12

Rozdział XII

W poprzednim rozdziale:

Jestem zmęczony, profesorze – powiedział chłopiec, nie otwierając już więcej oczu, ale przygarniając do siebie koc i garbiąc się pod nim. – Po prostu zmęczony.

Cóż. Był to jakiś początek.


Ze swojego bezpiecznego kącika kanapy Harry obserwował spod ciężkich powiek, jak Snape majestatycznie porusza się po swoich komnatach, z gracją normalnie przypisywaną kotom. Harry i reszta Gryfonów często określali Snape'a jako Tłustego Dupka albo Wielkiego Nietoperza z Lochów, ale po prawdzie, nie był on ani zbyt podobny do nietoperza, ani przesadnie dupkowaty… Czy istnieje takie słowo jak dupkowaty? Harry zastanowił się nad tym, zadowolony, że może przez chwilę skupić uwagę na czymś innym niż Snape albo jego kwatery.

Po rozpatrzeniu sprawy doszedł do wniosku, że dupkowaty powinno być słowem, o ile jeszcze nie było, a Hermiona, która żywiła ogromną niechęć do jakichkolwiek wymyślonych słów, bo nie mogła znaleźć ich w żadnej książce, będzie musiała po prostu to przeżyć.

Wciąż nie miał pojęcia, dlaczego właściwie jest w komnatach Snape'a, ani w ogóle w Hogwarcie, skoro o tym mowa. Snape mu nie powiedział. Ogólnie nie za dużo mówił, odkąd Harry obudził się wczoraj po południu… Jeśli można nazwać to przebudzeniem – Harry czuł bardziej, jakby było to mrugnięcie okiem… długie mrugnięcie. Był jednak bardzo, bardzo zmęczony, a jego umysł zdawał się pogrążony we mgle, co nie było zbyt przyjemne, ale Snape nic o tym nie wspominał, więc on też nie zamierzał. W tym momencie profesor sprawdzał interakcje mikstur, przynajmniej tak mu powiedział. Nie wydawał się przejmować tym, czy Harry coś mówi, czy nie, co Harry'emu bardzo pasowało. I chyba nie miał problemu z tym, że Harry siedzi godzinami zwinięty na kanapie przed kominkiem.

Oczywiście wczoraj upierał się, że Harry musi iść do łóżka o „rozsądnej godzinie" i nawet zmusił go do wypicia obrzydliwego eliksiru na sen, a później do umycia zębów – przygotował dla niego nową szczoteczkę! Rano spytał go, co chce na śniadanie, każąc mu wstać z łóżka, gdy on miał nadzieję po prostu leżeć cały dzień. Ale przez większość czasu był bardzo niedupkowaty. Harry powiedziałby nawet, że bardzo nie-Snapowy. Właściwie nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.

Wyglądało na to, że profesor znalazł wreszcie to, czego szukał, i wrócił do fotela skrzydłowego, który zajmował też wczoraj, z trzema książkami różnych rozmiarów. Harry, wtulony w swój koc na kanapie, obserwował, jak kartkuje je jedna po drugiej.

W końcu Snape uniósł wzrok na Harry'ego, który udawał, że patrzył na biblioteczkę za nim.

– Jesteś głodny? – Czarne oczy wwiercały się w niego uważnie. – Chce ci się pić?

– Nie, sir.

– Jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać, Harry?

Harry poczuł nieprzyjemny ścisk w brzuchu, ale pokręcił głową. Dlaczego profesor mówił do niego po imieniu? To było dziwaczne. Co było z nim nie tak? Dlaczego nagle się zmienił?

– Nie, sir.

– W porządku. – Mężczyzna zamilkł znowu, a jedyny dźwięk w komnatach wydawały przerzucane przez niego powoli stronice. Jego głowa była pochylona nisko nad książką, jastrzębi nos prawie dotykał kartki, jakby zezował na tekst, i Harry'ego uderzyło niespodziewanie wspomnienie, nienależące nawet do niego.

– Przepraszam – odezwał się nagle. Snape uniósł na niego wzrok, i było coś w jego oczach, czego Harry nie potrafił do końca określić. Ostrożność? Obawa? Nie był pewny, ale wiedział, że nie powinno być tego na twarzy Snape'a – cokolwiek to było.

– Och? Za co?

– Że spojrzałem. – Harry zacisnął dłonie i spuścił na nie wzrok. Ale był Gryfonem! Musiał spojrzeć w oczy temu, któremu wyrządził krzywdę. Był mu to winien. Profesor, zamiast na wściekłego, wyglądał teraz na zdezorientowanego, więc Harry rozwinął:

– W twoją myślodsiewnię. W zeszłym roku. Nie powinienem był, sir, i przepraszam.

Snape westchnął i zamknął książkę. W jego oczach błysnęła iskra tego gniewu, który Harry pamiętał z ich ostatnich lekcji oklumencji, ale tym razem nauczyciel nie krzyczał ani niczym nie rzucał, a po chwili potrząsnął głową. Jego głos był dziwnie… spokojny, kiedy odpowiedział:

– Było, minęło, Harry.

– Po prostu myślałem… – Harry potrząsnął głową, podobnie jak przed chwilą Snape. Nie będzie wymyślał wymówek, nie tym razem. Był głupi i wścibski, i zmarnował szansę, żeby nauczyć się czegoś ważnego, dla zaspokojenia ciekawości. – Mimo wszystko przepraszam – wymamrotał.

Ale Snape zmarszczył brwi.

– Co myślałeś?

Zaciskając na chwilę oczy, Harry wzruszył ramionami, po czym spojrzał znowu na swoje złączone dłonie.

– Myślałem, że ukrywasz przede mną coś ważnego, ty i Dumbledore. Coś, co pomogłoby mi zrozumieć te głupie sny, które Vol… – Poczuł ucisk w gardle, nie był w stanie skończyć mówić. Jego żołądek wywrócił się i pochylił się do przodu, chowając twarz w dłonie.

– Harry? – Snape był teraz znacznie bliżej i Harry instynktownie cofnął się, kuląc w rogu kanapy. – Co się dzieje?

Harry nie odpowiedział. Nagle poczuł strach, jakiego nie czuł nigdy wcześniej, a jego blizna zaczęła palić, i nie wiedział dlaczego. Wiedział tylko, że nie powinien się ruszać ani mówić, bo inaczej zacznie krzyczeć, a naprawdę nie chciał tego robić.

Cichy głos gdzieś głęboko w nim uspokajał go:

– Ćśś, wszystko w porządku. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, nigdy więcej…

I Harry poczuł się trochę lepiej. Kanapa poruszyła się, profesor usiadł koło niego. Harry potarł szybko bliznę i wziął głęboki oddech, zanim uniósł na niego wzrok. Przez kilka długich minut siedzieli w ciszy, patrząc na siebie, aż w końcu odezwał się Snape, jego głos nienaturalnie neutralny:

– Czy myślałeś właśnie o Czarnym Panu?

– Nie, sir – odpowiedział Harry. – Dlaczego?

Snape zmrużył oczy i Harry skulił się jeszcze bardziej.

– Co pamiętasz o tym, jak tu trafiłeś? – spytał mężczyzna.

– Do Hogwartu?

– Tak. I do moich kwater.

Harry wzruszył ramionami.

– Raczej niewiele. Chyba musiałem nie być do końca przytomny. Byłem u Dursley'ów i oni… – Ból uderzył w niego ze zdwojoną siłą i przerwał znowu, kurcząc się i obejmując brzuch rękami.

– Oni odeszli – dokończył Snape, bardzo cicho, jakby Harry mógł eksplodować, jeśli odezwałby się głośniej.

– Taa. Tak, sir. – Harry spojrzał na niego. – To dlatego tu jestem? Bo oni odeszli?

– W pewnym sensie.

– W takim razie zostanę tu przez resztę lata? – „Z tobą?", niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu.

Snape pokiwał głową.

– Prawdopodobnie tak. – Mężczyzna wstał i odłożył książki na stolik, powoli, jedna po drugiej, jego wzrok utkwiony w jednym punkcie, jakby dawał sobie czas na podjęcie jakiejś decyzji. W końcu podszedł z powrotem do Harry'ego, który odwzajemnił spojrzenie z niepokojem.

– Sądzę, że odpychasz od siebie niektóre ze swoich wspomnień, robisz to, żeby nie musieć sobie z nimi radzić. Nie jest to korzystne ani dla ciebie, ani dla twojej rekonwalescencji. Dlatego… - Przerwał i wyciągnął różdżkę. – Pomogę ci je odzyskać.

– Co? Nie! – Harry wyciągnął przed siebie ręce, jakby to mogło powstrzymać Snape'a. – Nie, ja nie… Nie możesz grzebać w mojej głowie.

Na twarzy profesora nie było drwiny, której się spodziewał.

– Tak, mogę i muszę. To sprawi, że poczujesz się lepiej… z czasem. Na ten moment… przykro mi, że musisz to przeżywać, bo prawdopodobnie będzie to dla ciebie… stresujące.

– Widzisz! – zapiał głos w jego głowie. – Mówiłem, że cię skrzywdzi. Nie możesz mu ufać, tylko mnie…

– Nie! Nie pozwolę ci! – krzyknął Harry i zerwał się z kanapy, pochylając głowę, by uniknąć wzroku mężczyzny. Próbował przeskoczyć obok niego i dostać się do pokoju, w którym spał.

Ale Snape był szybki, prawie tak szybki, że mógłby być szukającym, i złapał Harry'ego za ramię, obracając go do siebie.

– Unikałeś tego przez całe dni, Potter…

– Och, zobacz, jak się wścieka. Zobacz jak szybko! – ostrzegł go głos. – Uważaj na niego, założę się, że bije!

– … i nie pozwolę ci dłużej się chować.

– Puść mnie! – wrzasnął Harry, próbując wyrwać ramię z uścisku mężczyzny. – Proszę! Puść!

Snape zamiast tego popchnął go na kanapę.

– Siedź bez ruchu i spójrz na mnie – rozkazał.

– Nie pozwalaj mu! On chce cię krzywdzić! Słyszałeś, co powiedział, nie dba o ciebie, chce tylko szperać w twojej głowie.

– Wiem! – odsyknął Harry. – Nie pozwolę mu…

Twarz Snape'a zrobiła się biała, dłoń trzymająca różdżkę opadła.

– Do kogo mówisz, Potter? – spytał niskim głosem. – Odpowiedz mi!

– Ja… Ja nie… Nie twoja sprawa! Do nikogo. Zostaw mnie w spokoju!

Harry rzucił się znowu obok niego w stronę drzwi i tym razem Snape nawet nie próbował go złapać. Pobiegł do swojego pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi i chciał je zablokować, kiedy uświadomił sobie, że nie ma różdżki.

Gdzie ona jest? Czy to Snape mu ją zabrał?

Zimno wypełniło jego brzuch, ale głos już znowu tu był i mruczał delikatnie, uspokajająco, i wypełniał go na powrót ciepłem:

– Nad czym się zastanawiasz? Wiesz, że to zrobił. A teraz pozwól mi pokazać ci, jak zablokować drzwi bez różdżki.


Oniemiały Severus pozwolił chłopakowi uciec. Drzwi za nim trzasnęły i dopiero ten dźwięk wyrwał go z bezruchu. Nie mylił się. Chłopak znowu używał mowy węży, a była tylko jedna osoba, z którą mógł w ten sposób rozmawiać. Chwycił garść proszku Fiuu, sprawdził, czy sieć jest otwarta, i przeniósł się do gabinetu Dumbledore'a, by natychmiast przekazać mu swoje obawy.

Zamiast jednak oczekiwanej dawki przerażenia Severus zastał Albusa… zaaferowanego. Próbującego uporać się z licznymi sprawami, o których poinformował go nowy Minister Magii, z codziennymi walkami ze śmierciożercami i ich sprzymierzeńcami na ulicach różnych miast, wzdłuż i wszerz Wysp.

– Uzyskał dostęp do umysłu chłopaka! – Severus prawie krzyknął, po dziesięciu minutach bezskutecznych prób przekonania przeklętego starucha, że była to krytyczna sytuacja. – Potter zawsze miał problemy z oklumencją, ale tym razem… nie ma kompletnie żadnych barier. Mogę tylko sobie wyobrażać, co Czarny Pan powiedział, żeby go wpuścił, jakie obietnice mu złożył.

– Będziesz musiał znaleźć sposób, żeby się przedrzeć, Severusie – powiedział Dumbledore, jego twarz szara i zmęczona. – Chyba że zmieniłeś zdanie i chcesz, żeby Harry został odesłany na leczenie.

– Oczywiście, że nie! To w niczym nie pomoże. Chyba że ty chcesz powstania nowego Czarnego Pana…

Wzrok Dumbledore'a się wyostrzył.

– Nie sądzę, żeby to było prawdopodobne.

Severus potrząsnął niecierpliwie głową.

– Nie masz pojęcia, żadnego! Widziałem, do czego zdolny jest chłopak. Ile bólu może znieść i ile było potrzebne, żeby go złamać. Nie sądzisz, że trochę za łatwo poszło mu zablokowanie ludzkich uczuć, kiedy stały się dla niego zbyt trudne? I prawdopodobnie uwierzył w każde słowo, które wyszeptał mu do ucha Czarny Pan, a wiesz dlaczego? Tylko dlatego, że komuś chciało się go zapytać, jak on się czuje i czego on chce. Ile razy ty go o to zapytałeś, Albusie? Czy w ogóle ktoś to zrobił?

– Ale ostatecznie Tom zwrócił się przeciwko niemu.

– To nie ma znaczenia! – Severus nerwowo przemierzał długość gabinetu, od jednej ściany do drugiej, zgrzytając zębami i gestykulując dziko. – Chłopak nie ma żadnego aktualnego wspomnienia na ten temat, a nie wpuści mnie, żebym mu pokazał. Ufał mi wystarczająco, zanim uciekliśmy, więc coś – albo ktoś – zatruwa jego umysł przeciwko mnie. Razem z tymi jego rozmowami w mowie węży znaczy to tyle, że wpuścił do środka Czarnego Pana, a wspomnienia „zdrady" Czarnego Pana w tym momencie dla niego nie istnieją.

Albus westchnął.

– Tak jak mówiłem, to twoje zadanie, żeby do niego dotrzeć.

– Dobrze! – Severus krzyknął i skierował się w stronę kominka. Jego dłonie zanurzyły się w proszku, jeszcze zanim zdążył rozluźnić pięści. – Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć.

Otoczyły go płomienie, zobaczył jeszcze dyrektora chowającego twarz w dłonie.

Drzwi chłopaka były zamknięte i kiedy Severus spróbował je otworzyć, okazały się zapieczętowane zaklęciem. Niemożliwe! Chłopak nie miał różdżki, Voldemort zabrał mu ją od razu po schwytaniu. Prawdopodobnie była już zniszczona. Oczywiście, jak już wcześniej zauważył, niewiele było faktycznie niemożliwe, kiedy w grę wchodził Harry Potter.

Alohamora – zainkantował, ale drzwi pozostały zamknięte. Zasyczał pod nosem z irytacją i z większym zmartwieniem, niż chciałby przyznać. Rzucił jeszcze kilka przeciwzaklęć i był zaskoczony, że to, które w końcu podziałało, było jednym z najsilniejszych, jakie znał.

Wpadł do pokoju i stanął twarzą w twarz z bardzo wściekłym Harrym Potterem. Bez różdżki, ale z wyciągniętą przed siebie dłonią, jakby myślał, że jakąś trzyma. Tylko cień szkarłatu w jego zielonych oczach.

– Harry – zaczął, ale chłopiec natychmiast mu przerwał.

– Niech pan odejdzie, profesorze. Nie pozwolę panu wejść do mojej głowy.

Severus wykrzywił wargi w swoim najlepszym drwiącym uśmiechu.

– Ale Czarnemu Panu dasz dostęp?

– Nie! Nikomu.

– W takim razie z kim rozmawiasz, kiedy używasz mowy węży? Powiedz mi z kim i jeśli to nie jest Czarny Pan… – To zjem swój dziennik ocen, pomyślał. – To odejdę i zostawię cię w spokoju.

– To nie jest on!

– Skąd to wiesz?

– Wiedziałbym! Nie wpuściłbym… Nie pozwoliłbym…

– Skąd. To. Wiesz?

– Ja… – Chłopiec złapał się nagle za głowę, zacisnął dłonie na swojej bliźnie i zatoczył się w jego stronę, zgrzytając zębami i sycząc przez nie.

– Powiedz mi, co się dzieje. Harry! Nie rozmawiaj z nim! – Severus skoczył naprzód, by złapać chłopca, kiedy ten zaczął upadać, i opuścił go delikatnie na podłogę. Sam osunął się obok i siedział, trzymając chude, drżące ciało praktycznie na swoich kolanach, jakby mogło potłuc się na kawałki.

– Nie… – Doszedł go zduszony szept chłopca, lżejszy niż oddech. – Mówił… że nie będzie bolało… Obiecał… nigdy więcej…

– Och, dziecko – westchnął i przysunął chłopca bliżej, mając nadzieję dać mu jakiś rodzaj pocieszenia. – Kłamał.

cdn.