i że to „taka strata czasu, skoro chłopak i tak umrze". W końcu Harry miał dosyć.

Niewiele było rzeczy, które irytowały Harry'ego bardziej niż nazywanie go „chłopakiem". Wuj Vernon i ciotka Petunia robili tak, odkąd sięgał pamięcią; chyba że byli w wyjątkowo podłych nastrojach, wtedy potrafili być kreatywniejsi.

Więc kiedy Nott wygłosił pogardliwą uwagę o tym, w jakim stanie był Harry, gdy znaleziono go na Privet Drive, a następnie zasugerował, że powinni „zostawić tam chłopaka, żeby zgnił", znowu dał się ponieść nerwom.

– Zamknij się! ZAMKNIJ SIĘ! Nie prosiłem was o ratunek, nie prosiłem o to, żeby tu być i na pewno nie prosiłem o dokarmianie mnie przed śmiercią. Więc gdybyś mógł po prostu ZAMKNĄĆ SIĘ i przez chwilę nic o tym nie mówić, byłbym naprawdę wdzięczny!

Nott patrzył na niego zmieszany, ale Avery wciąż uśmiechał się szyderczo. Nott, widząc to, poderwał się gwałtownie z krzesła i doskoczył do Harry'ego z wyciągniętą różdżką.

– To ty powinieneś uważać na to, co mówisz, chłopcze. Czy może mam ci pomóc i usunąć ci języczek z buzi, co Potter?

– Och, świetnie. Nie potrafiłeś mnie złapać, kiedy miałem różdżkę, ale teraz, uwięziony, jestem dla ciebie idealnym przeciwnikiem, hm? Tchórz – prychnął Harry.

Z ust Nott'a wyrwało się warknięcie i Harry wiedział już, że przesadził. Śmierciożerca rzucił się na niego, krzycząc zaklęcie, którego Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Ból eksplodował w całej jego czaszce; ogień trawił jego twarz, usta, oczy, szyję… Tylko Cruciatus mógłby być od tego gorszy. Poczuł w ustach dziwną pustkę – o mój Boże, odcięli mu język! Wił się na podłodze, a dookoła wszędzie była krew. Wylewała się z niego, z jego ust, uszu, nosa. Oblepiała jego twarz, gorąca i lepka jak przegniły owoc. Nie mógł oddychać, nie mógł nawet krzyknąć, więc cierpiał i cierpiał, w ciszy…

Gdzieś niedaleko rozległ się przytłumiony hałas. Harry skulił się na podłodze, przykrywając ramionami głowę, gdy obok niego zaczęły odbijać się zaklęcia. Ktoś krzyczał; później kolejny huk, dochodzący jakby spod wody… Próbował oddzielić ból i zamknąć go w schowku w swoim umyśle, ale bezskutecznie. Przełykał krew zalewającą jego gardło i dławił się pustką, w której powinien znajdować się jego język. W końcu poczuł skurcz w żołądku i zwymiotował do kałuży krwi, w której leżała jego twarz. Och, Merlinie. Proszę, już dłużej nie wytrzymam...

Po czasie, który wydawał się wiecznością, ręka dotknęła jego ramienia. Wzdrygnął się, posyłając tym samym kolejną falę przeszywającego bólu do żuchwy. Skulił się jeszcze ciaśniej, pragnąc z całego serca tylko tego, żeby agonia jak najszybciej się skończyła.

– Harry, chcę pomóc. Musisz odkryć twarz, żebym to zobaczył. – To głos Snape'a, dochodzący jakby z głębin oceanu.

Biorąc kolejny chrapliwy oddech, zebrał się na odwagę i opuścił powoli ramiona. Próbował otworzyć oczy, ale w ogóle nie czuł powiek; przez głowę przebiegła mu paniczna myśl, że już nigdy nie odzyska wzroku.

Snape zasyczał cicho, widząc jego twarz, ale już po chwili ciche inkantacje sprawiły, że większość bólu odeszła. Harry próbował powiedzieć mu jakoś o swoich oczach, o języku, ale nie mógł nawet poruszyć ustami. Jedynym dźwiękiem, jaki udało mu się z siebie wydobyć, był żałosny, cichy jęk, więc leżał tylko i pragnął, żeby to wszystko się wreszcie skończyło.


– Drogi Merlinie – wyszeptał Severus, widząc efekty zaklęcia Nott'a na twarzy Harry'ego. Chwycił delikatnie głowę chłopaka i podniósł ją lekko, by wlać eliksir w jego zakrwawione usta. Połowa mikstury wyciekła i spłynęła po jego brodzie, ale ta część, którą przełknął, wyeliminuje większość bólu, a zaklęcia powinny odbudować tkanki i narządy w ciągu doby lub dwóch; Nott naprawdę usunął jego język. To będzie bolesna noc dla Pottera.

– Nie próbuj otwierać oczu – powiedział cicho, widząc, że właśnie to stara się zrobić Potter. – Są uszkodzone i jeśli za wcześnie wystawisz je na światło, będzie to stan nieodwracalny. Poczekaj. To powinno pomóc. – Wyczarował szybko bandaż i owinął go wprawnie na jego skroniach.

Harry kiwnął raz głową, opartą na ramieniu Severusa i dopiero wtedy mężczyzna uświadomił sobie, że wciąż trzyma chłopaka przy sobie. Puścił go gwałtownie, prawie go od siebie odpychając, jednak wokół nie było nikogo, kto mógłby ich zobaczyć. Nott był martwy, Avery oszołomiony i sparaliżowany, a drzwi były zamknięte. Mimo wszystko powinien być ostrożniejszy.

– Spokojnie – wyszeptał i podniósł się z podłogi, trzymając Pottera w ramionach; nie było to trudne, bo chłopak wciąż był bardzo chudy. Kilka zjedzonych posiłków to za mało, żeby odbudować organizm. W dwóch długich krokach pokonał odległość dzielącą go od łóżka i położył na nim szybko Harry'ego. Poświęcił moment, by usunąć krew z jego twarzy. Chłopak wydawał się zasnąć, chociaż cały czas wstrząsały nim dreszcze; Severus westchnął. Jak głupie może być to dziecko? Prowokować śmierciożercę, w takim miejscu…

Spojrzał na ciało Nott'a i skrzywił się lekko. Zapłaci za to swoją cenę. Nie miał jednak wyboru; musiał go zabić – był to jedyny sposób na przerwanie tej klątwy.

Avery zaczął odzyskiwać przytomność, gdy drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczył Voldemort, jak zwykle w towarzystwie dwóch śmierciożerców. Przeszedł nad ciałem Nott'a, jakby w ogóle go nie zauważył i podszedł do łóżka.

– Usłyszałeś, co się dzieje, Severusie? I przyszedłeś chłopcu z pomocą?

Tyle było oczywiste; nie mógłby teraz skłamać.

– Tak, mój Panie. Przyznaję, że byłem blisko i usłyszałem krzyki. Kiedy zauważyłem, jakie zaklęcie rzucił Nott, bałem się, że bachor umrze od utraty krwi. Wiedziałem, że byś tego nie chciał.

– Nie, nie chciałbym tego. – Czarny Pan uniósł białą, kościstą dłoń i musnął palcem, najpierw policzek chłopca, a później opaskę zakrywającą jego oczy. Severus zauważył, że jego ręka ominęła z daleka sławną bliznę. – Dobrze się spisałeś, Severusie – powiedział w końcu, a jego wzrok przesunął się leniwie na nieruchome ciało Nott'a i na Avery'ego, który podnosił się niezgrabnie z podłogi. – Aczkolwiek wolałbym, żebyś karanie moich sług pozostawił mnie, chyba że rozkażę ci inaczej.

– Oczywiście, mój Panie. Jak sobie życzysz.

– Zawsze, Severusie. Pozwól jednak, że ci przypomnę. Crucio.

I świat rozpadł się i został tylko ból, więc krzyczał za siebie i za Harry'ego, który nie był w stanie tego zrobić, znajdując w tej myśli dziwne pocieszenie, aż w końcu było po wszystkim i ocknął się na kolanach, dysząc ciężko. Voldemort zniknął.

W pokoju został tylko Avery, który opierał się o ścianę i przyglądał się z groźną miną, jak Severus wstaje niepewnie z podłogi.

– Czarny Pan życzy sobie, abyś teraz to ty się nim opiekował, Snape. Stwierdził też, że właściwie możesz w ogóle stąd nie wychodzić, żebyś nie spóźnił się, gdyby ktoś znowu chciał skrzywdzić tego cholernego chłopaka. – Rzucił pogardliwe spojrzenie w kierunku zwłok Nott'a, odepchnął się od ściany i otworzył drzwi. – Powodzenia.

Drzwi zatrzasnęły się za nim z nutą ostateczności i Severus miał nieprzyjemne wrażenie, że właśnie został współwięźniem Pottera.

cdn.


W następnym rozdziale: Harry przyzwyczaja się do swojego nowego pielęgniarzożercy.