8

Rozdział VIII

W poprzednim rozdziale:

Żadna z jego zwyczajowych złośliwości nie zadziałała na chłopaka tak, jak powinna. Potter dalej leżał na łóżku, zabandażowana twarz wycelowana w sufit i zupełnie go ignorował.

Muszą się stąd wydostać. Jak najszybciej.


W gabinecie na szczycie najwyższej wieży Hogwartu, przez otwarte okno wyglądał na błonia Albus Dumbledore. Jego oczy utkwione były w falujących koronach drzew Zakazanego Lasu. Próbował nie ulegać zwątpieniu, które czaiło się cały czas na obrzeżach jego świadomości.

Wszystkie znaki, które otrzymał, wskazywały na to, że Harry nadal jest przetrzymywany przez Voldemorta, jednak że wciąż żyje. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodziło mu do głowy to, że Voldemort próbuje zabić Harry'ego jakimiś niemagicznymi sposobami. Być może przez zagłodzenie albo kontakt z czynnikami, które powodują powolną śmierć… Z jakiego innego powodu mógłby trzymać chłopca tak długo, bez żadnych triumfalnych zdjęć w Proroku Codziennym, którego redakcja była praktycznie pod jego wyłączną kontrolą, bez nawet najmniejszej kpiny ze strony jego licznych sługusów? Lucjusz Malfoy, dla przykładu, był ostatnio niespotykanie cichy, co samo w sobie mogłoby być niepokojące.

Zakon stał w zwartym szyku, gdy w grę wchodziły ataki dementorów, które dało się choć w małym stopniu przewidzieć, zaplanować, ale wszystkie rezerwy zostały już wykorzystane i byli zbyt rozproszeni, żeby poświęcić kogoś na żmudne poszukiwania któregokolwiek z jego „dwóch chłopców". Najbardziej martwiło go milczenie Severusa. Nie dostał od niego żadnej wiadomości, ani słowa. Od prawie dwóch tygodni. Zawsze, zawsze, Severus powiadamiał go – przez Patronusa, sowę, cokolwiek – kiedy miał być nieobecny dłużej, niż planował. Tym razem nie było od niego żadnych wieści, dokładnie od tego dnia, w którym zniknął Harry.

Odwracając się od okna, Dumbledore spojrzał na kobietę, która dotąd stała bez słowa pod drzwiami: Minerwa McGonagall. Była dla niego wyjątkowo cierpliwa, biorąc pod uwagę, że miała własne obowiązki, a on marnował jej czas na patrzenie przez okno. Ale użył tego czasu mądrze. Miał plan.

– Minerwo – powiedział w końcu, spoglądając na nią znad swoich okularów-połówek. – Co wiesz na temat dynamiki liczebności populacji?


Wiele, wiele mil od tego miejsca Severus Snape siedział przed wygaszonym kominkiem w pokoju, w którym było zbyt ciepło, a powietrze ciążyło od negatywnych myśli. Za nim, na łóżku leżał Złoty Chłopiec, jego chrapliwy oddech był jedynym dźwiękiem, rozchodzącym się po komnatach. Severus był zły na chłopaka, i to nie tylko dlatego, że tak bezmyślnie sprowokował Nott'a ani dlatego, że musiał zabić, żeby uratować jego życie, ani nawet nie dlatego, że jego oczy po prostu nie chciały goić się tak jak trzeba. Nie, był zły, bo chłopak wciąż nie przestawał się dąsać.

Och, Severus rozumiał, mniej więcej, potrzebę nastolatka, by być nadąsanym. Do diabła, Severus sam, od czasu do czasu, lubił trochę ponarzekać. Jednak na wszystko jest czas i miejsce, a teraz definitywnie nie mogli sobie na to pozwolić. Nie tutaj i nie z Czarnym Panem, kontrolującym każdy ich ruch. To tylko kwestia czasu, aż…

Krzyk przerwał jego zadumę i Severus zerwał się gwałtownie z fotela. Potter wciąż był na łóżku, dłonie przyciskał do zabandażowanej twarzy… Nie, przyciskał je do czoła. Wyginał się w łuk, jakby właśnie był pod działaniem Cruciatusa, i ten wrzask! Na duszę Merlina! Jak zraniony królik! Severus podszedł do niego szybko i złapał jego ręce, chcąc go unieruchomić; chłopak wbijał sobie paznokcie w bliznę, jakby próbował ją wydrapać. Jednak mimo ostatnich przeżyć, panika uczyniła Pottera mocniejszym i z łatwością wyrwał się z uścisku Severusa. Plecy wygięte miał tak mocno, że mężczyzna przez chwilę bał się, że złamie sobie kręgosłup.

Krew kapała z dłoni chłopca, a pod paznokciami miał zdarty z twarzy naskórek, mimo to nie przestawał drapać i krzyczeć.

Severus złapał go raz jeszcze, tym razem za ramiona, i przyciągnął do siebie, przyciskając jego plecy do swojej klatki piersiowej tak, że mógł utrzymać ręce chłopaka po obu stronach jego tułowia.

– Okluduj się, Harry – wyszeptał do jego ucha, chociaż szansa, że ktoś usłyszałby go przez te krzyki, była mała. – Oczyść umysł. No dalej. Wypchnij go. – Ale chłopiec nie słuchał albo nie był w stanie go usłyszeć i kolejne długie minuty mijały, a on wciąż krzyczał i krzyczał, tak długo, aż zaczął tracić głos. W końcu krzyki ucichły i został tylko ciężki oddech, a następnie zaległa cisza, sygnalizując koniec ataku i Severus rozluźnił uścisk.

Słyszał oczywiście, że Potter ma koszmary i wizje od Czarnego Pana, ale nigdy nie widział tego na własne oczy. Rzeczywistość jak zwykle okazała się gorsza od jego wyobrażeń. Chłopak cały czas miał drgawki po przeżyciu Cruciatusa. Znał objawy aż nazbyt dobrze. Zastanawiał się raz czy dwa w ciągu poprzedniego roku, czy to właśnie to widzi u Pottera, gdy spotkał go w ciemnym korytarzu Hogwartu albo późną nocą w gabinecie Dumbledore'a po jednym z takich „koszmarów", jednak uznał wtedy, że to niemożliwe. Teraz już wiedział. Zaczynał też rozumieć, że niewiele jest rzeczy niemożliwych, jeśli w grę wchodzi Harry Potter.

Wiedział, że drgawki uspokoją się z czasem, chociaż proces byłby szybszy, gdyby mógł dać chłopakowi eliksir, który wynalazł specjalnie do tych celów. Rozważał przez chwilę poproszenie o zgodę na przysłanie jednego, jednak zdecydował, że to zbyt niebezpieczne. Było całkiem możliwe, że Czarny Pan nie zdawał sobie do końca sprawy, jak silne jest połączenie między nim i chłopakiem… Jeśli faktycznie tak było, sprowadzanie akurat tego eliksiru, byłoby dość jasną wskazówką.

Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że Potter przylgnął do niego, zaciskając dłonie na rękawach jego szaty, i że wciąż nie odezwał się słowem.

– Wizja? – zapytał cicho.

Chłopiec pokiwał głową, opartą o jego ramię i wziął drżący oddech.

– Ukarał znowu Bellę… Wciąż wściekły…

Severus powstrzymał triumfalny uśmiech, cisnący mu się na usta. Nigdy nie lubił zimnej, zwariowanej suki i jeśli choć trochę wypadła z łask Czarnego Pana, to był podwójny sukces.

– Coś jeszcze?

Harry zaprzeczył głową i zajęczał; najwyraźniej nawet lekki ruch sprawiał mu ból.

– Nie ruszaj się przez jakiś czas – odezwał się Severus. – To minie.

– Wiem. – Głos chłopaka był tak zmęczony, tak zrezygnowany, że Severus na chwilę osłupiał.

Czy ktokolwiek z nich wiedział, tak do końca, przez co przeszedł ten dzieciak? Nawet biorąc pod uwagę tylko ostatnie pięć lat? O większości jego wyczynów słyszał od innych nauczycieli, jednak nie pytał nigdy o szczegóły. Wiedział, co mniej więcej stało się, gdy Potter spotkał Quirrella w komnacie z lustrem, i że jakiś cudem udało mu się pokonać bazyliszka i ducha Toma Riddle'a, po raz kolejny wychodząc zwycięsko ze swojej małej przygody. Wiedział, że Potter natykał się na dementorów więcej razy niż ktokolwiek inny, kto nie mieszkał w Azkabanie, i że ponownie musiał stawić czoła Voldemortowi po jego odrodzeniu na cmentarzu. Ale w jego głowie, wszystkie te wydarzenia były zawsze trochę abstrakcyjne. Nie zastanawiał się nigdy nad tym, jaki wpływ na psychikę dziecka mogło mieć to ciągłe walczenie i przeżywanie.

Jeżeli planem Czarnego Pana było okazanie Potterowi odrobiny życzliwości i w ten sposób zyskanie jego zaufania, by wykorzystać później chłopaka do własnych celów… Obawiał się, że była szansa, że to zadziała.

Dopóki jednak to się jeszcze nie stało…

– Musisz teraz wstać i się umyć Potter. Zaczynasz śmierdzieć.

Chłopak zesztywniał, wyraźnie obrażony i Severus kontynuował:

– Ile to już dni minęło, od kiedy brałeś porządną kąpiel, co?

Wzruszenie ramion. Czyli wracamy do obojętności, hm?

– Wiesz co, Potter? Albo wstaniesz sam i weźmiesz kąpiel, albo sam wrzucę cię do wanny, w ubraniach i wszystkim.

Potter poderwał się, wyrywając się z jego uścisku.

– Nie zrobiłbyś tego!

– Chcesz się założyć? Najwyższy czas, żebyś otrząsnął się z tego… tego letargu. Wystarczająco dużo czasu spędziłeś rozczulając się nad sobą.

– Nie rozczulam się nad sobą!

– Tak, rozczulasz – zaszydził. – Dyrektor ma o tobie takie dobre zdanie. Co by powiedział, gdyby cię teraz zobaczył?

– Zobaczyłby, że jestem ślepy, Snape! I, i…

– I co?

– I tutaj, sam, tak jak zawsze.

– Och, na litość Merlina, przestań. Nie jesteś sam. Ja też tu jestem, uwięziony tak samo jak ty.

– Nie tak jak ja! – Harry zaczerwienił się z wściekłości. Odwrócił się na łóżku w stronę Snape'a, mimo że i tak nie mógł go zobaczyć. Jego dłonie, spoczywające na kolanach, same zacisnęły się w pięści. – Co ty w ogóle wiesz? Myślisz, że mnie znasz, ale nie masz pojęcia, jaki jestem, ani co przeżyłem.

Ponieważ to było prawie dokładnie to, o czym przed chwilą myślał Severus, mężczyzna nie odpowiedział, zamiast tego wydając z siebie wymijające chrząknięcie, które przy odpowiednich intencjach mogło być odebrane jako prychnięcie śmiechu. I oczywiście chłopak dokładnie tak je odebrał.

– Jasne, śmiej się! – wybuchnął. – Co cię to obchodzi, że wszyscy, którym na mnie choć trochę zależało, nie żyją? Albo że moi jedyni krewni nienawidzą mnie, od kiedy tylko pamiętam, albo że zostawili mnie na pewną śmierć? Jedyne co cię obchodzi to, że wyglądam jak mój martwy ojciec, który był dla ciebie dupkiem, kiedy byliście młodzi. Ja nigdy nie zrobiłem ci nic złego, a i tak zawsze mnie nienawidziłeś. Traktujesz mnie jak robaka, tak samo jak oni. – Jego ręka wystrzeliła w powietrze, pokazując, że miał na myśli cały świat.

– Co z twoim fanklubem? – spytał Severus, próbując jeszcze bardziej rozzłościć chłopaka i wypchnąć go ostatecznie z apatii.

Potter wydał z siebie prawdziwe warknięcie.

– Ten sam fanklub, który szepcze za moimi plecami za każdym razem, gdy ta baba, Skeeter, napisze jedną ze swoich wyssanych z palca historii? Ten sam, który wierzył, że to ja spetryfikowałem swoich kolegów i próbowałem ich zabić. Ten, który myślał, że kłamię tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę? Ten fanklub?

– Miałem na myśli pannę Granger i pana Weasley'a.

– Ach. Oni. – Chłopiec uspokoił się nieco. – Hermiona zawsze była przy mnie. Zawsze. Ron… – Westchnął. – Nie do końca.

Zaskoczony, chociaż naprawdę nie powinien być – najmłodszy Weasley zawsze był raczej niedojrzały – Severus naciskał dalej.

– Nie tak rozkochany w tobie jak ona?

Tym razem to Potter wydał z siebie prychnięcie, brzmiąc na zdegustowanego.

– Zazdrościł mi… Był zazdrosny, kiedy moje imię wypadło z tej cholernej czary na czwartym roku. Zazdrosny, że jakiś palant-śmierciożerca próbował mnie zabić. Powiedziałem mu, że może sobie wziąć całą cholerną sławę i szepty, i głupie historie w Proroku Codziennym, i co tylko chce. Mnie z pewnością nie jest to do niczego potrzebne. Ja tylko chciałem być normalny. A nie znowu być jakimś dziwadłem.

Severus zmarszczył brwi, słysząc sposób, w jaki wymówił ostatnie słowo.

– Dziwadłem? – powtórzył.

Chłopiec osunął się na łóżko, ukrywając głowę w ramionach i chowając przed nim twarz. Widział tylko, jak wzrusza ramionami.

– Nieważne.

Och, nie, Potter, pomyślał Severus, nie teraz, gdy jestem już tak blisko, żeby sprowadzić cię z powrotem do twojej nieznośnej wersji.

– Kto cię tak nazywał? – spytał, strzelając w ciemno.

Tym razem Potter wzruszył tylko jednym ramieniem.

– Dursley'owie. Ale nie dbam o to.

– Nie?

– Nie! – Twarz Pottera wystrzeliła znowu w jego stronę, wykrzywiona złością. Dobrze. – I ty też nie, więc zostaw mnie w spokoju.

– Nie marzę o niczym innym – powiedział Severus. – Niestety jesteśmy tu zamknięci razem, ty i ja, i musimy sobie jakoś z tym poradzić.

Potter znowu prychnął i odwrócił się na łóżku, pokazując mu swoje plecy.

– Nieważne.

– Ostrzegałem cię… - Severus wyciągnął różdżkę i lewitował chłopaka, który zaskrzeczał oburzony, gdy zaczął unosić się nad łóżkiem. Smagnięciem i poderwaniem dłoni, wysłał Pottera do łazienki, podążając szybko za nim. Odkręcił kurki, nastawiając odpowiednią temperaturę i trzymając protestującego chłopaka pod sufitem, poczekał, aż woda napełni głęboką wannę do odpowiedniej wysokości. W końcu zakręcił kran, obniżył różdżkę i Potter wpadł do wody z satysfakcjonującym plaśnięciem.

Wypluwając wodę, Potter odgarnął z twarzy mokre włosy.

– Ty głupi, obślizgły…

– Dupku?

– Tak! – wrzasnął wściekle.

– Zaiste. Będzie ci wygodniej, jeśli zdejmiesz ubrania… czy może chciałbyś, żebym z tym też ci pomógł?

– Nie! Ja to zrobię. – I natychmiast zaczął ściągać z siebie mokry podkoszulek.

Severus z uczuciem satysfakcji podszedł do drzwi.

– Oczekuję, że wiesz jak posługiwać się mydłem, Potter, i że użyjesz go szczodrze. Zmienimy bandaże na twoich oczach po kąpieli, mimo to postaraj się ich za bardzo nie zmoczyć.

– Taa, w takim razie trzeba było nie wrzucać mnie do wody... – Słyszał mamrotanie chłopaka, gdy zamykał za sobą drzwi.

Severus wrócił do swojego fotela przed kominkiem i uśmiechnął się.


Harry mamrotał i pomstował przez resztę kąpieli, aczkolwiek, użył szczodrze mydła i starał się nie moczyć bandaży na oczach. Nie podobały mu się proroctwa Snape'a co do szans na odzyskanie wzroku i nie miał zamiaru pogarszać jeszcze sytuacji. Ale Snape to taki drań! I cham! Sarkastyczny i nieposiadający cienia zrozumienia dla uczuć innych ludzi!

Ale próbował uspokoić go podczas wizji i utrzymać go w miejscu, ulżyć mu w bólu… Oczywiście nie mogło mu się udać, pomyślał Harry goryczą. Voldemort był zbyt blisko, a jego gniew był zbyt silny. I Harry był do niczego z oklumencji.

Ale Snape próbował. I mimo wszystko ostrzegał Harry'ego, co do kąpieli. A w jednej kwestii na pewno miał rację; Harry śmierdział. Ile dni minęło, od kiedy stracił wzrok, od kiedy umarł Nott? Nie wiedział. Ciężko było śledzić upływ czasu, kiedy było się pogrążonym w ciemności, a jeszcze ciężej, gdy się nie jadło i nie spało.

Zapadał się w najczarniejszą otchłań o niewidocznych, gładkich brzegach, po których nie mógł się wspiąć i choć wciąż nie wiedział, jak się z niej wydostać, przynajmniej miał świadomość, że ktoś patrzy na niego z góry, i może będzie w stanie rzucić mu linę.

Może.

Mycie głowy i pilnowanie, żeby nie zachlapać twarzy, nie było najprostsze, ale udało się, gdy odchylił się w wannie do tyłu, by zmoczyć włosy, a później w ten sam sposób zmył z nich szampon. Prawdopodobnie nie wypłukał całej piany, jednak bez różdżki nie za wiele mógł na to poradzić. Nie to, żeby w ogóle mógł używać różdżki w wakacje, nie, dopóki nie skończy siedemnastu lat…

I wtedy uderzyła go myśl, na którą cała krew odpłynęła z jego twarzy, a drgawki po Cruciatiusie znowu się nasiliły. Użył magii, w domu Dursley'ów, kiedy przyszli po niego śmierciożercy. Nawet jeśli jakimś cudem udałoby mu się stąd wydostać żywym, nawet jeśli odzyskałby wzrok, czekało na niego wydalenie z Hogwartu. Albo w najlepszym wypadku rozprawa w sądzie, jak w zeszłym roku.

Wściekłość i rozpacz walczyły w nim zaciekle o dominację, gdy kończył się kąpać, szorując sztywnymi ruchami każdy skrawek skóry i zaciskając zęby z bezsilności. Spłukał z siebie mydło nieco spokojniej, jego gniew osłabł i powoli znowu zastępowała go pustka. W końcu wstał niepewnie w wannie i po omacku zaczął szukać ręcznika w miejscu, gdzie wydawało mu się, że wisiał ostatnio. Miękki materiał w jego dłoni był delikatniejszy, niż pamiętał i uspokoił go, przynajmniej trochę. Obwiązał go sobie wokół pasa i powoli, idąc obok ściany, wszedł do drugiego pokoju.

– Profesorze?

– Tak, Potter? – Głos Snape'a dochodził z okolic kominka, zauważył nieświadomie Harry, i wydawał się bardzo neutralny, bez protekcjonalnej nuty, którą słyszał w nim tak często, i której spodziewał się także i teraz.

– Czy mógłby pan… – Westchnął i przełknął dumę, choć słowa z trudem przechodziły przez jego gardło. – Mógłby pan pomóc mi z czystymi ubraniami?

– Tak, Potter.

Słyszał, jak Snape wstaje, a jego kroki kierują się w stronę komody z ubraniami. Później otwieranie szuflady i przesuwanie przegrody. Znowu ruch, tym razem bliżej.

– Podejdź tu, Potter – odezwał się Snape. – W kierunku mojego głosu. Położyłem twoje ubrania na łóżku.

Czując się bardzo niepewnie, Harry posłuchał, nie mając wyboru jak zaufać mężczyźnie, który przez lata nienawidził go z taką pasją i zapamiętaniem. Zrobił dwa małe kroki, później jeden dłuższy i jego palce dotknęły materaca. Po chwili odnalazły też ubrania: koszulę, sweter, spodnie i bieliznę.

– W porządku? – spytał Snape i kiedy Harry kiwnął głową, dodał: – Pozwól, że dam ci trochę prywatności, żebyś mógł się przebrać.

Kliknęły drzwi do łazienki i Harry zaczął się pospiesznie ubierać, zastanawiając się, gdzie się podział jad zwykle przepełnionego jadem mężczyzny.

Kilka minut później Snape posadził go w fotelu przed kominkiem, zdjął opatrunki z jego twarzy i kazał mu otworzyć na chwilę oczy, żeby sprawdzić postęp w gojeniu. Harry był w stanie dostrzec światło, ale nie rozróżnił żadnych kształtów, a światło prawie natychmiast zaczęło go palić. Zacisnął powieki, gdy do oczu napłynęły mu łzy. Snape przez długi czas nic nie mówił, podniósł jednak jeszcze raz każdą powiekę Harry'ego, przyglądając się z bliska jego oczom (Harry czuł jego oddech na twarzy) i zasłaniając światło własnym ciałem.

– I co? – spytał Harry z napięciem, kiedy Snape się od niego odsunął. – Jest lepiej?

– To wolno postępujący proces – odpowiedział Snape. – Minie trochę czasu, zanim będziemy mogli mieć pewność.

Harry pokiwał głową, przełykając ciężko ślinę. To jego własna głupota doprowadziła do tej sytuacji. Do całej tej okropnej sytuacji, w której oboje się znaleźli.

– Gdybym miał dostęp do swojego laboratorium… Mam pomysł, jaki eliksir mógłby ci pomóc. – Głos Snape'a był bardzo cichy i Harry ledwo mógł zrozumieć jego słowa, jednak przesłanie było jasne.

– Nie pozwoli ci tutaj nic uwarzyć?

Snape prychnął, tym razem wyraźnie rozbawiony.

– Nie dla moich własnych celów. I na pewno nie teraz. – Pauza. – Lepiej się czujesz?

Harry wyciągnął ramię; drgawki wciąż przechodziły przez jego mięśnie, jednak dużo słabsze.

– Tak, sir.

– Dobrze. – Dłoń chwyciła go za łokieć i poprowadziła do łazienki, gdzie Snape odkręcił wodę w zlewie, w wannie i uruchomił spłuczkę w toalecie. W ryku przelewającej się wody, niski głos wyszeptał do jego ucha:

– Dzisiaj uciekamy.

cdn.


W następnym rozdziale: Ucieczka? Ratunek? Czy wszystko na raz?