30. RAJSKI OGRÓD


Tom chodził tam i z powrotem po zimnej podłodze, a jego kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. Zatrzymał się i spojrzał na sufit. Był tak wysoki, że ginął w ciemnościach komnaty, której imponujące filary przywodziły na myśl wartowników. Zielonkawy blask oświetlał posąg przodka, przed którym stał. Salazar Slytherin patrzył na niego z obojętnością. Oderwał wzrok od rzeźby i wrócił do spacerowania. Był w dokładnej replice Komnaty Tajemnic, którą zapewnił mu Pokój Życzeń. Odkąd odnalazł to pomieszczenie w zeszłym roku, zawsze przychodził tu, aby odreagować lub pomyśleć. W dziwaczny, niewytłumaczalny sposób mógł zebrać tutaj myśli.

Skoncentrował się na problemie, który pragnął rozwiązać. Hermiona wciąż stanowiła dlań chodzący sekret, mimo że wyznania, na które nareszcie się zebrała, rzuciły trochę światła na sprawę. Mówiła o mocy, którą uzyskała w niewytłumaczalny sposób i która zmieniła jej magię. Czym mogłaby być ta siła? To wysoce niefortunne, że dziewczyna odmówiła mu informacji. Nie miała żadnego prawa czegokolwiek przed nim ukrywać.

Musiał pracować ze skrawkami, które otrzymał. Skądkolwiek pochodziła moc, o której wspomniała, z pewnością była to niebywała potęga. Dzięki niej dokonywała rzeczy po prostu niemożliwych, jak na przykład przebicie się przez magię strażniczą szkoły. Według informacji, którymi się podzieliła, otrzymała tę umiejętność nagle i niespodziewanie, na samym środku francuskiego pola bitwy. To niesamowite, że tym samym odmieniła swą magię.

Oprócz dziwacznej nowej mocy Hermiona jest podejrzanie zainteresowana Ignotusem Peverellem. Naprawdę wiele ryzykowała, żeby ukraść tę księgę z mieszkania Nicolasa Flamela. Czym się kierowała? Peverell był znaczącą personą w czarodziejskim świecie i był bezpośrednio powiązany z Insygniami Śmierci. Wedle legendy razem z dwójką braci stworzył owe owiane tajemnicą artefakty. Czy Hermiona i odziani w czerń mężczyźni, którzy przypuścili atak w zaułku, chcieli odnaleźć i zebrać Insygnia?

Przestał spacerować i oparł się plecami o jeden z filarów. W kamieniu wyrzeźbiono węża, który w eleganckiej manierze owijał się wokół cylindrycznej kolumny. W zamyśleniu przejechał dłonią po gadzim cielsku i poczuł pod palcami łuski.

Podsumowując, Hermiona zyskała nową moc, była zainteresowana Ignotusem Peverellem oraz Insygniami Śmierci. Tom odepchnął się od filaru i powoli podszedł do Salazara Slytherina. Z tęsknotą rzucił okiem na kamienną twarz. Za ustami posągu znajdowało się wejście do legowiska bazyliszka. Gdyby nie znajdował się w doskonałej replice Komnaty Tajemnic oraz gdyby Dumbledore nie węszył wokół sprawy, byłby w stanie przywołać swego pupila…

Wracając do problemu, podsumował, ponownie się skupiwszy. Całkiem prawdopodobne, że zainteresowanie dziewczyny było kluczem do dosłownie wszystkiego. Oczywiście, Insygnia równie dobrze mogłyby być wymysłem i mitem, sprowadzającym zgubę na poszukujących ich czarodziejów. Wydawały się pułapką i budziły sporo wątpliwości. Potrząsnął z obrzydzeniem głową, przypominając sobie wszystkie ezoteryczne książki, które przeczytał podczas bibliotecznych badań własnych.

Usiadł na piedestale posągu i odchylił się do tyłu, podpierając się na rękach. Nawet jeżeli były wytworem ludzkiej wyobraźni, wszystko wskazywało na to, że przynajmniej jedno miało szansę bytu, a mianowicie różdżka, która jest niezwyciężona. Insygnium, czy też nie, przestudiował kilkanaście ksiąg traktujących o mitycznej różdżce o wiele, wiele potężniejszej od pozostałych. Czy tego chciał, czy nie, pozostawiła po sobie historyczny ślad. Miała wiele nazw – Różdżka Śmierci, Czarna Różdżka, Niezwyciężona Różdżka – ale zawsze cechowała się tymi samymi właściwościami. Ktokolwiek ją dzierżył, był praktycznie niepokonany.

Niewiarygodna magia, pomyślał, wpatrzony w spowitą ciemnością komnatę.

Znał przecież osobę, która mogła się poszczycić tajemniczymi magicznymi talentami, typu aportacja w niedozwolonych miejscach. Tom zmarszczył brwi i zastanowił się nad orężem Hermiony. Czy rzeczywiście zdobyła Niezwyciężoną Różdżkę i właśnie stąd ta niecodzienna siła?

Przeczesał dłonią włosy.

Przed przerwą świąteczną ukradł jej broń. Mimowolnie zadrżał, przypomniawszy sobie przykre okoliczności. Została wówczas napadnięta, przeklęta, a nawet była torturowana. Wziął głęboki, uspokajający oddech i potrząsnął głową, wciąż zdumiony tym, że mu wybaczyła.

Gdy trzymał w dłoni jej różdżkę, nie zauważył niczego niezwykłego. Z drugiej strony nigdy nie rzucił nią żadnego zaklęcia, co mogłoby mu sporo powiedzieć. Wtem wrócił wspomnieniami do czegoś innego. W trakcie świąt Hermiona aportowała się razem z nim przez osłony ulicy Pokątnej. Była wtedy pozbawiona własnego oręża, ale i tak zdołała przeniknąć przez barierę. Za jej tajemnicze zdolności nie odpowiadała więc różdżka, prawda?

Mimo to nie powinien wykluczać podobnej możliwości. Co właściwie wiedział na temat mocy Insygniów Śmierci? Może istniał jakiś rytuał związany z przeniesieniem siły? Całkiem możliwe, że wywiązało się pewnego rodzaju nieodwracalne połączenie między orężem a nowym właścicielem. Wcześniej przeczytał, że aby zdobyć lojalność Niezwyciężonej Różdżki, potrzeba było pokonać jej poprzedniego użytkownika. Czy naprawdę mogło to wytworzyć powiązanie i zmienić magię czarodzieja?

Szczerze mówiąc, pachniało to czarną magią, a poniekąd był w niej ekspertem. Potężne magiczne rytuały były w stanie nieznacznie wpłynąć na moc poddawanego ceremonii. Gdyby w grę wchodziło Insygnium Śmierci, prawdopodobieństwo zmiany magii czarodzieja drastycznie wzrastało. Czarna magia otwierała bowiem różnorakie możliwości.

Można było śmiało założyć, że bycie właścicielem Niezwyciężonej Różdżki niosło za sobą szereg konsekwencji, w tym przekształcenie się magicznego rdzenia. Hermiona sama to przyznała, prawda? Na spacerze powiedziała mu, że jej magia zmieniła się zaraz po pewnym wydarzeniu. Nie zdradziła mu więcej szczegółów, ale równie dobrze mogła mieć na myśli czarnomagiczny rytuał.

Muszę ponownie przeprowadzić rozległe badania, pomyślał, kierując się do wyjścia. Hermiona nie była wiarygodnym źródłem informacji, bowiem wciąż coś zatajała. Najpierw postanowił jej poszukać. Nie widzieli się dziś zbyt często, pomijając posiłki w Wielkiej Sali i, co dziwne, czuł się nieswojo, kiedy nie była w pobliżu. Zamiast więc udać się do biblioteki, skręcił w zupełnie przeciwnym kierunku i poszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru.


– Jak to zrobiłaś? – Sfrustrowany Longbottom wyrwał dziewczynie rolkę zapisanego pergaminu. Zmrużył oczy, skanując wzrokiem wypracowanie, a potem spojrzał nań z wyrzutem. – Mieliśmy napisać trzy stopy, Hermiono. Naskrobałaś więcej niż cztery. Jak sobie radzisz?

Weasley odebrał od przyjaciela esej i również go przeskanował.

– Masz strasznie drobne i wąskie pismo – podsumował ze zdziwieniem. – Napisałem zaledwie dwie stopy. I spójrz, naprawdę starałem się robić duże odstępy pomiędzy słowami. – Jakby na potwierdzenie, wskazał dłonią na własne wypociny.

Hermiona zachichotała, po czym pochyliła się do przodu i odebrała mu pracę domową.

– Wypracowanie dotyczyło różnych właściwości składników użytych w eliksirze Ortus – wytłumaczyła protekcjonalnym tonem. – Nie mogłam się doczekać, żeby przysiąść w bibliotece. To naprawdę fascynujące.

I niebezpieczne, dodała w myślach, sfrustrowana. Kiedy podniosła wzrok, zauważyła, że Longbottom i Weasley marszczą nań brwi, jakby była szalona i właśnie dała temu popis, zaś Lupin, siedzący trochę dalej na kanapie, zachichotał pod nosem.

– Wygląda na to, że wreszcie zwariowałaś – podsumował głosem znawcy Mark, uprzednio kładąc jej dłoń na ramieniu. – Jednak nie martw się na zapas. Jak tylko znajdziemy lekarstwo, będziesz pierwszą, która zostanie wyleczona.

– Jeżeli nadal nie będziesz należycie odrabiał pracy domowej, nigdy nie wynajdziesz żadnego leku. – Uśmiechnęła się triumfalnie, podnosząc pergamin, który był pusty.

Longbottom syknął z oburzeniem, a następnie spróbował odebrać jej papier. Niestety, był przewidywalny, dlatego też poniósł porażkę. Zachichotała, nie mogąc się powstrzymać.

– Oddaj moje wypracowanie! – zażądał na poważnie, a potem również wybuchnął śmiechem.

Hermiona czasem lubiła się przekomarzać, dlatego też nie poddała się tak łatwo. Uniosła do góry rękę, żeby Mark musiał się bardziej wysilić. Właśnie wtedy wszyscy ucichli, bowiem ktoś usiadł pomiędzy nimi na kanapie, przez co zostali rozdzieleni. Zdążyła zarejestrować tylko ciemne włosy, jasną karnację i niepodważalnie zielone ślizgońskie szaty, a potem znalazła się w objęciach Toma, który ramieniem przyciągnął ją bliżej. Zamrugała, zupełnie zdezorientowana, a następnie zauważyła, że Longbottom gwałtownie się odsunął i spojrzał na nowo przybyłego z obrzydzeniem.

– Co tutaj robisz? – zapytała.

Chłopak spojrzał na nią i uniósł hardo głowę.

– Mogę robić, co chcę – odpowiedział arogancko.

Przewróciła oczami.

– Słuchaj, byłam w trakcie odrabiania pracy domowej – odparła ze zniecierpliwieniem, po czym delikatnie go od siebie odsunęła.

Tom uniemożliwił jej zachowanie dystansu, bowiem chwilę później znów przyciągnął ją bliżej. Potem zerknął nań spod przymrużonych powiek.

– Wyglądało mi to na coś zupełnie innego – podsumował z nutką złośliwości. – Poza tym, nie powinnaś pracować nad wypracowaniem z tymi imbecylami.

Hermiona warknęła.

– Czego tu szukasz, Riddle? – Longbottom natychmiast spoważniał.

– Nie rób sobie nadziei. Zdecydowanie nie przyszedłem tutaj z twojego powodu.

Tom wstał i chwycił dziewczynę za ramię, raczej szorstko. Oczywiście, stawiła opór, gdyż była wkurzona tym władczym zachowaniem.

– Przestań! – Mark się zdenerwował.

Ślizgon puścił Hermionę i odwrócił w stronę Longbottoma, który również poderwał się z kanapy. W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk, przez co odniosła wrażenie, że lada chwila przystąpi do ataku. Westchnęła pod nosem.

– Skończ z takim traktowaniem! – dodał blondyn.

– Jest moją dziewczyną. – Uśmiechnął się w protekcjonalny sposób Tom. – Nie twoja sprawa, jak się zachowuję.

– Jest też moją przyjaciółką! – Mark spurpurowiał i zrobił krok naprzód. – Lepiej, żebyś więcej jej nie skrzywdził, Riddle.

– Mówisz, jakbyś mógł mnie powstrzymać – odpowiedział zupełnie spokojnym głosem, chociaż Hermiona wyczuła skrytą za przekazem wściekłość.

Ze zgrozą odnotowała, że jej współlokatorki – Rose, Lucia i Viola – usiadły na pobliskiej kanapie, żeby posłuchać trochę nowinek. Wydawały się śledzić spór z niemałym entuzjazmem. Przez moment rozważyła, aby zaproponować im pudełko popcornu i zapytać, czy dobrze się bawiły na przedstawieniu, ale szybko porzuciła ten pomysł. Gdy ponownie skupiła się na Tomie i Marku, jęknęła pod nosem, gdyż do kłótni dołączyli Weasley i Lupin. Oczywiście, ślizgon zachowywał całkowicie neutralny wyraz twarzy i podtrzymywał pozory opanowania, co tylko jeszcze bardziej wyprowadzało Longbottoma z równowagi. Gdy w pewnej chwili oboje sięgnęli po różdżki, straciła resztki samokontroli.

– Wystarczy! – syknęła.

Wszyscy nań spojrzeli i zaprzestali prób wymordowania się nawzajem. Tom nadal przywdziewał obojętną maskę, ale nawet on uniósł brew.

Jakby nie rozumiał, parsknęła.

– Mam dość waszej dziecinady. – Wyrzuciła z frustracji ręce w powietrze. – Odrabialiśmy tylko pracę domową. Co w tym złego? – rzuciła w kierunku swojego chłopaka.

– Czemu musisz ślęczeć nad wypracowaniem razem z nimi? – zapytał, po czym zmierzył Longbottoma pogardliwym spojrzeniem. – Nie są przecież wielką pomocą.

Usłyszawszy obelgę, Mark jeszcze bardziej poczerwieniał i obnażył zęby. Sprawiał wrażenie człowieka, który resztkami rozumu powstrzymuje się od popełnienia krwawej zbrodni. Tom nie był pod wrażeniem tego popisu złości, gdyż zaczął się nonszalancko bawić różdżką. Hermiona tylko gniewnie zmrużyła oczy.

– Jeżeli chcecie się pozabijać, to proszę bardzo, ale mnie w to nie wciągajcie – powiedziała stanowczo, a następnie odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w swoją stronę.

Ledwo opuściła pokój wspólny i przeszła przez dziurę w portrecie, a ślizgon znalazł się tuż obok niej. Naturalnie, nie powstrzymało jej to przed zirytowanym tuptaniem. Starała się zignorować towarzystwo, dopóki się nie odezwało.

– Czyli nie masz nic przeciwko, jeśli go zabiję? – zapytał z miną niewiniątka.

– Jeżeli spróbujesz, dostaniesz po głowie – powiedziała, patrząc nań morderczo.

Uniósł ręce w geście poddania.

– W porządku. Możesz się uspokoić.

Zmrużyła gniewnie oczy i ich rozmowa ucichła. Szkoda, że jest odporny, podsumowała. Gdy opanowała trochę nerwy i nie mogła dłużej milczeć, wróciła do tematu.

– Dlaczego?

– Co takiego? – Tom uniósł brew.

– Czemu zawsze sabotujesz moją przyjaźń? – spytała z zaciętością.

– Cóż, nie lubię tych gnojków. Gryfoni z krwi i kości – odpowiedział z paskudnym uśmieszkiem. Hermiona przewróciła oczami z irytacji, ale zanim zdążyła coś odparsknąć, kontynuował swoją tyradę. – Zauważyłaś, że Longbottom za każdym razem próbuje cię przede mną ochronić? To wręcz niedorzeczne.

– Owszem. Zastanawia mnie tylko, co za geniusz podsunął mu pomysł, że potrzebuję przed tobą ochrony – stwierdziła, rzuciwszy mu ostre spojrzenie.

– Może wcale nie są tak wspaniałymi przyjaciółmi, skoro nie ufają twemu osądowi.

Nie połknęła przynęty, zmęczona graniem w tę grę.

– Naprawdę mam gdzieś, co o nich sądzisz – odpowiedziała stanowczo. – Nie mam złudzeń, że nagle ich polubisz, ale oczekuję, że przestaniesz im dogryzać. – Zobaczyła, że zaciska dłonie w pięści. To oczywiste, że nienawidził słuchać morałów, ale uważała to za konieczność. – Zauważ też, że nigdy nie wypomniałam ci twoich jakże wątpliwych znajomości – dodała z chłodem w głosie, przez co została zmierzona oburzonym spojrzeniem. – Twoi koledzy od początku nie przypadli mi do gustu – kontynuowała beznamiętnie. – Avery zawsze patrzy na mnie w obrzydliwy sposób, zaś Lestrange, o ile pamiętasz, nawet mnie przeklął. Mimo to nigdy nie mówiłam ci, żebyś trzymał się od nich z daleka, prawda?

Gdy skończyła, wyczuła zawisłe w powietrzu drobinki czarnej magii. Najwyraźniej rozgniewał się na poważnie.

– Moi przyjaciele mnie próbują mnie uwieść – odpowiedział.

– Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna. – Uśmiechnęła się zadziornie. – Czy kiedykolwiek zarejestrowałeś pełen tęsknoty błysk w stalowych oczach Malfoya?

Mimo że sytuacja była naprawdę daleka od zabawnej, z trudem powstrzymała się od wybuchu śmiechu, zwłaszcza że Tom zacisnął usta w wąską linię.

– Mówię poważnie – burknął, zirytowany.

– Wręcz przeciwnie. Jesteś lekkomyślny i wykazujesz się brakiem zdrowego rozsądku – argumentowała, a kiedy nie odpowiedział, dodała: – Wracam do pokoju wspólnego. Nie będziesz mi więcej przeszkadzał.

Spojrzał nań wilkiem, po czym odwrócił się na pięcie i pomaszerował gniewnie korytarzem, ani razu się nie obejrzawszy przez ramię. Hermiona westchnęła ciężko. Może postanowił teraz pomilczeć, ale prędzej czy później nie wytrzyma i wyrazi swoją opinię.

Oczywiście, miała całkowitą rację. Gdy pędził przed siebie, Tom wrócił wspomnieniami do Hermiony i Longbottoma siedzących obok siebie na kanapie. Śmiała się wówczas tak radośnie. Jak mogła mu wmawiać, że nie łączy ich coś więcej, aniżeli zwyczajna przyjaźń?

Niedorzeczne, parsknął.

To przechyliło szalę goryczy. Nie może pozwolić im na samowolkę. Szczerze mówiąc, miał serdecznie dość odwrócenia ról. To wręcz absurdalne, jaką Hermiona miała nad nim władzę. Teraz nawet zaczęła mi rozkazywać, podsumował, potrząsnąwszy w niedowierzaniu głową.

Gniewał się, że nie powiedziała mu o swoim prawdopodobnym posiadaniu Niezwyciężonej Różdżki, ale do prawdziwej białej gorączki doprowadzała go ta przyjaźń z gryfonami. Zanim spróbował dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej mocy, którą posiadła w niespodziewanym momencie, musiał się najpierw upewnić, że nie zostawi go dla któregoś z tych gnojków.

Pomyślawszy o podobnej możliwości, zacisnął zęby ze wściekłości. Coraz gorzej znosił nieobecność dziewczyny. Na domiar złego wróciła teraz do pokoju wspólnego, gdzie zapewne od razu usiadła ze swoimi tak zwanymi przyjaciółmi.

Z innymi mężczyznami, dodał.

Odkąd dowiedział się o Ronie, jej byłym narzeczonym i niedoszłym mężu, coś rozrywało go od środka za każdym razem, gdy widział, jak rozmawia z innym facetem. Obserwując jej różnorakie interakcje z chłopakami, czuł się cholernie źle i niekomfortowo. Miał wtedy ochotę rzucić się na nią i pokazać światu, do kogo należy, a potencjalnego rywala przekląć czymś naprawdę paskudnym. Szkoda, że była szalenie upartą kobietą, ponieważ w przeciwnym razie mógłby zająć się wszystkimi wokół, odzyskałby spokój, a ona i tak by mu wybaczyła. W obecnej sytuacji zdecydowanie nie tolerowałaby podobnego zachowania.

Czemu przyjaźniła się wyłącznie z mężczyznami?, zastanowił się z warkotem. Wtem przypomniał sobie coś, co niegdyś powiedział mu Longbottom. Normalnie nie przywiązywałby większej wagi do tego, co gderał ten palant, ale właśnie to zdanie utkwiło mu w pamięci i odmawiało zapomnienia. Usłyszał je po ostatniej imprezie u Slughorna, kiedy to postanowił trochę się z nim podrażnić i wyszedł wcześniej.

Tkwisz w iluzji, Riddle. Hermiona tak naprawdę nie jest twoją dziewczyną. To tylko kwestia czasu, zanim cię rzuci.

Wtedy wydawało mu się to całkowicie niedorzeczne, więc zbył to parsknięciem, ale teraz… dopadły go wątpliwości.

Mimowolnie zadrżał, przypomniawszy sobie wyraz twarzy Hermiony, gdy mówiła o Ronie. Sprawiała wrażenie smutnej i opuszczonej, aczkolwiek nadal zakochanej dziewczyny.

Zacisnął dłonie w pięści i pozwolił swojej magii na gniewne trzaskanie w powietrzu. Nie zadbał o pozory, bowiem nie wyciszył się, gdy z naprzeciwka nadbiegła grupa trzeciorocznych puchonów. Chłopcy zatrzymali się w miejscu i skamienieli, patrząc nań w głębokim szoku. Cóż, po prostu nie był w nastroju, żeby udawać zawsze uprzejmego i służącego pomocą prefekta. Myślami wciąż krążył wokół Hermiony i jej związku z Ronem. Nawet jeżeli ten mężczyzna zginął, wciąż darzyła go uczuciem, a przecież nie powinna kochać nikogo innego, poza nim. Z pewnością nie zamierzał dzielić się dziewczyną z trupem.

Znów usłyszał słowa Longbottoma.

To tylko kwestia czasu, zanim cię rzuci.

Niedorzeczność, próbował się uspokoić. Czy którakolwiek panna odważyła się na coś podobnego? Żadna i tak miał pozostać. Jakby nie patrzeć, był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole i uwielbianym przez wszystkich prefektem. Był przyjaźnie nastawiony i służył wszelką pomocą, dzięki czemu kobiety po prostu za nim szalały. Dlaczego, na Merlina, Hermiona miałaby go zostawić? Był wszak facetem idealnym.

Kłamstwo!, syknął wewnętrzny, pełen złośliwości głosik.

Co z tego?, odparsknął, zacisnąwszy zęby. Może i rzeczywiście oplótł się siecią fałszu i łgarstwa, ale stworzył fasadę wymarzonego ucznia i kolegi, całkowicie niewinnego i nieszkodliwego. Jak dotąd działało, prawda? Nikt nawet nie zadał sobie trudu, żeby spróbować go przejrzeć.

Zszedł do lochów zdecydowanym krokiem, chociaż wcale nie grzeszył pewnością siebie. Wszyscy nabrali się na obraz, który stworzył i przez lata pielęgnował, prawda?

Naturalnie, oprócz Hermiony.

Coś nieprzyjemnego ścisnęło go za serce. Cóż, taka była prawda. Ta dziewczyna w okamgnieniu go przejrzała i bardzo szybko całkiem dobrze poznała. Niemal od samego początku miała świadomość, iż nie jest osobą, którą prezentuje za dnia światu. Wiedziała, że miał ciągoty ku mrokowi i słabość do czarnej magii, ponieważ rzucił nań całą masę niebezpiecznych klątw, w tym również niewybaczalnych. Widziała zło, które w sobie skrywał i rozumiała, że daleko mu było do sympatycznego i niewinnego chłopaka, którego nieustannie udawał. Oprócz fasady wiedziała również o jego słabościach. Niewielu widziało go w kiepskim stanie, a Hermiona nieoczekiwanie poszerzyła to grono. W końcu uratowała go z sierocińca, gdy był pobity, zakrwawiony i skrajnie wycieńczony.

To tylko kwestia czasu, zanim mnie rzuci, pomyślał z odrętwieniem. Mimo że wiedziała o nim naprawdę wiele, zupełnie nie rozumiał, czemu się zainteresowała i zgodziła na związek. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze przeszłość. To Rona w rzeczywistości pragnęła.

W końcu się mną znudzi.

Nie zamierzam na to pozwolić, podsumował z determinacją, przemierzając ciemne korytarze. Nawet gdyby musiał posunąć się do ostateczności, dopnie swego i dopilnuje, żeby z nim pozostała. Oczywiście, najlepszym rozwiązaniem będzie najpierw spróbować mniej brutalnego i bardziej wyrafinowanego sposobu.

Jak sprawić, aby wciąż z nim była? Tom stanął przed problemem, z którym nigdy wcześniej się nie borykał. Wiedział, jak grozić ludziom i sprawiać, aby robili dokładnie to, czego pragnął. Wiedział, jak zmusić innych do najróżniejszych rzeczy oraz naginać ich według własnej woli i uznania. W przypadku Hermiony sprawa cholernie się komplikowała, ponieważ gdyby posunął się do czegoś podobnego, natychmiast by z nim zerwała.

Czuł się bezradny i niepewny. Zdecydowanie nie podobały mu się te uczucia

Co czyniło Rona takim wyjątkowym? Jakby nie patrzeć, zasłużył na miłość. Co, jeżeli w pewnym momencie spotka faceta, którym bardziej się zainteresuje? Znów musiał dołożyć wszelkich starań, żeby stłumić kłębiące się w nim emocje. Najprawdopodobniej nie może sprawić, aby porzuciła swoich przyjaciół, ale za to upewni się, że naprawdę nie łączy ich coś więcej. Sensownym rozwiązaniem problemu może być ograniczenie ich kontaktów. Wtedy nie będzie miała innego wyjścia.

Nadszedł czas na spotkanie z rycerzami, zdecydował, stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego.

– Pullus – wypowiedział hasło i ściana się rozsunęła.

Bez ociągania wszedł do środka i omiótł wzrokiem wnętrze. Zielonkawy kolor ścian i czarne, skórzane, wygodnie wyglądające kanapy działały nań uspokajająco. Miła odmiana po gryzących w oczy jaskrawych kolorach gryfonów.

Wtem zarejestrował, że wielu współdomowników patrzy nań z nieskrywanym przerażeniem. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wciąż roztacza wokół mroczną aurę. Szczerze mówiąc, podobały mu się te napięte miny, onieśmielone spojrzenia i pełne szacunku pochylone głowy. Niestety, nie miał teraz czasu na rozkoszowanie się ich strachem. Z mocnym postanowieniem ruszył więc w kierunku sofy, usytuowanej na końcu pomieszczenia, gdzie wypatrzył Blacka i Avery'ego. Gdy tylko zauważyli, że się zbliża, natychmiast przerwali swą rozmowę i spojrzeli nań z uwagą. Kiedy struchleli, uśmiechnął się nikczemnie.

– Czas na zebranie. Zbierzcie pozostałych – powiedział władczym głosem.

Posłusznie pokiwali głowami, więc odwrócił się, aby ponownie opuścić pokój wspólny. Wiedzieli, gdzie się spotkają i co się stanie, gdy każą mu zbyt długo czekać. Nie był więc zaskoczony, kiedy dogonili go, zanim dotarł do Pokoju Życzeń. Nie odezwali się ani jednym słowem i zachowali pełen należnego mu szacunku dystans.

Zaledwie kilka minut później komnata została otworzona i razem weszli do środka. Podłoga była wyłożona czarnymi, błyszczącymi płytami chodnikowymi, tak więc echo niosło stukot obcasów, kiedy szedł do drewnianego krzesła przypominającego tron. W międzyczasie omiótł wzrokiem słabo oświetlone pomieszczenie. Grube świecie zostały zawieszone na naściennych haczykach, gdyż komnacie brakowało okien. Zapalone płomienie co rusz migotały, pozwalając cieniom na swobodny taniec. Karmazynowy wosk spływał po ścianach na podłogę, tworząc iluzję kałuż krwi.

Tom zasiadł na tronie i w swobodnej manierze oparł się nań wygodnie. Następnie powoli pobłądził spojrzeniem po zgromadzonej grupie. Chłopcy, tradycyjnie, ustawili się w półkręgu i patrzyli na niego z szacunkiem. Gdy dostrzegł gotowość do wypełniania rozkazów, uśmiechnął się z zadowoleniem.

– Moi rycerze. Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania – zaczął, skanując każdego po kolei. – Chyba nie zakładaliście, że o was zapomniałem, prawda? – dodał ostrzejszym tonem i z radością wysłuchał gorących zapewnień lojalności. Uniósł dłoń, aby ich uciszyć. – Nie wezwałem was dla przyjemności słuchania pomruków. Mam zadanie – syknął i przez moment rozkoszował się tym, że zesztywnieli pod wpływem jego bacznego spojrzenia. – Macie mieć oko na Hermionę DeCerto. Należy do mnie i nie podoba mi się fakt, iż wokół niej kręci się masa ludzi. Upewnijcie się, że będzie mogła nacieszyć się samotnością. To dotyczy głównie mężczyzn.

Ślizgoni natychmiast się ukłonili na znak, że będą posłuszni. Właśnie wtedy Lestrange wystąpił naprzód, upadł na kolano i pochylił służebnie głowę.

– Czy możesz nam wyjawić, dlaczego DeCerto jest tak istotna? – zapytał drżącym głosem.

Tom nie odpowiedział, tylko dalej nań patrzył. Primus wciąż klęczał, nie odważywszy się podnieść wzroku. Kiedy cisza się przedłużała, zaczął się niewygodnie wiercić. Gdy powietrze zgęstniało, chłopak nie wytrzymał napięcia.

– Jest tylko gryfonką – dodał, szczerze przestraszony brakiem reakcji. – Jeżeli chcesz wyciągnąć z niej informacje, z chęcią pomożemy.

Riddle parsknął, wstał z tronu i podszedł do Lestrange'a. Mimowolnie się uśmiechnął, kiedy ślizgon jeszcze bardziej się uniżył. Ostatecznie zatrzymał się metr od niego.

– Śmiesz kwestionować moje rozkazy? – wyszeptał.

Primus poderwał głowę, teraz przerażony na poważnie.

– Nie, nie. Absolutnie – powiedział. – Chciałem tylko zaoferować naszą pomoc…

Tom wyciągnął różdżkę i machnął nią w kierunku chłopaka, który został powalony na podłogę i jęknął z bólu.

– Nie musisz niczego oferować – odparł, schowawszy oręż. – Zawsze dostaję to, czego pragnę. – Nie czekając na odzew i gorące przeprosiny, odwrócił się na pięcie i z powrotem podszedł do drewnianego tronu. – Kiedy nie będę w pobliżu, chcę, żeby przynajmniej jeden z was jej pilnował. Macie eskortować ją na zajęcia, do Wielkiej Sali na posiłki, do pokoju wspólnego Gryffindoru lub gdziekolwiek indziej pójdzie. Jeżeli zobaczycie, że ktoś narusza granicę dobrego smaku albo jej dotyka, macie interweniować. Zrozumiano? – powiedział, zanim usiadł, zaś rycerze potwierdzili rozkaz. – Nie mylcie jednak pojęć – dodał głosem zapewniającym surowe konsekwencje w razie porażki lub uchybienia. – Macie pełnić rolę straży przybocznej i ograniczać jej kontakty z mężczyznami, a nie wyprowadzać atak z zaskoczenia, czy też w najróżniejszy sposób jej dokuczać. Jeżeli którykolwiek z was wymusi na niej coś, czego nie chce, ciśnie najłagodniejszym przekleństwem, albo posunie się do wyrządzenia jej krzywdy, dołożę starań, żeby zapamiętał lekcję na długo – zagrzmiał, zaś chłopcy skulili się ze strachu. – Jeśli będzie zirytowana waszą obecnością lub poczuje się znudzona i postanowi dać wam nauczkę, odmówicie sobie kontrataku. Nie obchodzi mnie, czy oberwiecie czymś szkodliwym, czy zwykłym zaklęciem łaskoczącym, ale przyjmiecie wszystko z pokorą i nie podniesiecie głosu. Zamiast tego będziecie normalnie kontynuowali misję.

Ślizgoni się pokłonili.

– Jak w takim razie mamy się zapatrywać na kwestię jej przyjaciół? – zapytał niepewnie Avery, jakby spodziewając się nadlatującej klątwy. – Czy ich wolno przeklinać?

Tom się zaśmiał.

– Mam gdzieś głupich gryfonów – powiedział obojętnie. – Jeżeli którykolwiek odważy się zrobić coś podejrzanego, powstrzymacie go przy użyciu niezbędnej siły. – Uśmiechnął się złośliwe. – Z niezrozumiałych dla mnie powodów Hermiona lubi tych bezmózgich imbecyli. Jest więc bardzo prawdopodobne, że stanie w ich obronie i zareaguje na każdy atak.


Sprawy przybrały zły obrót. Hermiona wiedziała, że potrafi być szalenie zazdrosny, ale to przechodziło już ludzkie pojęcie. Oczywiście, znalazł sposób, żeby obejść wszystko, co mu powiedziała. Rzeczywiście przestał zaczepiać jej przyjaciół i nie wszczynał następnej sprzeczki, ale dołożył starań, aby zwiększyć między nimi dystans. Ta zaborczość powoli zaczynała być dusząca. Naturalnie, lubiła przebywać w jego towarzystwie, ale teraz prawie się doń przykleił. Ewidentnie pragnął zachować kontrolę. Miała nadzieję, że jeżeli trochę poczeka, Tom wreszcie się uspokoi. Wszak naprawdę nie miał żadnego powodu do zazdrości. Nie wiedziała również, co podsunęło mu pomysł o zdradzie, ale wydawał się szczerze przekonany, że jeżeli zostawi ją na moment samą, od razu zacznie podrywać przypadkowych facetów. Co gorsza, oprócz problemów z chłopakiem, napotkała także opór ze strony innych ślizgonów. Ilekroć Tom musiał się oddalić, była prześladowana przez przynajmniej jednego z jego sługusów. Ich obecność była co najmniej drażniąca, przez co niejednokrotnie miała ochotę cisnąć weń klątwą.

Luty zamienił się w marzec, zaś zima powoli zaczęła odchodzić w niepamięć. Śnieg i lód stopniały. Chociaż szkocka pogoda nadal była nieprzyjemna, nareszcie straciła szczypiący w policzki chłód. Mijał tydzień za tygodniem, a zachowanie ślizgonów nijak się poprawiło. Szczerze mówiąc, znacznie się pogorszyło. W ciągu ostatnich dni miało miejsce kilka incydentów, przez które prawie straciła nad sobą panowanie…


– Ten gnojek próbuje kontrolować każdy aspekt twojego życia, Hermiono! – Longbottom był rozgniewany.

Oczywiście, miał całkowitą rację. Prawdę powiedziawszy, powoli zaczynała mieć tego serdecznie dość, ale niestety nie wiedziała, jak temu przeciwdziałać. Tom zawsze był zazdrosny, ale sytuacja, którą sprowokował, była naprawdę nie do zniesienia. Odkąd dowiedział się, że wcześniej miała innego chłopaka, a dokładniej od momentu, w którym wyznała mu, że straciła dziewictwo z narzeczonym, stał się nieznośnie zaborczy. Nie tolerował nikogo w pobliżu. Najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że skoro wcześniej kochała kogoś innego, teraz również może zmienić zdanie. Najwyraźniej obawiał się rozpadu ich związku.

Spojrzała z powrotem na Marka, który patrzył nań ze zmarszczonymi brwiami. Wiedziała, że się zamartwiał, gdyż szczerze nienawidził Toma. Odkąd wróciła z Hogsmeade pokiereszowana i posiniaczona, wyciągnął własne wnioski i był przekonany, że padła ofiarą toksycznego chłopaka, który nie wahał się podnieść ręki na kobietę. To niedorzeczne, ale nie przyjmował do wiadomości innych możliwości i nie słuchał żadnych zapewnień.

– Ostatnio dużo przeszedł. Wkrótce mu przejdzie – odpowiedziała.

– Czyli ma trudny okres, tak? – prychnął ze słyszalnym w głosie szyderstwem, a następnie objął ją ramieniem, zupełnie jakby próbował przemówić jej do rozsądku. – To nienormalne. Riddle zachowuje się niczym twój pan, a nie chłopak. Za żadne skarby nie powinnaś go bronić.

Zanim Hermiona zdążyła skontrować ten argument, usłyszeli dochodzące z tyłu chrząknięcie. Mark spojrzał przez ramię, żeby zobaczyć, kim jest nowo przybyły, ale ona miała przeczucie. Gdy również się odwróciła, zauważyła stojącego na korytarzu Malfoya. Skąd właściwie się tutaj wziął…?

– Żadnego spoufalania – powiedział, patrząc znacząco na Longbottoma.

Zmarszczyła brwi. Czego chciał? Zazwyczaj ignorował gryfonów, którzy działali mu na nerwy. Tym razem było inaczej.

Ślizgon przez chwilę świdrował beznamiętnym wzrokiem Marka, a potem stracił nim zainteresowanie. Odwrócił się do Hermiony i lekko się ukłonił, co sprawiło, że poczuła się co najmniej nieswojo.

– Zaraz zostanie podany obiad – dodał chłodnym i zdystansowanym głosem. – Z przyjemnością odprowadzę cię do Wielkiej Sali.

Jakże uprzejmie, pomyślała i zacisnęła z niesmakiem usta, powoli poddając się palącej złości. To niewyobrażalne, żeby przodek Dracona Malfoya odnosił się doń w równie cywilizowany sposób. Gdyby coś takiego miałoby miejsce w przyszłości, najprawdopodobniej padłaby z szoku.

Swoim zachowaniem ślizgon utwierdził ją w przekonaniu, że z początku dobrze wyciągnęła wnioski. Abraxas działał na polecenie Toma. Całkiem możliwe, że miał… co takiego?

Ma mnie pilnować…?

Cokolwiek Riddle chciał osiągnąć, tkwił w iluzji, jakoby dała się kontrolować przy pomocy nędznych sługusów.


Tom siedział w bibliotece i był w parszywym nastroju. Hermiona kazała mu zostawić się w spokoju, bo najwyraźniej potrzebowała „trochę czasu dla siebie". To niedorzeczne, podsumował, rozwścieczony, bębniąc palcami o gładką powierzchnię stołu. Jeżeli naprawdę potrzebowała chwili prywatności, równie dobrze mogła usiąść w ławce obok, gdzie mógł mieć nań oko. Na domiar złego pomaszerowała do pokoju wspólnego, czyli jedynego miejsca, gdzie rycerze nie mogli jej śledzić.

Jak dotąd plan ciągłej obserwacji doskonale się sprawdzał. Jedynym minusem, jaki zarejestrował, był fakt, iż narzekała na ślizgońskie towarzystwo. W związku z tym stała się trochę nadwrażliwa. Ostatnio nawet przeklęła Albę. Mimowolnie się uśmiechnął, przypomniawszy sobie, że oberwał zaklęciem tnącym, przez co musiał poprawić fryzurę. Wtem pomyślał o czymś zgoła innym. Dlaczego w pierwszej kolejności Anthony poczuł potrzebę zaatakowania jednego z jej przyjaciół. Czyżby śmiałek przekroczył granicę? Czy była przez któregoś głąba obejmowana?

Czy to lubiła…?

Jęknął z frustracji, odrzucając na bok następną książkę. Zupełnie nie zwracał uwagi na tytuły, zbyt rozkojarzony Hermioną.

Z pewnością lgnęła do dotyku narzeczonego. Właściwie to lubiła leżeć z nim na łóżku i robić bardziej intymne rzeczy. Gdy skupił się na obrazie swojej dziewczyny z innym, równie nagim mężczyzną, zacisnął dłoń w pięść i zgniótł stronę, którą to niby przeglądał.

Z całych sił spróbował ponownie skoncentrować się na książce. Nim doczytał do końca pierwszy akapit, znów się rozkojarzył, wróciwszy myślami do Hermiony. Jaka była szansa, że nagle zdecyduje, że nie jest za dobrym zastępstwem za swojego prawie-męża? Szczerze mówiąc, dobrze wiedział, że jest kiepskim towarzystwem i czasem wrzodem na tyłku. Był uwikłany w niejedne kłopoty, a Dumbledore nadal bacznie mu się przyglądał. Chociaż nie miał podobnych planów, z czasem doprowadził do tego, że profesor również ją znienawidził. Oczywiście, nie był głupcem i wiedział, że przedtem całkiem go lubiła. Co więcej, nie była również darzona sympatią przez większą część damskiej populacji szkoły, właśnie przez to, że się spotykali. Co, jeżeli w pewnym momencie uzna, że to niewarte zachodu i da mu kosza?

Z głośnym trzaskiem zamknął leżącą na blacie książkę. Wstał od stołu i machnięciem różdżki odesłał tomiszcza na właściwe regały. Następnie ruszył w kierunku pokoju wspólnego Gryffindoru. Hermiona miała zdecydowanie za dużo czasu „tylko dla siebie", prawda?


– Co chciałabyś porobić? – zapytał. – Moglibyśmy wymknąć się do Hogsmeade.

– Żartujesz, prawda? – Zamrugała z niedowierzaniem, ale Tom najwyraźniej mówił na poważnie. – Nie wymknę się ponownie z zamku. Ty też nie. Jeżeli sprawa się wyda, z pewnością zostaniemy wydaleni – powiedziała surowo. – Muszę napisać esej na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Idę do pokoju wspólnego.

Została złapana za ramię, zanim zdążyła zrobić przynajmniej dwa kroki.

– Czemu musisz pracować nad wypracowaniem akurat w pokoju wspólnym? – Zmrużył oczy. – Moglibyśmy razem pójść do biblioteki.

Hermiona przewróciła oczami.

– Cóż, tam będziesz mi przeszkadzał – zadrwiła, a potem dodała znacznie poważniejszym tonem: – Nie mamy tych zajęć razem. Dlaczego więc mielibyśmy ślęczeć razem nad naszymi wypracowaniami?

Tom prychnął.

– Jestem przekonany, że mamy napisać esej na dokładnie ten sam temat. Kettleburn jest cholernie leniwy.

Uniosła w zdumieniu brwi, słysząc to złorzeczenie. W rzeczywistości sama nie przepadała za nauczycielem, gdyż prowadził po prostu niebezpieczne zajęcia. Nie przeżyła dotąd przynajmniej jednej lekcji, na której nie ucierpiały uczeń lub sam profesor.

– Tak czy inaczej, pójdę do pokoju wspólnego – powiedziała, porzuciwszy pomysł obrony Kettleburna. – Nie mam przy sobie szkolnej torby.

– Użyczę ci pergaminu – odparł, najwyraźniej przygotowany na każdą ewentualność.

– Nie będę znowu odrabiać z tobą pracy domowej. To bezcelowe. – Straciła cierpliwość.

– Czemu? – Uśmiechnął się wyniośle. – Jestem najlepszym uczniem w Hogwarcie. Czy można sobie wymarzyć lepszego partnera do wypracowań i zadań?

– Chyba śnisz. Wbrew temu, co ci się wydaje, to ja jestem najlepszą uczennicą – odpowiedziała równie impertynencko.

Wróciła wspomnieniami do ostatniego razu, kiedy razem pracowali nad esejem z numerologii. To było prawdziwie okropne doświadczenie. Szczerze mówiąc, wspaniale sobie radziła na zajęciach i nie miała żadnych trudności w wykonywaniu zadań. Mieli szczegółowo opisać formułę wyprowadzania obliczeń numerologicznych, więc zdobyła odpowiednie książki, sprawdziła informacje w kilku źródłach, spróbowała wszystko podsumować, a następnie przystąpiła do pisania wypracowania. Temat naprawdę należał od trudniejszych.

Tom w międzyczasie po prostu sobie siedział na krześle i bazgrał piórem po pergaminie. Z nudów przyglądał się jej pracy, przez co tylko się irytowała. Jedyne pocieszenie znalazła w tym, że z pewnością odda znacznie lepsze wypracowanie.

Gdy wreszcie wziął się za własną pracę, Hermiona nanosiła ostatnie poprawki. Zaczął od leniwego przeglądania materiałów, które zgromadziła, a potem zaczął pisać. Skończyli pracę w tym samym czasie, aczkolwiek jej esej był znacznie dłuższy i bardziej okazały. Zirytowała się brakiem powagi, który wykazywał i lekceważącym nastawieniem do przedmiotu. W normalnych okolicznościach zganiłaby go za opieszałość, ale uznała, że niższa ocena będzie dlań odpowiednią karą.

Niestety, gorzko się przeliczyła, bowiem został lepiej oceniony. Tamtego dnia poprzysięgła sobie, że nigdy więcej nie będzie odrabiać z nim prac domowych. To cholernie frustrujące.

– Nie zamierzam ci partnerować. Źle podchodzisz do sprawy – dodała, gwoli wyjaśnienia.

– Słucham? – Tom uniósł brew.

– Lepiej radzę sobie bez twojej „pomocy" – odpowiedziała, po czym się odwróciła.

– Zaczekaj.

Zanim się zorientowała, została zatrzymana przez oplatające ją w talii ramiona. Chwilę później wzmocnił uścisk i przycisnął swą klatkę piersiową do jej pleców. Spowodowana zaborczością irytacja, którą przed momentem czuła, natychmiast wyparowała, zastąpiona przez tak dobrze znane przyjemne mrowienie.

– Wróć do mnie, kiedy skończysz wypracowanie – wyszeptał jej uwodzicielsko do ucha, całkiem dobrze maskując ukryte polecenie.

Otumaniona bliskością, po prostu skinęła głową i nawet nie zauważyła, że pstryknął placami na Blacka, który nieopodal opierał się o ścianę korytarza. Ślizgon posłusznie schylił głowę, a następnie odepchnął się od kamienia i podążył za Hermioną aż do portretu Grubej Damy.


Weszła do sali obrony przed czarną magią, ale zanim zdążyła podejść do swojego miejsca przy stole z Longbottomem, Weasleyem i Lupinem, została zatrzymana przez silny uścisk dłoni. Odwróciła głowę i spojrzała pytająco na Toma, który bez słowa wyjaśnienia pociągnął ją w kierunku ślizgońskich ławek.

– Co…?

– Chcę dziś siedzieć razem – odpowiedział.

Hermiona nie chciała wszczynać kłótni, gdyż właśnie w tym momencie do klasy wszedł profesor McGray. Tom machnięciem ręki przepędził Lestrange'a, z którym dzielił ławkę, a następnie odsunął krzesło dla dziewczyny.

Zirytowała się tym incydentem.


Właśnie w ten sposób wyglądały ubiegłe tygodnie…


Tom szedł do biblioteki. Było całkiem późno, ale miał nadzieję, że zdoła przekonać panią Peters, aby pozwoliła mu jeszcze wejść do środka. Jeżeli nie zdobędzie legalnego pozwolenia, trudno, będzie musiał się zakraść. Zależało mu na przeczytaniu ksiąg traktujących o Insygniach Śmierci, gdyż zainteresował się Niezwyciężoną Różdżką. Jeżeli naprawdę istniał rytuał wiążący, z pewnością został zapisany dla potomnych. Istniała też niewielka szansa, że wcześniej, gdy myślał w kategoriach dziecięcych bajek, po prostu przeoczył istotne informacje.

Im dłużej o tym myślał, tym silniejszego nabierał przekonania, że Hermiona w jakiś sposób zdobyła Niezwyciężoną Różdżkę. Oczywiście, była utalentowaną i potężną czarownicą, ale same umiejętności nie wyjaśniały fenomenu przebicia się przez magię strażniczą Hogwartu. Mimowolnie się zirytował. Dlaczego tak uparcie strzegła swych tajemnic? Czemu nie była z nim otwarta? Najprościej byłoby, gdyby po prostu ukradł jej różdżkę i na własnej skórze przekonał się, czy ma do czynienia ze zwyczajnym orężem, czy też szalenie wyjątkowym magicznym artefaktem.

Jasne, a potem zostaniesz zamordowany, parsknął.

Cóż, pozbawiona różdżki, miałaby pewne trudności, prawda?

Westchnął, zmęczony rozważaniami i prowadzeniem wewnętrznego monologu. Nie było możliwości, aby posunął się do kradzieży, bo nie uzyskałby potem przebaczenia. Wyglądało na to, że musiał uciec się do staromodnych sposobów i po prostu pokątnie dobrać się do informacji. W końcu skończył w Slytherinie nie bez powodu.

Oderwał się od swoich myśli, kiedy usłyszał odbijające się echem po opustoszałym korytarzu kroki. Spojrzał w górę i zobaczył, że z naprzeciwka nadchodzi Longbottom. Zmarszczył nos z obrzydzeniem. Gryfon najwyraźniej również go zauważył, bo rzucił mu mroczne spojrzenie. Tom wspaniałomyślnie postanowił go zignorować. Najprawdopodobniej powinien po prostu go przekląć, tylko po to, aby mieć coś do powiedzenia, ale jakoś nie był w nastroju do zabawy. Przypuszczenie ataku nie byłoby też dlań żadnym wyzwaniem, bowiem przeciwnik był cholernym słabeuszem. Odwrócił wzrok z mocnym postanowieniem, żeby nawet nań nie patrzeć i w duchu wyzwał się od najgorszych, gdyż po raz kolejny zrobił dokładnie to, czego chciała jego dziewczyna.

– Jak śmiesz sobie spacerować po zamku po tym wszystkim, co zrobiłeś Hermionie? – Usłyszał oburzony głos, kiedy minął życiową niedorajdę.

Powoli się odwrócił i skrzyżował spojrzenie z rozzłoszczonym Longbottomem. Najwyższy czas, żeby wcielić się w rolę odpowiedzialnego prefekta, zdecydował i pochylił głowę, założywszy maskę łagodnego zaciekawienia.

– Myślę, że powinieneś zwracać się do ludzi z większym szacunkiem. Mógłbym poczuć się urażony twą bezczelnością i odebrać ci punkty – powiedział grzecznie i z satysfakcją odnotował, iż blondyn skrzywił się z wściekłości. Zadowolony z osiągniętego rezultatu, odwrócił się z zamiarem kontynuowania drogi do biblioteki.

– Nie sądzisz, że narzucasz się Hermionie?

Usłyszawszy następną zaczepkę, zmrużył oczy i z trudem opanował swoją magię, która aż zadrżała z gniewu. Ostatecznie stanął twarzą w twarz z gryfonem.

– Słucham? – Chciał klaryfikacji. – Czy tak się właśnie wyraziła?

– Jest zbyt miła, żeby coś burknąć na inną osobę, ale to dość oczywiste, że się nastręczasz – odparł Longbottom.

– To zabawne. Gdyby mnie nie lubiła, nie bylibyśmy razem – powiedział z chłodem, porzucając rolę idealnego prefekta.

– Wszyscy wiemy, że ją przymuszasz! – Chłopak sprawiał wrażenie nieświadomego zmiany atmosfery. Wciąż był oburzony.

– Uwierz, że nie stosuję żadnego przymusu. – Uśmiechnął się sugestywnie Tom. – Wydaje się bardzo lubić moje zaangażowanie – dodał i dla lepszego efektu puścił mu oczko.

Gryfon spurpurowiał z gniewu i drgnął, jakby chcąc chwycić za różdżkę, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.

Trochę szkoda, podsumował z rozbawieniem.

– Nie łudź się, Riddle. – Longbottom był nieustępliwy. – Hermiona jest dla ciebie za dobra. Prędzej czy później zda sobie z tego sprawę i rzuci cię w okamgnieniu.

Usłyszawszy znienawidzone słowa, poddał się złości. Uwolnił swą magię, a ta zaczęła trzeszczeć w powietrzu, podsycana negatywnymi emocjami. Był tak zaślepiony ostatnim zdaniem i wspomnieniami, które natychmiast zalały mu umysł, że zupełnie przeoczył jeszcze jedną emocję, która spowodowała, iż żołądek zacisnął mu się w supeł.

– Nie pozwolę, aby mnie zostawiła! – syknął szyderczo, zamiast analizować własne uczucia.

– Cholerny draniu! – Longbottom prawie wyskoczył do przodu, najprawdopodobniej doprowadzony do wrzenia. – Co zamierzasz zrobić, jeżeli jednak postanowi od ciebie odejść? Znów podniesiesz na nią rękę? – Zaczerwienił się jeszcze bardziej, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę, zwłaszcza że Tom porzucił wszelkie pozory i po prostu patrzył nań z nikczemnym uśmieszkiem. – Zostaw Hermionę w spokoju! Nie pozwolę ci jej więcej skrzywdzić!

– Jestem w złym nastroju i naprawdę nie radzę jeszcze bardziej mnie irytować – odpowiedział całkiem łagodnym głosem, zignorowawszy cały wywód.

Jak do tej pory, nie powstrzymywał swojej magii, spragnionej krwi i cierpienia przeciwnika. Coś lodowatego owinęło się wokół jego umysłu, sponiewierało nałożone nań ograniczenia i zepchnęło w czeluści rozgniewaną twarz Hermiony, każącej mu trzymać się z daleka od jej przyjaciół. Wtedy też Longbottom stracił resztki samokontroli, wyciągnął z kieszeni szaty różdżkę i wymierzył w Toma.

– Czyli mówisz mi prosto w twarz, że zamierzasz zaraz wyładować na niej swój gniew? – warknął, a następnie machnął orężem. – Drętwota!

Ślizgon był przygotowany na atak. W pewnym momencie sporu również wyciągnął broń, ale nie w tak oczywisty sposób, co rozmówca. Zgiął nadgarstek, a czerwone światło ogłuszacza zamigotało i zgasło w locie, zanim sięgnęło celu. Magia tańczyła wokół Toma, zgodna z jego morderczymi intencjami. Uśmiechnąwszy się zadziornie, machnął swobodnie różdżką, rzucając w ten sposób niewerbalne zaklęcie wyciszające, a także częściowo zabezpieczył korytarz. Kiedy przygotował sobie grunt, mógł przestać się powstrzymywać. Zachowanie i bezczelność Longbottoma wyprowadzała go z równowagi już zbyt długo. Nikomu nie było wolno tak mówić do Lorda Voldemorta. Z okrutnym rozbawieniem obserwował, jak gryfon wymawia następną inkantację, ale nawet i bez tego pojął oczywiste zamiary.

Impedimenta!

Tom świsnął leniwie ręką, zupełnie jakby odpędzał uciążliwego owada. Zaklęcie nigdy go nie dosięgło, roztrzaskując się nieszkodliwie na ścianie korytarza. Z triumfalnym uśmiechem zarejestrował zaskoczenie przeciwnika.

Incendio! – krzyknął blondyn.

Patrząc na tę niekompetentność, ślizgon wybuchnął śmiechem i zakręcił różdżką, żeby odbić nieszkodliwy urok. Zderzyło się z zawieszonym na ścianie gobelinem i się aktywowało, przez co materiał natychmiast stanął w ogniu. Czy ten głupiec naprawdę zamierzał zasypać go gradem dziecinnych przekleństw?

Incarce…

Tym razem Tom nie dał mu dokończyć inkantacji. Uniósł rękę i skumulował swą magię, a następnie uformował klątwę. Magia ochoczo wykonała polecenie i owinęła się wokół Longbottoma, pochłonęła go i uniemożliwiła poruszanie. Wycelowawszy wściekle w ścianę, ukierunkował swą moc, która cisnęła przeciwnikiem niczym bezwładną lalką w najbliższe okno. Szybka pękła z głośnym trzaskiem, ale się nie rozbiła. Gdy upadł na ziemię, Longbottom jęknął z bólu, a Tom poczuł niemałą satysfakcję. Sęk w tym, że przepływająca przez niego mroczna magia domagała się większej dewastacji i zadanego cierpienia. Zadowolony z rezultatu, spojrzał na twarz chłopaka i uśmiechnął się, zobaczywszy mieszaninę strachu i złości.

Jest niewystarczająco przestraszony, podsumował i przystąpił do ataku. Przez kilka sekund tworzył w powietrzu skomplikowane struktury, a potem, ot dla pewności, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, zdecydował się wypowiedzieć inkantację na głos.

Malusdeus.

Pochodnie natychmiast zamigotały, a korytarz pogrążył się w nienaturalnym mroku. Cienie rzucane przez dogasający ogień stawały się ciemniejsze i gęściejsze. Tom parsknął, widząc rosnącą panikę gryfona i kontynuował zaklęcie. Wszystko wokół zaczęło dziwacznie drżeć, mimo że nikt się nie poruszył. Z mroku wyłoniła się zniekształcona ręka, czarna niczym smoła, pochłaniająca ostatnie płomienie. Wkrótce zmaterializowało się ramię, a chwilę później cała postać. Początkowo składała się wyłącznie ze zdeformowanej górnej połowy, ale potem, skorzystawszy z cienia swego pana, nabrała pełnych kształtów. Stwór przypominał człowieka, aczkolwiek nie sposób było rozróżnić rysów twarzy oraz konturów palców u dłoni. Był przecięty w połowie smugą światła, przez co nieregularnie pulsował. Gdy się wyprostował, jakby zassał całą okoliczną ciemność i stworzył iluzję korytarza będącego tunelem bez końca.

Tom uśmiechnął się złośliwie i odwrócił do swojego stworzenia. W rzeczywistości było zaledwie kilka poleceń, które mogło zaakceptować. Jednym z nich było „zabij", ale niestety zostało wykluczone na starcie. Musiał więc zadowolić się innym.

Extundo – wyszeptał.

Stwór pochylił lekko głowę, a następnie zaczęło iść w kierunku swej ofiary. Poruszał się mechanicznie i jednocześnie gwałtownie, przez co przywodził na myśl niedoskonałą marionetkę, wciąż mającą problemy w dostosowaniu się do życzeń pana. Wszystko to sprawiało groteskowe wrażenie, ale i podsycało strach. Mroczna magia wciąż falowała wokół Toma, karmiąc kreaturę maleńkimi drobinkami. To było całkiem przyjemne uczucie.

Cień w przeciągu kilkunastu sekund dotarł do Longbottoma i się ku niemu pochylił. Chłopak próbował się wyszarpnąć z uścisku, ale nadaremnie, gdyż stworzenie nijak reagowało na stawiany opór.

Zimny śmiech ślizgona odbił się echem od zatopionego w ciemności korytarza. Wspaniale było słuchać symfonii bolesnych krzyków gryfona. Gdziekolwiek potwór go nie dotknął, tam skóra bladła i powoli obumierała na poziomie komórkowym. Wydawało się, że wysysa z ofiary życie samym muśnięciem zdeformowanych palców. Wkrótce stwór posunął się dalej, bowiem objął chłopaka ramionami, a ten, oczywiście, zaczął drzeć się jeszcze głośniej. Tom z podekscytowaniem patrzył, jak Longbottom zaczyna zapadać się w cień i żałował, że nie może obejrzeć całego przedstawienia. Nie byłby w stanie wytłumaczyć się z nagłego zaginięcia ucznia, z którym poniekąd miał na pieńku.

Kiedy uznał, że wystarczy, powoli podszedł do swego pomocnika.

Quiesce – wyszeptał.

Kreatura usłuchała polecenia i z wyraźną niechęcią wypuściła ofiarę z objęć, aczkolwiek się nie odsunęła. Ślizgon zbliżył się jeszcze bardziej, aż zetknął się z nią cieniem. Właśnie wtedy stwór zaczął zawodzić i kurczyć się, aby ostatecznie zostać pochłoniętym przez pierwotnego właściciela. Gdy zniknął, okoliczne pochodnie ponownie zapłonęły ogniem, przywracając korytarzowi światło.

Omiótł wciąż leżącego na ziemi idiotę wzrokiem i szczerze pożałował, że nie mógł go prawdziwie zranić. Usłyszawszy ciężki oddech, uśmiechnął się z zadowoleniem, gdyż chociaż częściowo osiągnął to, czego pragnął. Powoli okrążył swą ofiarę, z lubością chłonąć ból, którego był świadkiem. Resztki mrocznego zaklęcia wciąż krążyły w powietrzu, pieszcząc jego odsłoniętą miejscami skórę. Oparł się plecami o ścianę korytarza i raz jeszcze spojrzał na Longbottoma. Chłopak był ewidentnie przerażony.

– Interesujące doświadczenie, nieprawdaż? – zapytał gawędziarskim tonem, który kontrastował z szaleńczym błyskiem w oku i chłodnym uśmiechem. Odnotował, iż gryfon wciąż się trząsł, mocno osłabiony magicznymi zdolnościami zdeformowanego cienia i eleganckim ruchem zaczął się bawić różdżką, całym sobą chłonąc słabość przeciwnika. – To naprawdę ciekawe, że tkwisz w iluzji, iż jesteś w stanie ochronić Hermionę, skoro masz wielki problem z obroną własną – dodał pozornie uprzejmym głosem.

Z niezadowoleniem zarejestrował nawrót butności blondyna, bowiem w niebieskich oczach dostrzegł początki nowego gniewu. Idiota spróbował usiąść, ale skończyło się marnie, bowiem zdołał się tylko oprzeć o ścianę. Tom w momencie zapragnął znów cisnąć weń urokiem i zmyć z jego twarzy to nieposłuszeństwo.

– Ty obrzydliwy dupku – wychrypiał Longbottom, czym starł mu uśmiech z twarzy. – Właśnie udowodniłeś, że jesteś niegodny Hermiony. Naprawdę myślisz, że będzie chciała umawiać się z takim psycholem?

Tom wzmocnił uścisk na różdżce, aż pobielały mu kłykcie. Mimo że trochę się wyżył, znów zdołał zapragnąć krwi. Obudziła się w nim czarna magia. Żądza zasnuła mu mgłą umysł, domagając się odwetu. Wykorzystał więc swą nienawiść i uformował prawdziwie przepiękną klątwę. Machnął różdżką w dawno wyuczonym ruchu.

Cru…

Wtem na korytarzu została wyczarowana półprzezroczysta żółtawa ściana, odgradzająca go od ofiary. Siła tarczy sprawiła, że Tom potknął się o kilka kroków i zatoczył do tyłu. Longbottom z kolei wciąż siedział na podłodze, całkowicie zdezorientowany obrotem wydarzeń. Ślizgon zmrużył oczy. To cholernie potężne pole ochronne, od którego promieniowały iskierki magii. Całkiem dobrze znał tę moc. Zdecydowanie należała do Hermiony. Co interesujące, wyczuwał w niej różnicę, subtelną, ale jednak.

Odwrócił się z cichym westchnieniem. Oczywiście, zobaczył pędzącą ku niemu dziewczynę z wypisaną na twarzy żądzą mordu.


Mark był zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się tarczy, akurat w momencie, gdy Riddle chciał nań rzucić następną, z pewnością mroczniejszą od poprzedniej, klątwę. Z początku myślał, że to jego sprawka, ale potem zauważył, że również był zakłopotany. Gdy odwrócił głowę, gwałtownie wciągnął powietrze, bowiem zobaczył nadbiegającą Hermionę.

Czemu tutaj przyszła…?

Ślizgon lekko się skrzywił, a następnie zacisnął usta, jakby przygotowany do wyprowadzenia ataku. Najwyraźniej nie spodobała mu się interwencja dziewczyny.

Mark poderwał się na nogi i przez moment patrzył, ogłupiały, jak Hermiona coś mówi do Riddle'a. Niczego nie słyszał, ponieważ okazało się, że wyczarowana bariera była dźwiękoszczelna. Mógł tylko bezradnie się przyglądać gwałtownej rozmowie, gdyż chłopak zmienił obiekt swojej furii. Po cichu był dumny z przyjaciółki, bowiem stała wyprostowana i stawiała czynny opór. Przez chwilę odniósł nawet wrażenie, że na niego krzyczy ze złością, ale nie miał stuprocentowej pewności. Wtem sapnął z trwogą, kiedy Riddle zacisnął dłoń na uchwycie swojej różdżki, a z czubka buchnęły niebezpieczne zielone iskry. Szczerze się bał, że dziewczyna zostanie zaraz skrzywdzona, a on był bezsilny i, co gorsza, odgrodzony. Gdy drań coś wrzasnął, ona stanęła okoniem, chociaż najlepiej byłoby, gdyby odwróciła się na pięcie i uciekła. Jeżeli nadal będzie prowokować diabła, nie wiadomo, czy wyjdzie z tego żywa. Mark ze strachem przypomniał sobie paskudnego siniaka, którego ostatnim razem miała na twarzy.

Uniósł różdżkę, zdeterminowany.

Reducto!

Mimo że włożył w zaklęcie całą swą siłę, nawet nie naruszył struktury uroku. Bezradny, spojrzał na Hermionę, która patrzyła teraz wprost na niego. Zesztywniał, ponieważ przez to, że się rozproszyła, Riddle podszedł doń znacznie bliżej.

– Uważaj! – krzyknął, ale nadaremnie, gdyż wciąż był wyciszony i odcięty.

Wtem doszło do najgorszego. Ślizgon doń dotarł, brutalnie chwycił za ramię i pochylił się w zastraszającej pozie, szepcząc jej coś na ucho. Mark cisnął w tarczę następnym Reducto, ale ponownie bez większego rezultatu. Widział, jak Hermiona walczy z Riddle'em, ale po chwili szarpaniny zdaje się poddawać. Moment później ślizgon pociągnął ją w głąb korytarza i razem zniknęli z pola widzenia.


Hermiona biegła korytarzem. Ta krążąca w powietrzu magia z pewnością należała do Toma. Szeleściła bardzo gniewnie, a od czasu do czasu miotała się agresywnie. W panice przywołała do siebie magię Czarnej Różdżki, która szybko odpowiedziała na wezwanie i otuliła ją uspokajająco.

Kilka metrów dalej skręciła za róg, gdzie odetchnęła, kiedy zobaczyła scenę, której się właśnie obawiała. Chłopcy najprawdopodobniej znów się pokłócili, a potem przeszli do rękoczynów. Tom górował nad Markiem, który siedział na podłodze, sprawiając wrażenie skrajnie wyczerpanego. Wszędzie czuł było czarną magię, teraz zdecydowanie mocniejszą, aniżeli przedtem.

Gdy chłopak wycelował różdżką w jej przyjaciela, zadrżała, zarejestrowawszy złośliwy uśmieszek na jego twarzy. Machnął ręką i wstrzymała oddech, rozpoznając te ruchy. Chwilę później poddała się wściekłości i dobyła własnego oręża.

Obex!

Magia Czarnej Różdżki przybyła z odsieczą, więc skoncentrowała się na odpowiednim zaklęciu. Na korytarzu natychmiast uformowała się żółtawa tarcza, stanowiąca pewnego rodzaju przegrodę. Odetchnąwszy z ulgą, zanotowała, że Tom opuścił różdżkę i się doń odwrócił. To, że absolutnie nie żałował swoich uczynków, cholernie ją zirytowało. Wzmocniła uścisk na broni i podeszła bliżej.

– Co ty najlepszego wyprawiasz? – syknęła.

Stała zaledwie dwa metry od niego, przez co mimowolnie była atakowana przez unoszącą się w powietrzu magię. Tyle dobrego, że moc Czarnej Różdżki wzmocniła jej ochronę. Kiedy skrzyżowali spojrzenia, oczy Toma spowiła karmazynowa czerwień, której szczerze nienawidziła. Po kręgosłupie przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz, bowiem nadal emanował odpychającym chłodem.

– Można powiedzieć, że stawiam sprawy jasno – odparł. – Oczywiście, uznałem, że nie będziesz miała nic przeciwko.

– Słucham? – warknęła nań pogardliwie, a ponieważ nie zareagował, dodała: – Czy nie mówiłam ci, żebyś trzymał się z daleka od moich przyjaciół?

– Och, cudownie, że z góry zakładasz wyłącznie moją winę! – krzyknął, równie rozgniewany. – Dla twojej informacji zaznaczę, że zostałem pierwszy zaatakowany.

– Mam gdzieś, kto zaczął. Może i byłam daleko, ale dobrze wiem, jakiej klątwy zamierzałeś przed momentem użyć – syknęła, nie mogąc stłumić swego temperamentu. – Nie masz na to żadnego usprawiedliwienia.

– W pełni sobie zasłużył.

– Nikt nie zasługuje na oberwanie klątwą torturującą! – Zmrużyła wściekle oczy. – Mam tego serdecznie dość. Wytrwałam wystarczająco długo. Masz natychmiast z tym skończyć!

– Chcesz mnie powstrzymać? – odpowiedział z niedowierzaniem w głosie. – W takim razie powinnaś przestać się na niego gapić, gdy tylko nadarzy się okazja – dodał, machając dłonią w kierunku Longbottoma.

Hermiona zacisnęła zęby, a magia Czarnej Różdżki zaczęła trzaskać w powietrzu. Całkiem prawdopodobne, że Tom wyczuje zmianę, ale miała to gdzieś. Była zbyt wściekła, żeby przejmować się szczegółami.

– Natychmiast zawróć z tej drogi i przestań używać podobnych argumentów – powiedziała niskim, szalenie niebezpiecznym tonem. – Zawsze go atakujesz. Zazwyczaj niesprowokowany.

Chłopak zacisnął dłoń na różdżce, a czerwień przeobraziła się w najprawdziwszy głęboki szkarłat. Przez dłuższą chwilę po prostu mierzyli się wzrokiem. Ich magia tańczyła wokół, teraz wymieszana i skora do walki. Powietrze wydawało się naładowane elektrycznością, zwłaszcza w miejscach, gdzie zderzały się dwie siły. Magia Toma napierała na jej własną, ale nie ustępowała.

Ślizgon zmrużył oczy, kiedy wyczuł, że stawia opór i walczy. Z czubka jego różdżki buchnęły zielone iskry, zaś Hermiona mogła śmiało powiedzieć, że miał szalenie wielką ochotę cisnąć weń zaklęciem. Nieświadomie wzmocniła uścisk na uchwycie swojego oręża, gotowa do odparcia ataku i wyprowadzenia własnego.

– Czemu zawsze musisz myśleć o mnie jak najgorzej? – krzyknął, słownie wyładowując złość, zamiast posunąć się do przekleństw. – Zachowujesz się, jakbyś oczekiwała, że zawsze staję po niewłaściwej stronie i wcielam się w rolę złego gościa.

– Och, zastanawiające, doprawdy. Może właśnie dlatego, że zazwyczaj mam rację i jesteś czarnym charakterem – odpowiedziała z sarkazmem.

Tom zacisnął usta w wąską linię. Ewidentnie walczył o zachowanie nad sobą kontroli. Wydawało się, że przegra ten wewnętrzny spór.

– Ty zaś uważasz się za wzór doskonałości i perfekcji. Zachowujesz się, jakbyś nigdy nie zrobiła niczego złego – warknął i zrobił krok naprzód, zwiększając nacisk swojej magii. – Czemu nie umówisz się na herbatkę z Dumbledore'em? Jestem przekonany, że będzie wniebowzięty, móc wysłuchać tyrady na temat mojej znikomej moralności.

– Jaki masz właściwie problem? – wybuchnęła i odparła magiczny atak. – Gadasz jak szaleniec!

– Cóż, głównie taki, że moja dziewczyna czerpie ogromną przyjemność z bliskiego towarzystwa innych mężczyzn – stwierdził, próbując przebić się nitkami czarnej magii przez jej ochronę. Szczęśliwie, magia mrocznego splotu wytrzymała.

– Słucham…? Mówisz, jakbym co najmniej chodziła z nimi za rękę. Nic podobnego nas nie łączy, bo to tylko moi przyjaciele! – krzyknęła, rozwścieczona. Gniew sprawił, że zakończyła też próby naparcia. – Wiesz, czasem mi przykro, że w przeciwieństwie do ciebie mam prawdziwych przyjaciół – kontynuowała z sarkazmem.

– Przyjmij więc kondolencje, jeżeli to najlepsze, na co cię stać – odparł chłodno, wskazując dłonią Longbottoma.

W tym momencie tarcza, którą wcześniej wyczarowała, rozbłysła jasnym światłem, które rozświetliło trochę przyciemniony korytarz. Automatycznie spojrzała na barierę. Wciąż się trzymała, aczkolwiek wyglądało na to, że Mark postanowił ją zneutralizować i ponownie wkroczyć do akcji – wyciągnął różdżkę i postanowił cisnąć w nią kilkoma klątwami. Wydawał się też coś krzyczeć, ale miała ważniejsze sprawy na głowie. Szybko dała sobie spokój próbom rozszyfrowania słów przyjaciela, ponieważ tarcza nie przepuszczała żadnych dźwięków. Wtedy poczuła, że została złapana w żelazny uścisk. Odwróciła głowę i zobaczyła, że Tom skorzystał z okazji i podszedł bliżej. Nadal był rozzłoszczony, ale teraz postawił na siłę fizyczną, aniżeli magiczną.

– Chcę kontynuować tę rozmowę w bardziej prywatnym miejscu – syknął, kiedy spróbowała się wyszarpnąć.

Hermiona znów spojrzała na Marka. Wciąż próbował poradzić sobie z tarczą. Wiedziała, że wyczarowała całkiem wytrzymałą barierę, ale w końcu się roztrzaska, a wtedy chłopcy znów skoczą sobie do gardeł. Może rzeczywiście lepiej byłoby dokończyć spór w innej części zamku. Rozważywszy wszystkie za i przeciw, z niechęcią musiała przyznać Tomowi słuszność, więc nieznacznie skinęła głową. Została pociągnięta znajomymi korytarzami, aż wreszcie zatrzymali się przed kamienną ścianą. Naturalnie, miała rozeznanie w terenie i doskonale wiedziała, gdzie się znajdują, ale nie mogła się zdradzić z informacjami. Szczerze mówiąc, nie była też zaskoczona, że ślizgon tak szybko odkrył następną z tajemnic Hogwartu. Gdy trzykrotnie przespacerował się pod ścianą, zmaterializowały się ogromne wrota, które bez wahania otworzył. Wszedł do środka, więc skrzywiła się z rozdrażnieniem. Skoro żył ze świadomością, że nigdy tutaj nie była, powinien najpierw wytłumaczyć, z czym ma do czynienia.

Tupnęła gniewnie nogą, a następnie przekroczyła próg i weszła do pomieszczenia. Ledwo zrobiła kilka kroków, a zatrzymała się w miejscu, praktycznie wryta w ziemię. Wkroczyła właśnie do olbrzymiego holu, chłodnego i ciemnego, gdzie stojące w pewnej odległości kamienne filary oskrzydlały wejście. Uniosła głowę, zafascynowana, i prześledziła wzrokiem ich strukturę. Kolumny wydawały się niknąć w ciemności niewidocznego sufitu. Gdy zrobiła kilka kroków naprzód, po kręgosłupie przeszedł jej lodowaty dreszcz. Obcasy stukały o kamienną podłogę, a ich echo odbijało się od ścian i niosło po całym pomieszczeniu.

Nigdy tutaj nie była, ale natychmiast rozpoznała to miejsce, zwłaszcza po wskazówkach Harry'ego. Bez wątpienia wkroczyli właśnie idealnie odwzorowanej Komnaty Tajemnic. Mimowolnie zadrżała. Po krótkiej chwili marszu wreszcie dotarła do czegoś, co śmiało można było określić sercem pokoju. Tom, nadal rozgniewany, spacerował w kółko przed ogromnym kamiennym posągiem, od czasu do czasu rzucając mu zamyślone spojrzenie. Statua przedstawiała twarz starszego czarodzieja z długą brodą, najprawdopodobniej samego Salazara Slytherina.

– Co to jest? – zapytała, kiedy podeszła bliżej.

– Pokój Życzeń – odpowiedział ze zmarszczonymi brwiami.

Odetchnęła, znacznie uspokojona. Przez moment naprawdę się obawiała, że wkroczyli do Komnaty Tajemnic i że w zamku zostało niegdyś wybudowane jeszcze jedno sekretne wejście. Wspaniale, że była w błędzie. Gdy rozejrzała się po pomieszczeniu, znów poddała się gniewowi. Typowe, Tom wyobraził sobie coś mrocznego i złowieszczego, zamiast kojącego nerwy i przytulnego. W sumie nie powinna być zaskoczona. Wtem chłopak przestał spacerować i gwałtownie się zatrzymał.

– Nie chcę, żebyś z nim rozmawiała – warknął.

– To niesamowite, ale on ma imię – odparła. – Mark.

– Tak, właśnie z Longbottomem. Zabraniam ci z nim wszelkich kontaktów.

Hermiona uniosła brwi, szczerze zaskoczona.

– Słucham? – Natychmiast się zjeżyła, walcząc o zachowanie nad sobą panowania. – Nie masz najmniejszego prawa czegokolwiek mi zabraniać.

– Jesteś moją dziewczyną! – krzyknął, zupełnie jakby brał to za usprawiedliwienie swoich słów.

– Owszem, dziewczyną, a nie niewolnicą! – odparła niebezpiecznie niskim głosem. – A już z pewnością nie jestem jedną z twoich podwładnych.

– Jak w pierwszej kolejności możesz się z nim przyjaźnić? To idiota – powiedział, patrząc nań przymrużonymi oczami. – Nie potrzebujesz go.

– Czy to naprawdę tak trudne do zrozumienia, Tom? – krzyknęła, zirytowana. Swoim wyglądem i zachowaniem jasno i dobitnie mówił, że zupełnie nie pojmuje, czemu wdała się w relację, która nie przynosi jej żadnych zysków, a same straty. – Cóż, po prostu lubię Marka.

– Och, czyli jednak go lubisz… – podsumował obraźliwym tonem, a następnie rzucił jej mordercze spojrzenie i wznowił swój gniewny spacer.

Hermiona potrząsnęła w niedowierzaniu głową.

– Co jest z tobą nie w porządku? Dlaczego sam prowokujesz tę aferę? – Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła weń zajadłe spojrzenie.

Chłopak nijak zareagował – po prostu przestał spacerować i zerknął nań z wyrzutem. Uniósł pytająco brew, jakby naprawdę nie wiedział, gdzie popełnił błąd.

– Muszę ci przypominać? – Wyrzuciła z frustracji ręce w powietrze. Aby opanować nerwy, zaczęła chodzić w kółko. – Najpierw nasyłasz na mnie swoją bandę niczym zgraję psów strażniczych, potem zaczynasz atakować moich przyjaciół do tego stopnia, że musiałam cię powstrzymywać przed rzuceniem Cruciatusa, aż wreszcie z niewytłumaczalnego powodu żywisz przekonanie, że możesz mi rozkazywać lub wydawać polecenia. – Wzięła głęboki oddech, starając się poskromić ognisty temperament. – To się powoli robi nudne, wiesz? Co właściwie próbujesz osiągnąć? Chcesz zniszczyć moje zdrowie psychiczne? Jeżeli tak, to odwalasz kawał dobrej roboty.

Skrzywił się paskudnie.

– Czego ode mnie oczekujesz? Mam po prostu siedzieć na tyłku i patrzeć, jak ten idiota próbuje cię uwieść?

Uniosła brwi.

– Znów zaczynasz wałkować ten temat? Mam wrażenie, że już nieraz mówiłam, że nie jestem zainteresowana Markiem Longbottomem.

Tom nie wydawał się pod wrażeniem złości, którą prezentowała. Zamiast tego zrobił groźny krok naprzód.

– W takim razie powiedz mi, dlaczego spędzasz cały swój czas wolny kręcąc się wokół gnojka? – zapytał, rzuciwszy jej wściekłe spojrzenie. Najwyraźniej naprawdę oczekiwał wyczerpującej odpowiedzi na to głupie oskarżenie.

Hermiona kipiała ze złości. Magia Czarnej Różdżki wciąż trzaskała w powietrzu, dołączając do magii Toma, która również gniewnie wirowała. Na tym etapie nie miała najmniejszych wątpliwości, że wyczuł zmianę w jej mocy. Nie zdołała zatuszować prawdy wyłącznie przez wzgląd na swoje szalejące emocje. Niestety, ale zdrowy rozsądek został schowany do szuflady.

Szczerze mówiąc, to rozważała wyciągnięcie różdżki. Zazdrość Toma działała jej na nerwy zdecydowanie zbyt długo. Czemu musiał być aż tak irracjonalny?

– Nie zamierzam tego dłużej akceptować – syknął, patrząc nań ze wściekłością. – Masz przestać się z nim zadawać.

– Czy naprawdę uważasz, że zrobię wszystko, czego zażądasz? – spytała z niedowierzaniem.

W oczach chłopaka pojawił się szkarłatny blask.

– Lepiej, żebyś się słuchała…

– Albo co? – przerwała mu w połowie, całkowicie tracąc opanowanie na widok przeklętego karmazynu. – Inaczej mnie przeklniesz? Ciśniesz we mnie Cruciatusem? To nie byłby pierwszy raz.

Gdy tylko to powiedziała, zdała sobie sprawę, że właśnie wyprowadziła cios poniżej pasa. Tom w momencie oklapł, wbił w nią puste spojrzenie, a potem odwrócił się i bez słowa zaczął kierować się ku drzwiom. Hermiona natychmiast za nim ruszyła, a kiedy znalazła się wystarczająco blisko, chwyciła go za ramię.

– Zaczekaj! – poprosiła. – Nie uciekaj.

Kiedy się odwrócił, uniosła brwi, zobaczywszy kamienną twarz, całkowicie pozbawioną wyrazu.

– Czemu? To oczywiste, że widzisz we mnie złoczyńcę, który szczególnie upodobał sobie rzucanie na ciebie przekleństw. Z jakiego powodu miałbym tu dłużej stać i wysłuchiwać podobnych dyrdymałów?

– Uspokój się, Tom. I przestań melodramatyzować – powiedziała surowszym tonem. – Jesteś moim chłopakiem, więc to oczywiste, że lubię przebywać w twoim towarzystwie.

– Szczerze mówiąc, ciężko stwierdzić. Może wolisz jednak obecność Longbottoma.

Hermiona wzmocniła uścisk na jego ramieniu i dostrzegła za beznamiętną maskę głęboko skrywany gniew. W jasnoszarych oczach wciąż płonęła zazdrość. Najgorsze, że naprawdę nie miał żadnego powodu do zawiści. Jasne, lubiła Marka, ale nie w ten sposób. Czemu właściwie zakładał, że w pewnym momencie go zostawi i znajdzie sobie innego faceta?

Zmrużyła oczy. Gdy dokładniej przeanalizowała nagromadzone w ślizgonie emocje, zauważyła coś, co wcześniej przeoczyła. Nadal patrzył nań gniewnie, ale było w tym coś jeszcze. Zmarszczyła brwi, chcąc wzmóc koncentrację. Po dłuższej chwili milczenia dostrzegła również strach, co przechyliło szalę. Całkiem szybko się uspokoiła, bo nawet nie przypuszczała, że naprawdę mógł się czegoś bać.

Co go przestraszyło…?

Wtem doznała olśnienia. Skupiła się na ostatnich słowach, które wypowiedział. Brzmiały lekceważąco i obraźliwie, ale może właśnie w nich zawarł wszystkie swoje lęki. Hermiona była wstrząśnięta szczerością, której się po nim nie spodziewała. Obawiał się, że zostawi go dla innego chłopaka? Skąd wziął się ten irracjonalny strach? Automatycznie puściła jego ramię i w zamian złapała go za rękę, o wiele delikatniej.

– Czemu właściwie jesteś przekonany, że cię zdradzę?

Ewidentnie był zaskoczony jej nagłą zmianą nastroju, przez co również znacznie się wyciszył. Nie odpowiedział, ale wciąż widziała, że ma obawy. Westchnęła ciężko, gdy zdała sobie sprawę, że ciężko jej będzie wydobyć tę informację. Oczywiście, musiała go przekonać do zwierzeń, bo inaczej problem nie zostanie rozwiązany.

– Już dawno zdecydowałam, że chcę być z tobą. Jesteś przecież moim chłopakiem – powiedziała łagodnym, ale jednocześnie stanowczym tonem. – Z pewnością nie zamierzam uciekać z Markiem.

– Jak mam w to uwierzyć? – spytał, nagle udręczony. – Ani ja, ani Longbottom nie jesteśmy przecież twoją prawdziwą miłością. – Ostatnie dwa słowa były przesiąknięte okrutną pogardą. – Będąc ze mną, po prostu zabijasz czas.

Oto i ono, sedno problemu. Jak się okazało, wcale nie myślał, że zostawi go dla Longbottoma, a martwił się czymś zupełnie innym. Wtem zrozumiała, że podświadomie to czuła. Może też właśnie dlatego wcześniej nie chciała poruszać tematu swojej przeszłości i byłego narzeczonego, a potem wolała znosić tę nieustanną zaborczość, zamiast przeprowadzić z nim szczerą rozmowę. Cóż, po prostu był to temat, którego sama nienawidziła poruszać. Z poczuciem winy spojrzała na rozgniewaną twarz Toma, po czym ostrożnie odniosła się do prawdziwej przyczyny jego niepewności.

– Od naszej wycieczki do Londynu dziwnie się zachowujesz – powiedziała, wciąż delikatnie trzymając go za rękę. – A dokładniej to od momentu, kiedy opowiedziałam ci o Ronie.

Gdy tylko wspomniała to imię, natychmiast zamknął się w sobie i ponownie przywdział beznamiętną maskę. Następnie odwrócił głowę i odmówił skrzyżowania wzroku. Hermiona spodziewała się podobnej reakcji, dlatego też nie była szczególnie zaskoczona. Wykazała się cierpliwością, gdyż postanowiła zaczekać, aż wszystko sobie poukłada w myślach i zwerbalizuje swój emocjonalny chaos.

– Gdyby nie zginął, to z nim byś teraz była – odparł markotnie. – Jestem tylko drugą opcją, kimś w rodzaju zastępstwa.

To niesamowite, jak dobrze potrafi ukrywać swe uczucia. W momencie jakby przestał się gniewać i wygładził twarz, prezentując światu najprawdziwszą pustkę.

Podeszła bliżej, aż prawie stykali się klatkami piersiowymi. Wciąż miał odwróconą głowę, więc wyciągnęła rękę i sobie pomogła. Ostatecznie nie miał innego wyboru i musiał nań spojrzeć. Jasnoszare oczy lśniły od skotłowanych emocji. Zobaczyła niesamowite pokłady złości, strachu, a nawet bólu. Tom był niepewny, ale też zdesperowany.

– Kochałam Rona. I najprawdopodobniej nigdy nie przestanę – podsumowała, patrząc nań z uczuciem, a potem obserwowała, jak natychmiast się spina z nerwów. Żeby się przypadkiem nie rozproszył i zafiksował na jednym, położyła mu dłoń na policzku. – Zrozum, proszę, że Ron jest częścią mojej przeszłości. Odszedł na zawsze i nigdy już nie wróci. Obecnie jest tylko wspomnieniem. W przeciwieństwie do niego ty jesteś prawdziwy. – Prawdę powiedziawszy, bolało ją przywoływanie w ten sposób pamięci narzeczonego, jednakże wiedziała, że za wszelką cenę musi rozwiązać problem, który napotkali.

– Gdyby nie zginął, w przyszłości wyszłabyś za niego za mąż. – Tom sprawiał wrażenie cholernie kruchego. – Nigdy nie zaczęłabyś się ze mną umawiać.

– Nie mamy żadnej pewności, co by się wówczas wydarzyło. – Uśmiechnęła się smutno. – To był łańcuch wydarzeń, które doprowadziły mnie do Hogwartu i ciebie. Uwierz, że nie wszystkie były ściśle związane z Ronem. – Zdjęła mu dłoń z twarzy i doń przylgnęła. Z największą ostrożnością, zupełnie jakby oswajała spłoszone zwierzę, delikatnie objęła go w pasie, a następnie spojrzała w szare oczy. – Nie sposób zaprzeczyć, że Ron nadal jest dla mnie bardzo ważny, ale zrozum, że nie jest dla ciebie zagrożeniem. Nie zamierzam zostawić cię dla innego mężczyzny, dobrze?

Zadrżał pod wpływem usłyszanych słów, dlatego też wzmocniła uścisk. Chwilę później wyciągnęła rękę i przyciągnęła jego głowę do siebie. Z czułością go pocałowała, palcami burząc mu idealną fryzurę. Zareagował prawie natychmiast. Z początku również był delikatny, a potem poczuł się pewniej, bo mocniej się doń przytulił i pogłębił pocałunek. Gdy się trochę odsunęli, uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Lepiej? – zapytała.

Gdy na nią spojrzał, odetchnęła z ulgą, widząc, że przestał nurzać się w morzu desperacji i niepewności. Ostatecznie skinął głową. Mimowolnie szerzej się uśmiechnęła.

– Czy teraz przestaniesz być tak niesamowicie zazdrosny i odwołasz swoich natrętnych sługusów? – zapytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. Zamiast tego, lekko winny, skinął głową. – W porządku. W przeciwnym razie musiałabym ich pozamieniać w bandę puszystych fretek.

Tom zachichotał.

– Czemu akurat fretek?

– To do nich pasuje, prawda? – spytała z drwiną. Kiedy się odsunęła, rzuciła mu poważne spojrzenie. – Rozumiem, że nie lubisz żadnego z moich przyjaciół. Wiem też, że czasem specjalnie cię prowokują. Miałeś rację, mówiąc, że nie jesteś jedyną osobą, która zawiniła. Niemniej jednak prawie rzuciłeś na Marka niewybaczalne. To coś, czego nie sposób zaakceptować – powiedziała twardo i z trudem zniosła, że zrobił krok wstecz, ponownie zaniepokojony. – Nie zamierzam cię zostawić – dodała szybko, żeby rozwiać jego rosnące obawy. – Obiecaj, że nigdy więcej nie zrobisz czegoś podobnego.

Uniosła brwi, patrząc nań wyczekująco. Złość dawno jej przeszła, ale potrzebowała słownego potwierdzenia, że ten konflikt został raz na zawsze rozwiązany. Tom zamrugał, a potem westchnął pod nosem.

– Przepraszam…

Zadowolona z odpowiedzi, delikatnie się uśmiechnęła. Ponownie się zbliżyła i go objęła, czym przyjęła przeprosiny. Chłopak natychmiast odwzajemnił uścisk. Hermiona pochyliła głowę i oparła ją o umięśnioną klatkę piersiową. Szorki materiał bezrękawnika nie był szczególnie przyjemny w dotyku i drapał w policzki, ale cieszyła się ponowną bliskością. Wcześniej nawet nie pomyślała, że będzie stała pośrodku Komnaty Tajemnic i przytulała się do Toma Riddle'a, dziedzica Salazara Slytherina.

Jakiś czas później odprowadzała ślizgona do pokoju wspólnego. On, oczywiście, nalegał, żeby było na odwrót, ale postawiła na swoim. To był fatalny pomysł, zwłaszcza że istniało prawdopodobieństwo, że pod portretem napatoczą się na jej przyjaciół, którzy z automatu wystartują do bitki. Zanim chłopak zdążył otworzyć przejście, chwyciła go za ramiona, wspięła się na palcach i z czułością go pocałowała.

– Dobranoc – wyszeptała i z ulgą zanotowała, że po wszystkich tych negatywnych emocjach – strachu, bólu, zazdrości, niepewności i złości – nie pozostał nawet jeden ślad. – Nie zapomnij przypadkiem poinformować swoich jakże drogich przyjaciół, żeby trzymali się ode mnie z daleka i zaprzestali czujnej obserwacji.

Tom się uśmiechnął.

– Myślałem, że uzgodniliśmy, że to nie są moi przyjaciele.

Hermiona odwzajemniła gest, ponieważ dobrze wiedziała, że przekaże sługusom wyraźne instrukcje. Odwróciła się i pomaszerowała korytarzem, z którego przyszła. Nie minęło wiele czasu, a znalazła się z powrotem przy portrecie Grubej Damy.

– Skrzydlica.

Gdy tylko przekroczyła próg pokoju wspólnego, natychmiast została zaatakowana przez zdenerwowanych przyjaciół. Longbottom ją przytulił, zaś Weasley i Lupin przystąpili do obdukcji. Najwyraźniej spodziewali się serii ciężkich, wymagających leczenia obrażeń.

– Co…? – wyjąkała. – Chłopaki, przestańcie. Wszystko w porządku.

– Aby na pewno? – Mark również przyłączył się do kolegów. – Nie skrzywdził cię, prawda?

– Nie, nie. W żadnym wypadku – odpowiedziała z uśmiechem.

Zauważywszy zaciekawione spojrzenia współdomowników, którymi byli bezczelnie obrzucani, chwyciła Longbottoma za ramię i pociągnęła do bardziej ustronnego miejsca, a mianowicie do jednej z kanap stojących w rogu pokoju. Weasley i Lupin podążyli za nimi, szczerze zaniepokojeni. Wciąż była pod ostrzałem podejrzliwych spojrzeń. To niesamowite, że naprawdę spodziewali się różnego stopnia obrażeń. We czwórkę usiedli na sofie, a Hermiona wyciągnęła różdżkę.

Muffliato.

– Co się stało? – Mark zmarszczył brwi. – Widziałem, że zostałaś odciągnięta.

– Zrobił ci krzywdę? Czy zostałaś przeklęta? – zapytał Richard.

Uniosła dłoń, aby ich uciszyć.

– Wszystko w porządku. Zapewniam, że nie musicie się martwić. Właśnie doszłam z Tomem do porozumienia.

– Czego właściwie chciał? Stawiam, że kazał ci trzymać się od nas z daleka. – Amarys zmrużył oczy.

Hermiona odchyliła się na kanapie i uśmiechnęła się do Lupina. Zawsze był bystry. Teraz również trafnie ocenił sytuację.

– Cóż, masz całkowitą rację.

– Znów cię zastraszał? – Weasley prawie wytrzeszczył oczy. – Nie wyżyje się na tobie, gdy zobaczy nas razem, prawda? – zapytał, a następnie rozejrzał się po pokoju wspólnym, jakby spodziewając się, że Tom zaraz wyskoczy zza najbliższego winkla i nie bacząc na świadków, wymierzy własną sprawiedliwość.

– Nikczemny drań nie ma prawa niczego ci zabraniać! – Longbottom prawie skoczył na równe nogi.

– Spokojnie, powiedziałam mu coś bardzo podobnego – przyznała z uśmiechem. – Pominęłam jednak tę część związaną z obrażaniem. – Zaśmiała się pod nosem, widząc zszokowane miny przyjaciół. Chwilę później spoważniała. – Naprawdę mi przykro, że zostałeś w ten sposób zaatakowany, Mark. Obiecuję, że był to ostatni raz.

– Szczerze mówiąc, bardziej martwię się o ciebie – odpowiedział ściszonym głosem.

– Niepotrzebnie – odparła z przekonaniem. – Uwierzcie, że teraz panuję nad sytuacją. Dobitnie mu oświadczyłam, że w żadnym wypadku nie będę tolerować podobnego zachowania.

– W ogóle nie powinnaś z nim rozmawiać, a tym bardziej się spoufalać. – Lupin wciąż był zaniepokojony. – Riddle jest niebezpieczny. Najlepiej zrobisz, jeżeli zakończysz ten związek.

– Wykluczone – stwierdziła ze stanowczością. – Wiem i rozumiem, że go nie lubicie, ale macie słowo, że przestanie was zaczepiać i będzie się trzymał z daleka.

– Mam wrażenie, że tylko się łudzisz – podsumował z przekąsem Longbottom.

– Wręcz przeciwnie. Obiecał, że przystopuje.

– Co takiego? – wykrzyknął z niedowierzaniem Mark.

– Co obiecałaś mu w zamian? – zapytał Amarys.

– Właściwie to nic. – Hermiona z trudem stłumiła uśmiech. Lupin był szalenie inteligentny i dobrze wiedział, na jakich zasadach działa ślizgoński mózg. – Niemniej jednak radziłabym również go nie prowokować i zachować bezpieczny dystans. Co zdążyliście zauważyć, nie darzy gryfonów wielką sympatią. To całkiem oczywiste, że nigdy nie zostaniecie dobrymi przyjaciółmi. Najlepiej zrobicie, jeżeli w miarę możliwości będziecie go unikać.

Longbottom zmarszczył brwi.

– Och, a zauważył, że też jesteś gryfonką?

– Owszem i uwierzcie, że nie jest tym faktem zachwycony – podsumowała z rozbawieniem.

– Powinien się czuć zaszczycony, że w pierwszej kolejności spędzasz z nim czas – kontynuował swą tyradę. – To zarozumiały dupek.

– Całkiem prawdopodobne. – Uśmiechnęła się pogodnie. – Czy mógłbyś mi jednak zrobić przysługę i przestać go prowokować przy każdej nadarzającej się okazji? To byłoby naprawdę pomocne. Jestem cholernie zmęczona tymi wszystkimi kłótniami.

– Może jednak przemyślisz sprawę? – Amarys spojrzał nań uważnie. – Może najlepszym rozwiązaniem byłoby unikanie go?

– Tom jest moim chłopakiem i nim pozostanie – odpowiedziała stanowczo. – Czy wreszcie przyjęliście to do wiadomości?

– Jeżeli tego właśnie chcesz – odparł po dłuższej chwili milczenia Lupin, aczkolwiek wyglądał na szczerze nieprzekonanego.

Mark się skrzywił.

– W porządku, ale nie oczekuj, że będziemy stać z boku, kiedy znowu cię uderzy.

– Nie widzę problemu, ponieważ nigdy nie podniósł na mnie ręki. – Uśmiechnęła się Hermiona.


Minęło kilka dni, a Tom rzeczywiście dotrzymywał słowa. Ślizgoni również zaprzestali obserwacji i prześladowań. Wreszcie wydawało się, że jej przyjaźń z chłopcami została zaakceptowana, aczkolwiek czasem dostrzegała iskierki zazdrości w jasnoszarych oczach. Najważniejsze, że przestrzegał rozejmu, którego wymagała oraz zaprzestał swoich ataków.

Oczywiście, czasem miał ochotę cisnąć przekleństwem w któregoś z gryfonów, ale się powstrzymywał. Hermiona po samym spojrzeniu mogła to stwierdzić, ale w takich momentach zagryzał zęby i mocno się kontrolował. Cień Rona najprawdopodobniej wciąż zaprzątał mu głowę, ale najwyraźniej uznał, że dochowa mu wierności.


Tom siedział w pokoju wspólnym, trochę zaniepokojony. Rozłożył się na skórzanej kanapie z książką w ręku, ale nie mógł się nań skoncentrować. Myślami wciąż wracał do Hermiony. Nawet po tejże pamiętnej rozmowie i gorących zapewnieniach, że nie jest substytutem zmarłego narzeczonego, nadal nie mógł ścierpieć momentów, kiedy robili coś osobno. Wiedział, że nie czmychnie z Longbottomem, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości, ale… nadal walczył z pragnieniem przeszukania każdego zakątka zamku, byle tylko przekonać się, czy wszystko jest w porządku. Była po prostu zbyt uparta. Mimowolnie powędrował wzrokiem ku siedzących w kącie pokoju ślizgonkom. Kiedy zauważyły, że im się przygląda, zaczęły bezmyślnie chichotać, czerwienić się i rzucać mu uwodzicielskie spojrzenia.

To wciąż lepsze, aniżeli głupie zauroczenie, pomyślał, rozdrażniony. Westchnął pod nosem, a następnie ponownie podjął daremną próbę skoncentrowania się na lekturze.

– Czego tu szukasz? – Usłyszał po chwili protekcjonalny, kobiecy głos.

– Nie twój interes – odpowiedział inny, zdecydowanie milszy dla ucha, zabarwiony chłodnym rozbawieniem i cholernie znajomy.

Natychmiast poderwał głowę i uśmiechnął się, kiedy zobaczył idącą w jego stronę Hermionę. Wszystkie oczy w pokoju śledziły każdy jej krok, ale zdawała się niczego nie zauważać, dumnie wypiąwszy pierś. Szczerze mówiąc, Tom był zaskoczony tym, że wyszła mu naprzeciw. Wyglądało na to, że jednak chciała spędzać z nim czas, nawet jeżeli jej do tego nie zmuszał.

Ostatecznie usiadła obok niego na kanapie. Drgnął, usłyszawszy przytłumioną rozmowę bliżej będących ślizgonów, którzy dobrze wiedzieli, że gdy czyta, absolutnie nie należy mu przeszkadzać, a tym bardziej naruszać jego prywatnej przestrzeni. Nawet rycerze nigdy by doń nie podeszli, uprzednio niezaanonsowani. Współdomownicy byli szczerze oburzeni okazaną bezczelnością, ale Tom nie miał nic przeciwko. Spojrzał na dziewczynę.

– Jak weszłaś do pokoju wspólnego? – zapytał z zainteresowaniem.

– Myślałeś, że jesteś jedyną osobą, która ma swoje wtyki? – Odbiła pałeczkę z zawadiackim uśmieszkiem, na co uniósł brew z powątpiewaniem. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, ale w końcu skapitulowała. – W porządku. Czekałam pod ścianą, aż ktoś mnie przepuści. Zadowolony?

– Yhym – wymruczał. – Co chciałabyś teraz porobić? – zapytał, kiedy odchyliła się na kanapie. – Moglibyśmy wyjść na zewnątrz i posiedzieć nad jeziorem.

Hermiona pokręciła przecząco głową.

– Na dworze pada deszcz – poinformowała go. – Oczywiście, wy, węże zamieszkujący podziemia, o niczym nie wiecie.

Tom się uśmiechnął, widząc ten protekcjonalny wyraz twarzy. Wygląda niczym ślizgonka, pomyślał.

– Nie musisz mnie zabawiać – powiedziała, schyliwszy się do torby, z której wyciągnęła książkę. – Widzisz? – zapytała, pokazując mu starą, oprawioną w skórę okładkę.

– „Manifestacja magii w przedmiotach nieożywionych"? – przeczytał na głos tytuł i przez chwilę świdrował tomiszcze wzrokiem. – Szkoda – podsumował beztrosko.

Zamrugała, zupełnie zdezorientowana.

– To znaczy?

– Liczyłem, że przyniesiesz inną księgę. – Uśmiechnął się doń w niewinny sposób.

– Chyba nadal nie rozumiem – odparła ze zmarszczonymi brwiami.

– Cóż, masz w swoim posiadaniu pewną skarbnicę wiedzy, którą zdobyłaś, powiedzmy, w nieszczególnie legalny sposób – dodał ze złośliwym uśmieszkiem.

Hermiona się skrzywiła, ale nie dał się przestraszyć. Zamiast tego, wyciągnął ku niej rękę i odgarnął jej z czoła kosmyk bujnych włosów. Zaśmiał się cicho, kiedy zadrżała, gdy musnął palcami jej policzek. Była cudownie wrażliwa. Pochylił się do przodu i z przyjemnością odnotował, że się zaczerwieniła.

– Jeszcze nie zapomniałem o księdze Ignotusa Peverella – wymruczał ponętnie do ucha.

To niestety wyrwało dziewczynę z transu, bowiem przestała się rumienić, a jej spojrzenie natychmiast stwardniało.

– Jak już niejednokrotnie mówiłam, nie pokażę ci tego tomu – powiedziała ostrym tonem.

Uparta jak zawsze.

– Czemu w takim razie wolisz czytać podręcznik do transmutacji? – zapytał, odchyliwszy się na kanapie i rozłożywszy ręce na oparciu.

– W przeciwieństwie do ciebie po prostu lubię ten przedmiot.

Zarejestrował wyzywające spojrzenie, po czym otworzyła lekturę i zatopiła się w czytaniu. Mimowolnie się uśmiechnął i również spróbował skupić się na trzymanej w rękach księdze. Chwilę tkwili w komfortowej ciszy, a potem poczuł, że dziewczyna przysuwa się bliżej. W pewnym momencie nawet wzięła go za rękę i mocno się doń przytuliła. Gdy na nią zerknął, zauważył, że nerwowo przygryza wargę i omiata wzrokiem pokój wspólny.

– Coś nie tak?

– Wszyscy się gapią – wyszeptała. – Jestem święcie przekonana, że najchętniej by mnie oskalpowali.

Tom uniósł głowę i okazało się, że miała całkowitą rację. Wielu ślizgonów rzucało im dyskretne, aczkolwiek bardzo zainteresowane spojrzenia. Niestety te pochodzące od koczujących po drugiej stronie pokoju dziewcząt w nawet najmniejszym stopniu nie były ani przyjazne, ani niepozorne. Zupełnie nie był zaskoczony, że na czele tej grupki stała Nicolls, otwarcie piorunując Hermionę wzrokiem. Niewzruszony, zignorował współdomowniczki i skoncentrował się na swojej dziewczynie.

– Cóż, byłbym szczerze zaskoczony, gdyby polubiliby gryfonkę – odpowiedział, dobrze wiedząc, że mija się z prawdą. W rzeczywistości nie chodziło o przynależność domową. Ślizgoni po cichu zastanawiali się, dlaczego zezwolił gościowi na tak duży margines swobody. – Jeżeli nie chcesz być na widoku, zawsze możemy podskoczyć do dormitorium. Tam nikt nie będzie cię dekoncentrował i przeszkadzał – zaproponował, gdyż czuł, że się nie uspokoi.

Skinęła głową, schowała książkę do szkolnej torby i szybko wstała z kanapy. Tom zaśmiał się pod nosem, gdy pospiesznie ruszyła w kierunku schodów. Gdy ruszył zań dostojnym krokiem, spojrzenia, którymi raczyły ją dziewczęta, natychmiast pociemniały. Prawdę powiedziawszy, miał gdzieś co współdomownicy myślą o jego związku z gryfonką. Gdyby ktokolwiek odważył się wyrazić swe wątpliwości czy zażalenia na głos, z przyjemnością rozwiązałby ten problem. Kiedy podszedł do pierwszych stopni, mimowolnie się uśmiechnął. Po drodze wypatrzył siedzących na kanapie rycerzy. Dotąd nie zwracał nań większej uwagi, ale wiedział, że zapewnią mu prywatności.

Gdy wreszcie wszedł do sypialni, znalazł Hermionę okupującą jedną z sof stojących w części wypoczynkowej. Podszedł doń i również usiadł.

– Czemu dormitoria Slytherinu są przynajmniej dwukrotnie większe od dormitoriów Gryffindoru? – zapytała z wyrzutem.

– Odpowiedź jest prosta. – Uśmiechnął się arogancko. – Większość ślizgonów to rozpieszczone bachory pochodzące z bogatych i wpływowych domów. Praktycznie wszyscy mieszkają w olbrzymich dworach, będących rodzinną spuścizną. Nie wiedzieliby, jak przetrwać na mniejszej powierzchni od Pałacu Buckingham.

Zachichotała, po czym usiadła wygodniej, sięgnęła po książkę do transmutacji i kontynuowała czytanie. Tom również próbował powrócić do lektury, ale zupełnie nie mógł się skoncentrować. Niewyraźne światło znacznie utrudniało widoczność liter na papierze, ale głównym powodem jego rozproszenia była siedząca obok czarownica.

Z Hermioną było zdecydowanie łatwiej. Nie szalała za nim z powodu urody, którą został obdarzony przez matkę naturę, czy też mocy, którą posiadł ciężką pracą. Znacznie różniła się od pozostałych dziewcząt, tak pragnących przynajmniej chwili jego uwagi. Widziała go takim, jakim jest naprawdę i nie skupiała się na obrazie idealnego prefekta, który rozpowszechnił w szkole. Oszukiwanie zawsze przychodziło mu z dziecinną łatwością. Wystarczyło kilka zgrabnych kłamstw i zalotnych spojrzeń, żeby panny robiły wszystko, czego tylko pragnął.

Hermiona była wyjątkowa. Od samego początku nie dała się nabrać na fasadę, którą prezentował światu i szybko przejrzała jego łgarstwa. Zawsze potrafiła prześwietlić go na wylot. Chociaż ta umiejętność bywała irytująca, przynosiła mu również swoistego rodzaju ulgę, że nie musiał nieustannie udawać. Wiedziała, z kim ma do czynienia. Nie tylko widziała, ale też na własnej skórze doświadczyła jego ciemnej strony, a nawet słabości i mimo to wciąż mu towarzyszyła. Ilekroć kręciła się w pobliżu, bez przeszkód mógł być naprawdę sobą.

Szczerze mówiąc, nie miał zielonego pojęcia, dlaczego zdecydowała się za nim podążać i zgodziła się na związek. Gdyby była normalną dziewczyną, uciekłaby, gdzie pieprz rośnie przy pierwszej lepszej okazji i nigdy doń nie wróciła, zwłaszcza biorąc pod uwagę sesję tortur, którą jej niegdyś zaserwował. Hermiona nie tylko nie czmychnęła, ale też pomogła mu, chociaż niczego przy tym nie zyskała; potem zdecydowała się mu wybaczyć. To właśnie brak zrozumienia doprowadził do ostatnich wydarzeń. Teraz gdy przestał kontrolować ją na dosłownie każdym kroku, było jeszcze lepiej, bowiem samodzielnie doń wracała.

Zagubiony w myślach, dopiero po chwili zauważył, że ponownie przysunęła się bliżej. Gdy pochyliła się do przodu i musnęła go wargami w kącik ust, w lot zrozumiał, że kierowała się zupełnie innymi intencjami. Zanim się zorientował, odebrała mu książkę, którą dotąd trzymał, odłożyła ją na kanapę i zaczęła obsypywać go pocałunkami. Gdy przesunęła mu dłonią po klatce piersiowej, zahaczając o wrażliwe rejony, nie mógł powstrzymać się od cichego jęku. Drugą ręką wciąż przytrzymywała mu głowę, skubiąc dolną wargę. Kiedy poczuł muskający mu wargi język, zapomniał o zdrowej logice i poddał się przyjemności. Otworzył lekko usta, aby mogła pogłębić pocałunek. Jakoś mu nie przeszkadzało, że oddał kontrolę.

W pewnym momencie pociągnęła go mocniej za włosy, przez co odsłonił gardło. Kiedy zaczęła składać pocałunki na jego szyi, mimowolnie zaczął szybciej oddychać i drżeć. Wiedział, że jest blisko, ale to nie wystarczało. Potrzebował jej znacznie bliżej.

Zwyczajową powściągliwość szybko zastąpiło pożądanie. Owinął ramię wokół talii dziewczyny i pochylił się do przodu, żeby znów wziąć w posiadanie jej usta. Mimo że usiadła mu w międzyczasie na kolanach, wciąż potrzebował więcej.

Następnie skupił się na szyi, którą wspaniale prezentowała. Ciężki oddech tylko napędzał go do działania i potęgował otrzymywaną przyjemność. Otoczyła go ramionami i przylgnęła doń mocno, a tym samym sprawiła, że przekroczyli granicę. Słodki zapach bzu niemal doprowadzał go do szaleństwa, a kiedy skubnął wrażliwy płatek jej ucha, mimowolnie jęknęła. To cudowne, ale wciąż nie wystarczało.

Hermiona zaskoczyła sama siebie. Gdy pocałowała Toma, jakby straciła kontrolę nad własnym ciałem. Jeszcze chwilę wcześniej po prostu siedział na kanapie i czytał książkę. Wyglądał szalenie ponętnie, dlatego też nie mogła się powstrzymać i poddała się instynktowi. Musiała go pocałować, a on natychmiast odpowiedział. Zanim się zorientowała, wciągnął ją na swoje kolana, całkowicie niwelując dystans, który ich dzielił. Owinęła ramiona wokół jego szyi i przeczesała mu palcami gęste włosy. Gdy poczuła, że schodzi ustami na szyję, westchnęła z rozkoszy i zadrżała. Ciepła dłoń gładziła jej plecy, przesuwając się raz niżej, raz wyżej, aż wreszcie skupiła się na głowie. Poddała się temu uczuciu i pozwoliła, aby zaczął skubać ustami płatek ucha.

– Zaraz będziemy się kochać – wyszeptał zachrypniętym głosem, w którym pobrzmiewała stanowczość.

Otworzyła szerzej oczy, ale nie miała czasu na zastanowienie się nad konkretnym doborem słów, ponieważ chwilę później chłopak znów skupił się na pieszczeniu jej odsłoniętej szyi.

Niespodziewanie poczuła się zdenerwowana. Zatraciła się w przyjemności i naprawdę nie chciała, aby przestawał, ale jednocześnie się bała. Chciała iść z nim do łóżka, ale w gruncie rzeczy była bardzo niedoświadczona. Tylko raz spała z mężczyzną, a to zaś sprawiało, że brodziła w niepewności. Słowa Toma brzmiały niczym oświadczenie, przeciwko któremu była zupełnie bezsilna, ale na szczęście znała go lepiej i wiedziała, że właśnie w ten sposób zapytał ją o zgodę. Najzwyczajniej w świecie nie wiedziała, czego oczekiwać.

Jakoś wyczuł, że jest zdenerwowana, bowiem delikatnie ujął jej policzki w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Potem uśmiechnął się uspokajająco i znów ją czule pocałował. W okamgnieniu zrozumiała, że się nią zaopiekuje i poprowadzi. Odganiając od siebie zmartwienia i troski, poddała się przyjemnej pieszczocie. Niepewność odeszła w zapomnienie, gdyż Tom był obok.

Kiedy poczuł, że entuzjastycznie zareagowała, powoli pogłębił pocałunek i przeniósł dłonie niżej. Zaczął odpinać guziki białej bluzki, a następnie zsunął materiał z jej ramion, tak że miękko spłynął na podłogę. Gdy przesunął dłońmi po nagiej skórze pleców, Hermiona zadrżała z przyjemności.

Tom przesunął się, żeby móc wstać z kanapy. Pochylił się do przodu, aby złapać równowagę, po czym wzmocnił uścisk na talii dziewczyny i wsunął rękę pod jej kolana. Następnie stanął na nogi i w kilku krokach podszedł do swojego łóżka. Gdy położył dziewczynę na posłaniu, natychmiast wrócił do przerwanych czynności. Podparł się na ramionach i wznowił mokre pocałunki. Kiedy skupił się na zmysłowym skubaniu dolnej wargi, Hermiona rozpaliła się do czerwoności. W momencie stała się bardziej wymagająca i asertywna. Przesunęła dłońmi po klatce piersiowej chłopaka, rozsupłała mu srebrno-zielony krawat i rozpięła guziki koszuli. Tom szybko ją zrzucił, więc skorzystała z okazji i skupiła się na nagiej skórze jego pleców. Chłopak oparł się na jednym ramieniu, a następnie przeniósł się z pocałunkami na szyję i niżej. Gdy dotarł do piersi, mimowolnie zaczęła ciężej oddychać. Skupił się na nieosłoniętej stanikiem skórze, zaś drugą ręką sięgnął do jej spódnicy. Sekundę później rozpiął zamek i powoli pozbył się zbędnego materiału. Leżała teraz na łóżku, będąc w samej bieliźnie. Na chwilę się od niej oderwał, żeby zrzucić spodnie, po czym znów skoncentrował się na pieszczeniu szyi. Hermiona objęła go ramionami i nawet nie próbowała walczyć z palącym uczuciem w brzuchu, szybko rozprzestrzeniającym się po całym ciele.

Wtem Tom się odchylił do tyłu, ciągnąc ją za sobą i sięgnął ku haftkom stanika. Potem ostrożnie ułożyli się znów na łóżku, gdzie pozbył się biustonosza, który dotąd zakrywał jej piersi. Sapnęła cicho, kiedy zaczął trącać jeden z sutków językiem, a drugi palcami. Czuła przyjemne mrowienie wszędzie, gdzie jej dotknął.

Chwilę później przesunął dłońmi w dół, aż w końcu dotarł do majtek, ot ostatniej części garderoby, którą miała na sobie. Gdy powoli ściągnął jej bieliznę, prawie nie mogła złapać tchu. Namiętność brała ją we władanie, zwłaszcza że chłopak teraz na niej wpółleżał. Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go jeszcze bliżej. Wspaniale było czuć pod palcami nagą skórę, ale potrzebowała zmniejszyć dystans do niezbędnego minimum. Czuła się naelektryzowana. Palące pożądanie pozbawiło ją zdrowego rozsądku, gdy przesuwała palcami po umięśnionych ramionach. Tom najwyraźniej zdawał sobie sprawę ze stanu, w jakim się znalazła, ponieważ szybko zrzucił swoje bokserki i ponownie się nad nią pochylił. Gdy poczuła, że ustawił się główką ku wejściu, na moment wstrzymała oddech, a potem przymknęła z błogości oczy, kiedy powoli wsunął się do środka. Mimowolnie sapnęła. Tom zaczął się poruszać, z początku delikatnie, a następnie gwałtownie. W międzyczasie się całowali i skubali wrażliwą skórę. Oboje poddali się rozkoszy. Hermiona miała wrażenie, że lada moment eksploduje. Mogła skupić się tylko i wyłącznie na jednym, a mianowicie na tym niesamowitym uczuciu, którego razem doświadczali.

Widziała wyłącznie Toma. Czuła jego bliskość. Zatopiła się w znajomym smaku oraz obezwładniającym zapachu.

Całkowicie poddała się przyjemności.


Tom z zadowoleniem patrzył na leżącą obok dziewczynę. We śnie wtuliła się w niego. Z rozbawieniem zarejestrował, że w zaborczym geście objęła go w talii. Ten mały manewr był jednak niczym w porównaniu z uczuciem, które doświadczył, skupiwszy się na Hermionie.

Kto by pomyślał, że tak właśnie rozwinie się ich relacja. Nawet nie zaryzykował wysnucia podobnego wniosku, gdy po raz pierwszy skrzyżował z nią spojrzenie w Wielkiej Sali. Wtedy uparcie go ignorowała, przez co pragnął sprowadzić ją do parteru i pokazać należne miejsce. To ostatnie nijak się zmieniło, bowiem teraz chciał udowodnić jej, że zawsze powinna stać u jego boku. Nigdy nie wypuści jej ze swoich objęć. Wszak jest najcenniejszym nabytkiem, który posiadł.

Ich więź, z początku słaba, teraz się umocniła. Tom był piekielnie usatysfakcjonowany obrotem sytuacji. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że tak szybko mu ulegnie. Osiągnął niebywały sukces, ale ten był inny od pozostałych. Niejednokrotnie sypiał z dziewczętami, ale tamtych doświadczeń nie sposób porównać. To, co się dziś wydarzyło, było cholernie przyjemne i zdecydowanie zapadło w pamięć.

Wyglądało na to, że Hermionie również się podobało. Mimowolnie zamruczał z zadowoleniem, gdy przypomniał sobie, jak słodko reagowała. To też było dlań nowe. Nigdy wcześniej nie zależało mu na tym, aby chętna panna osiągnęła spełnienie. Nie dbał o uczucia dziewcząt i szybko kończył znajomość, gdy było po wszystkim. Jak widać, Hermiona znów go zaskakiwała.

W przypływie czułości wyciągnął doń rękę i odgarnął z czoła zbłąkany kosmyk włosów. Drgnęła, wyczuwając ruch, ale na szczęście się nie obudziła. Zamiast tego, przylgnęła doń mocniej i mruknęła przez sen.

– Tom.

Uśmiechnął się triumfalnie. W szarych oczach zabłysła zachłanność, po raz pierwszy od dłuższego czasu w pełni zaspokojona.

Nareszcie zdobył Hermionę DeCerto.